
Myślałam, że to nigdy nie nastąpi, a jednak doczekałam się…
„Abecadło krakowskie”, które na liście Najważniejszych Książek Mojego Dzieciństwa zajmuje chronologicznie pierwsze miejsce, zastało właśnie wznowione !!!
A wraz z nim „Abecadło warszawskie”, o którego istnieniu dowiedziałam się, kiedy już byłam dorosła, natomiast o tym, że także zilustrował je Jan Marcin Szancer – dopiero teraz.

To nie była moja pierwsza książka w życiu, ale jest pierwszą, którą do dziś pamiętam. Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli powiem, że od „Abecadła” zaczęło się wszystko, co w moim życiu ważne, czyli maniackie czytanie i zainteresowanie historią.
Uwielbiałam ją, znałam ją na pamięć i na niej właśnie nauczyłam się czytać. Jak opowiadała moja Mama – jeszcze zanim posiadłam tę umiejętność, po mistrzowsku ją udawałam i ”czytałam” na głos recytując z pamięci, ale palcem cały czas wodziłam po tekście utrzymując tempo 😉 Dzięki „Abecadłu” nie tylko nauczyłam się alfabetu, ale także poznałam Kraków na długo przedtem, zanim tam pojechałam. Kiedy wreszcie zobaczyłam to miasto na własne oczy… rozczarowałam się srodze. W tzw. realu wczesnych lat siedemdziesiątych nie dorastał do tego z ilustracji Jana Marcina Szancera, szczególnie w mroźną, ale bezśnieżną zimę.
Tamta książka z mojego dzieciństwa przepadła już dawno. Być może ówczesne broszurowe wydanie nie przetrwało mojego uwielbienia. Jeśli nie, to zapewne padła ofiarą naszej przeprowadzki do Warszawy, kiedy rodzice stojący wobec konieczności spakowania i przewiezienia własnego, niemałego księgozbioru, drastycznie ograniczyli mój, oddając wszystkie książki, z których już wyrosłam. Pamiętałam ją doskonale – jej tytuł, ilustratora (bo kreska Szancera jest nie do pomylenia), ale nie wiedziałam, kto był autorem. Dopiero po wielu latach odkryłam, że napisała ją Wanda Chotomska.
Kilka lat temu, kiedy w Muzeum Narodowym w Krakowie zwiedzałam z córkami wystawę #dziedzictwo, z radością odkryłam na niej oryginały wszystkich ilustracji z tej książki. Niestety aparat w moim ówczesnym telefonie robił bardzo kiepskie zdjęcia…

Czytam tę książkę dziś i mam wrażenie, że jednak wytrzymała próbę czasu. W końcu co to jest pięćdziesiąt lat dla takiego miasta jak Kraków ? Tyle co nic 😉 Wszystkie te miejsca istnieją nadal – od Akademii Sztuk Pięknych po dzwon Zygmunta przez Muzeum Czartoryskich, Rynek i Teatr Słowackiego. Nie wiem tylko jak z Fafikiem, czy nadal jest w Krakowie POSTACIĄ ?

Swój urok ma nadal także jej zakończenie – z przymrużeniem oka łączące krakowski genius loci z duchem czasów, w których powstawało: Zachwycony Krakowem i uroczą wycieczką, wszystkim padam do nóżek – Obywatel Słoneczko.
Jedyne, co mnie rozczarowało, to nowa wersja okładki. Taka kolorowa, żeby nie powiedzieć – oczowalista 😦 Strasznie dużo się na niej dzieje, za dużo. Kiedy ją zobaczyłam, aż bałam się zajrzeć do środka. Na szczęście tam wszystko jest tak, jak stworzył Mistrz Szancer. No prawie wszystko, bo mam wrażenie, że numeracja stron wyglądała inaczej, ale to drobiazg.

„Abecadło warszawskie” nie należało do książek mojego dzieciństwa. Dowiedziałam się o jego istnieniu kilkanaście lat temu, ale wydaje mi się, że wydanie, które znalazłam wtedy w bibliotece, było ilustrowane przez kogoś innego. W tym – ilustracje Szancera stanowią miłe zaskoczenie, ale całość wypada jakoś blado, bez wyrazu. Nie wiem, czy to z powodu tego, że czytam tę książkę bez sentymentu z dzieciństwa, czy po prostu Warszawa lat sześćdziesiątych miała zdecydowanie mniej uroku niż Kraków ? A może po prostu brakuje tutaj Obywatela Słoneczko z jego podróżnym, żółtym pledem i dlatego to wszystko jakoś się nie klei ?

Wanda Chotomska „Abecadło krakowskie”, ilustr.: Jan Marcin Szancer, wyd.: G&P, Poznań 2022
Wanda Chotomska „Abecadło warszawskie”, ilustr.: Jan Marcin Szancer, wyd.: G&P, Poznań 2022