Dopóki niebo nie płacze

Dopóki niebo nie płacze

Można powiedzieć, że jest to aneks do „Dwojga drzwi i dziewięciorga dzieci”, a równocześnie trzecia na półkach Małego Pokoju z Książkami publikacja, w której wydaniu uczestniczył lubelski Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”. W przeciwieństwie do „Czarodziejów wyobraźni”, którzy byli niestety wypadkiem przy pracy, „Dopóki niebo nie płacze” jest dopracowane w najdrobniejszych szczegółach – jak to zwykle bywa z książkami Iwony Chmielewskiej.

Najpierw zobaczyłam setki portretów – cudem odnaleziony w Lublinie skarb.

Mieszkańcy żydowskiej dzielnicy, przez tyle lat ukryci, darowali nam współczesnym swoje spojrzenia z czasów, gdy nie przeczuwali jeszcze losu, który ich czekał.

Te spojrzenia czegoś się domagały, nie dawały mi spokoju. Jeszcze bezpieczni, otoczeni bliskimi, pełni szlachetnego skupienia ludzie, prosili, by ich ożywić i dodać im barw. Domagali się szczególnej czułości i opowieści, która niosłaby pamięć dalej.

Ale nie chcieli słów pełnych grozy, woleli opowieść o życiu.

Znalazłam więc dla nich wiersze, proste i pełne ciepła. Napisał je ich sąsiad, poeta i nauczyciel Józef Czechowicz, zanim zginął w 1939 roku – w jednym z pierwszych bombardowań Lublina.

Na moich ilustracjach bohaterowie fotografii ożywają w uroczystym teatrze, w przyjaznym otoczeniu, wśród zwierząt i roślin. Na tej scenie pamięci od zimy do późnej jesieni każdy z nich odgrywa ważną, pełną godności rolę. – napisała Iwona Chmielewska na stronie wydawnictwa i w ten sposób powiedziała o tej książce wszystko, co najważniejsze.

Na okładce widzimy nazwiska trojki autorów, ale jedno z nich opatrzone jest gwiazdką, która prowadzi do takiej informacji: Archiwalne zdjęcia zamieszczone w tej książce pochodzą z kolekcji szklanych negatywów odnalezionej w 2010 roku w Lublinie, w kamienicy przy Rynku 4. W 2012 roku zostały przekazane Ośrodkowi „Brama Grodzka – Teatr NN”. Według aktualnych ustaleń prawdopodobnym autorem zdjęć jest Abram Zylberberg. (więcej informacji na ten temat można znaleźć >>> tutaj )

Cała kolekcja składała się z 2700 negatywów. Udało się na nich rozpoznać 15 osób. Być może wśród tych pozostałych jest ktoś z bohaterów „Dwojga drzwi i dziewięciorga dzieci”, ale tego już się nie dowiemy. Na ilustracjach Iwony Chmielewskiej ludzie sfotografowani przed wojną w Lublinie pojawiają się w anturażu związanym z wierszami innego lublinianina – Józefa Czechowicza. Ani w jego wierszach, ani w ilustracjach nie ma cienia Zagłady rzucanego wstecz, mimo że możemy przypuszczać, jaki był los większości z tych ludzi. Jest świat, w którym żyli, a którego już nie ma…

Dokoła listki, dokoła, dopóki jesień wesoła. / Dopóki niebo nie płacze, niech każdy w słonku poskacze…

Iwona Chmielewska, Józef Czechowicz, Abram Zylberberg „Dopóki niebo nie płacze”, wyd.: Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN’, Lublin 2016

Dwoje drzwi i dziewięcioro dzieci

Dwoje drzwi i dziewięcioro dzieci

Rabinowiczowie mieli dziewięcioro dzieci. Najstarszy z nich, Aaron, miał siedemnaście lat, ale jego być może w ogóle nie powinniśmy liczyć, bo był żonaty i już nie mieszkał w rodzinnym domu. Druga po Aaronie była Adina, a po niej kolejno Miriam, Szlomo, Estera, Noemi, Jakub i Debora; ostatnia dziewczynka była jeszcze zupełnie malutka i miała na imię Bluma. Mieszkali wszyscy w Lublinie, w domu przy ulicy Lubartowskiej, na drugim piętrze kamienicy, a do ich mieszkania prowadziło dwoje drzwi wejściowych – niebieskie i brązowe. Tak naprawdę bowiem były to dwa mieszkania, bo w jednym po prostu by się nie pomieścili.

Papa Rabinowicz był rabinem w domu modlitewnym – zwanym sztyblem – który znajdował się na parterze. Codziennie przed śniadaniem schodził na dół, żeby odprawić modlitwę. A codziennie po śniadaniu pracował w swoim biurze, czytając książki* i przyjmując odwiedzających, który przychodzili do niego po radę…

Choć mogłoby się to wydawać niemożliwe – „Dwoje drzwi i dziewięcioro dzieci” jest książką równocześnie fascynującą i rozczarowującą, a miejscami niestety nudną 😦

Fascynująca jest jej tematyka. To pierwsza taka książka od… nie wiem kiedy, na pewno od końca wojny, a i wcześniej trudno mi ją sobie taką wyobrazić – książka, która pokazuje normalne życie rodziny ortodoksyjnych Żydów żyjących w przedwojennej Polsce. Konkretnie: w Lublinie, ale ponieważ praktycznie cała akcja umieszczona jest w dzielnicy zamieszkałej przez ludność żydowską, może to być niemal każde inne ówczesne polskie miasto lub miasteczko dawnego zaboru rosyjskiego lub austriackiego. Anna Ciddor, pisarka mieszkająca w Australii, na podstawie tego, co opowiedziała jej babcia Noemi, odtworzyła codzienne (i niecodzienne) życie jej rodziny w najdrobniejszych szczegółach. W dodatku, co moim zdaniem jest najważniejsze, zrobiła to kompletnie poza kontekstem Holokaustu, w którym współcześnie umieszczamy wszystko, co jest z Żydami w Polsce związane. Dariusz Stola, dyrektor Muzeum Polin, nazwał to sytuacją , w którym Zagłada rzuca cień także wstecz. Opowiadając o swoim muzeum, powiedział: Wydobywanie czegoś z cienia Zagłady polega m.in. na tym, żeby zwiedzający, który ogląda synagogę z XVII wieku, na chwilę zawiesił swoją wiedzę o tym, że potomkowie Żydów, którzy ją zbudowali, zostali wymordowani. Ci, którzy budowali synagogę, nie wiedzieli, że ich potomkowie zostaną wymordowani. Rzutowanie Zagłady wstecz oddziela nas od ludzi, którzy żyli przed nią.

Tak ja my teraz nie wiemy, co się zdarzy w przyszłości, tak samo Rabinowiczowie żyli w przedwojennym Lublinie nie przeczuwając nadchodzącego Holokaustu. Jedyna wzmianka o nim pojawia się w posłowiu. Obchodzili święta, wychowywali dzieci, żenili je i wydawali za mąż. Akcja tej książki osnuta jest właśnie wokół zamążpójścia najstarszej z ich córek Adiny, której męża zgodnie z tradycją wybierają dla niej rodzice, a ona pierwszy raz zobaczy go dopiero w dniu ślubu. Zanim jednak to nastąpi, czytelnicy towarzyszą rodzinie w przygotowaniach do szabasu…

„Dwoje drzwi i dziewięcioro dzieci” mogłabym określić mianem powieści etnograficznej 😉 Zasady i zwyczaje regulujące życie w ortodoksyjnej rodzinie żydowskiej opisane są tam szczegółowo i ta drobiazgowość, dla mnie interesująca, może być nużąca dla jej współczesnych odbiorców. Czytając opis przygotowywania gefilte fisz miałam wrażenie, że śledzę je w czasie rzeczywistym 😉 Warto jednak zauważyć, że przy całej tej staranności, autorka w jednym miejscu nagięła zwyczaj do potrzeb akcji, tak aby zakończyć ją ślubem. Tymczasem golenie głowy panny młodej miało miejsce już po nim i nie zostawiano jej wtedy na głowie żadnych loczków.

Równocześnie zabrakło mi w tej opowieści jakiejś podbudowy psychologicznej, która pozwoliłaby żyjącemu w XXI wieku czytelnikowi zrozumieć sytuację aranżowanego małżeństwa, bo cała ta sprawa opisana jest tam niemal kompletnie bez emocji. Adina i inne dzieci Rabinowiczów oswajały się z taką sytuacją od dziecka, dookoła miały same pary, które pobrały się w ten sposób (z rodzicami i bratem włącznie), więc zapewne nie budziło to ich zdziwienia. Jednak przez sto lat, które minęły od czasu, w którym żyli, świat zmienił się bardzo – także (czego sobie często nie uświadamiamy) w kwestii tego, na jakich fundamentach tworzymy obecnie związki (nie zawsze) małżeńskie 😉 Przydałaby się tam choćby jedna scena na przykład rozmowy Adiny z mamą czy szwagierką, która zapewne sama niedawno była panną młodą, o obawach, jakie miały przed ujrzeniem przyszłego męża i o początkach życia z kompletnie nieznanym człowiekiem.

Akcja tej książki umieszczona jest, jak wspomniałam, w Lublinie, w bliżej nieokreślonym momencie dwudziestolecia międzywojennego. Rabinowiczowie żyją tam w zamkniętym, żydowskim świecie, w którym mówi się w jidysz nawet z polską służącą Lidią i często nie zna się w ogóle języka polskiego. Dla australijskich czytelników, do których pierwotnie była adresowana „Family with Two Front Doors”, to świat odległej przeszłości gdzieś na antypodach, równie daleki jak opisywani przez tę samą autorkę w innych książkach Wikingowie czy mieszkańcy starożytnego Rzymu. Dla polskich odbiorców ani czasy, ani miejsce akcji nie są jednak tak odległe i chyba szkoda , że to wydanie nie zostało uzupełnione o jakiś wstęp czy posłowie rozszerzające nieco ich wiedzę.

* wydaje mi się , że bardziej odpowiednim określeniem byłoby tu studiując księgiczytanie książek brzmi jednak trochę niepoważnie

Anna Ciddor „Dwoje drzwi i dziewięcioro dzieci”, przekł.: Grażyna Chamielec, wyd.: Mamania, Warszawa 2019