
„Maja i przyjaciele” to książka dwujęzyczna, do czytania z dwóch stron – po polsku i ukraińsku.

Na okładce wydawnictwo umieściło informację:
Zysk ze sprzedaży książki przeznaczamy na pomoc dzieciom z Ukrainy, wspierając działalność Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce
… i na tym w zasadzie kończą się dobre rzeczy, które mogę o niej powiedzieć.
„Maja i przyjaciele” to książka, z którą mam problem.
Nie żałuję tego, że ją kupiłam. Jest cegiełką na słuszny cel, nie była to też jedyna podobna zbiórka, w której wzięłam udział. Po jej przeczytaniu zadałam sobie jednak pytanie – czy sama słuszność celu, w jakim ją wydano, wystarczy ? Czy wątpliwości, jakie budzi we mnie jej zawartość, są równoznaczne z kwestionowaniem tego celu ?
Mój problem z tą publikacją polega na tym, że nie znajdziemy w niej tego, co sugeruje poprzedzający polskie wydanie wstęp autorki, który pozwolę sobie obszernie zacytować:
Książkę, którą trzymacie w dłoniach, o różnych dzieciach z różnych ukraińskich rodzin, pisałam w 2017 roku, kiedy Krym był zaanektowany, a część obwodów donieckiego i ługańskiego tymczasowo okupowała Federacja Rosyjska.
Ten tekst piszę z kolei w korytarzu, gdzie chowamy się z mamą, która jako dziecko przeżyła II wojnę światową, i psem, bo nad kijowskim niebem rozbrzmiewa kolejny alarm rakietowy…
Wyobrażam sobie, że ktoś z klasy Mai modli się teraz w schronie przeciwlotniczym, ktoś inny chce tylko, żeby tacie nic się nie stało, a mama wróciła z patrolu policyjnego, ktoś siedzi w autobusie ewakuacyjnym, a wcześniej tydzień pod bezlitosnym ostrzałem, bez ciepła, wody, światła i jedzenia tulił się do mamy. Ktoś nie rozumie, dlaczego w jego mieście porządki zaprowadzają wrodzy wojskowi, a ktoś już stracił bliską osobę. Jeszcze ktoś inny ponad pięć dób docierał do granicy, za którą znalazł pomoc i schronienie, i teraz płacze zawinięty w koc, połyka słodki batonik i mówi po polsku „dziękuję”. (…)
Wojna zawsze jest przeciwko dzieciom. I tym tekstem chcę krzyczeć o tym, że dzieci z mojego kraju potrzebują międzynarodowej ochrony, dzieci z mojego kraju mają prawo do teraźniejszości i przyszłości nie w oblężeniu, nie pod okupację, nie w schronach przeciwbombowych pod ostrzałem, a w domach kochających rodzin na Ukrainie.
Świat musi to zrozumieć.
Po przeczytaniu tego wstępu spodziewałam się, że dalej znajdę opowieść o tytułowych dzieciach z klasy Mai, o ich życiu przed wojną i o tym, jak zmieniło się ono po jej wybuchu. Nie znalazłam tam tego, bo tak naprawdę nie o tym jest ta książka. A o czym ?
Przypomniał mi się teraz stary dowcip żydowski, w którym ktoś poprosił rabina o to, żeby streścił Talmud stojąc na jednej nodze. Ten stanął i powiedział: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Reszta to tylko komentarze 😉 Gdybym miała w ten sposób streścić „Maję i przyjaciół” wystarczyłoby przywołać blurba, który znajduje się na okładce w pionowym, fioletowym pasku i raczej nie da się go odczytać, jeśli się ją kupuje przez internet:
Nie ma znaczenia, czy jesteś częścią małej, czy wielkiej rodziny, czy łączą was więzy krwi, czy nie oraz ile masz mam lub tatusiów. Najważniejsze jest to, by się wzajemnie kochać i szanować. To prawdziwe wartości, o nich jest ta książka.
Reszta to tylko rozwinięcie 😉
Można powiedzieć, że „Maja i przyjaciele” to lista obecności jednej (czy typowej ?) ukraińskiej klasy wraz z opisem rozmaitych sytuacji rodzinnych jej uczniów.


Podsumowując te sytuacje: poza Mają, Sofijką pierwszą i Solomiją, których sytuacja już na etapie poczęcia była nietypowa, w klasie jest 14 dzieci. U dwojga z nich jedno z rodziców nie żyje, więc można powiedzieć, że na ich sytuację rodzinną wpłynęła siła wyższa. Z pozostałej dwunastki tylko troje ma pełną rodzinę i mieszka ze swoimi biologicznymi rodzicami, reszta żyje w rozmaitych niepełnych i paczworkowych kombinacjach rodzinnych. Nie wiem, jak to przed wojną wyglądało na Ukrainie statystycznie, ale 75% niepełnych rodzin to chyba jednak trochę dużo nawet jak na kraj postsowiecki ?
Kiedy czytałam ją po raz pierwszy, zdziwiło mnie to, że klasa Mai liczy tylko 17 dzieci. Potem jednak doszłam do wniosku, że po prostu autorce wyczerpały się pomysły na nietypowe konfiguracje rodzinne. Z trójki wychowywanej w pełnych rodzinach – Taja ma adoptowanego brata, Rajis jest Tatarem z Krymu, a Petro – Romem, więc ich rodziny są też w jakimś stopniu inne. Trudno jednak powiedzieć, od czego inne, skoro nie ma tam żadnej rodziny nazwijmy to zwyczajnej (żeby nie użyć słowa normalnej). W całej tej klasie tylko dwoje dzieci zostało dotkniętych przez wojnę – Sofijka trzecia, która przyjechała z mamą z Ługańska, a jej tata zniknął podczas wojny oraz Rajis, który stracił swój dom na Krymie.
Żeby była jasność – nie mam nic przeciwko rozmawianiu z dziećmi o nietypowych rodzinach oraz o in vitro, ale w książce, która sugeruje, że opowiada o wojnie, szukam czego innego. Zwłaszcza teraz, kiedy temat jest tak aktualny. Poza tym – takie książki już na polskim rynku wydawniczym są, na przykład ta

Widzę w „Mai i przyjaciołach” pewną wewnętrzną sprzeczność. Jeśli rzeczywiście nie ma znaczenia, czy jesteś częścią małej, czy wielkiej rodziny, czy łączą was więzy krwi, czy nie oraz ile mam lub tatusiów , to czemu dzieci w tej książce są opisywane niemal wyłącznie poprzez swoje sytuacje rodzinne ? Poza tym dowiadujemy się o nich niewiele, drobiazgi typu: monobrew u Rajisa najczęściej mieszczą się w jednym zdaniu. Nie jestem również pewna, czy dzieciom z klasy potrzebne są aż takie szczegóły dotyczące poczęcia ich koleżanek, jakie podane są w przypadku Sofijki i Solomii ? Skoro to są takie dzieci jak my wszyscy ? Bo przecież są !
W tej książce najbardziej brakuje mi… dzieci. Wbrew tytułowi jest ona bardziej o dorosłych. Więcej dowiadujemy się o ich problemach zdrowotnych, orientacji seksualnej i problemach, jakie mają sami ze sobą, a z którymi muszą mierzyć się ich dzieci, niż o tym, czym one same żyją poza tym.
Co lubią robić bez dorosłych ? Kto się z kim przyjaźni, a kto kogo nie lubi i dlaczego ? O czym marzą i czego się boją ?
Szkoda, że tego nie ma w tej książce i że żadnego z jej bohaterów nie możemy zapamiętać ze względu na niego samego.
Szkoda też, że tak mało jest w niej wojny, która na Ukrainie trwa przecież przez całe życie tych dzieci.
Larysa Denysenko (tekst), Masha Foya (ilustr.) „Maja i przyjaciele”, przekł.: Zuzanna Yevtushyk, wyd.: Kropka, Warszawa 2022