Wieczór pełen cudów

Wieczór pełen cudów

„Wieczór pełen cudów” to książka, która trochę kojarzyła mi się ze świątecznymi filmami, jakich wiele można zobaczyć na platformach steramingowych. Ich oglądanie to taka moja adwentowa guilty pleasure, a najbardziej lubię wyłapywać w nich stałe punkty, choć czasem są wciśnięte w akcję na siłę i, jak to się mówi, zupełnie od czapki 😉 Ale muszą być, bo bez nich nie byłoby świątecznej atmosfery.

Kiedy zaczęłam czytać tę, drugą już w tym roku świąteczną książkę Joanny Jagiełło, początkowo czułam się trochę, jakby oglądała taki film. Podobnie jak Zwierz Popkulturalny w tym zestawieniu odhaczałam kolejne punkty: czy ktoś nie żyje/ odszedł ? Tak, choć początkowo nie jest dla nas jasne, co stało się z mamą Marcela i Irenki. Czy jest urocze rezolutne dziecię ? Tak, młodsza siostra bohatera. Czy pada śnieg ? Oczywiście. Czy bohaterowie najpierw darzą się niechęcią/ dystansem ? Tak, ale tutaj chodzi o starszą panią z sąsiedztwa. Mamy też Mikołaja z saniami i reniferami, narodziny w wigilijny wieczór oraz całą serię świątecznych cudów…

Jednak im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej poruszała mnie ta historia. Docierało do mnie, że mimo tych wszystkich elementów, nie jest to cukierkowa bajeczka o idealnych świętach, tylko całkiem poważna opowieść o życiu po stracie i o tym, co jest w nim naprawdę ważne. Bolała mnie samotność jej bohatera, który tak nieustępliwie stara się, aby mimo straty Mamy i psychicznej nieobecności Ojca jego mała siostra miała Święta, o jakich marzy. Bardzo mu w tym kibicowałam i zupełnie nie przeszkadzało mi to, że w pewnym momencie zaczęły się tam dziać rzeczy nie do końca prawdopodobne. Należało mu się to !

Nie zawsze możemy mieć dokładnie to, co byśmy chcieli. Ale zawsze możemy znaleźć sobie coś, czym możemy się cieszyć. I sami zadbać o to, by świat był piękniejszy…

Joanna Jagiełło „Wieczór pełen cudów”, ilustr.: Joanna Kolibaj, wyd.: Zielona Sowa, Warszawa 2022

Podwójne Święta / Подвійне Різдво

Podwójne Święta / Подвійне Різдво

Już na początku grudnia spadł pierwszy śnieg. Maja i Wojtek stanęli przy oknie, podziwiając ogromne, białe płatki wolno opadające w ciemności na trawnik przed domem.

– Chyba niedługo przyjdzie Święty Mikołaj – powiedział Wojtek. – I będzie choinka, i makowiec, i wszystko.

Maja pogłaskała młodszego brata po jasnej czuprynie.

-Też nie mogę się doczekać świąt – powiedziała z uśmiechem. – Mam nadzieję, że ten śnieg się nie roztopi i jutro ulepimy bałwana!

-Patrz Maja, tamte dzieci też patrzą na śnieg! – zawołał chłopiec.

Rzeczywiście. W oknie naprzeciwko pojawiły się głowy dwójki dzieci – starszego chłopca, mniej więcej w wieku Mai, i młodszej dziewczynki. Maja i Wojtek jeszcze nie zdążyli poznać nowych sąsiadów, jakoś nie było okazji. Wiedzieli tylko, że ta rodzina, bo oprócz dzieci była też ich babcia, pochodzi z Ukrainy.

– Może moglibyśmy się razem pobawić? – zaproponował Wojtek. – Ulepić nawet cztery bałwany albo zrobić bitwę na śnieżki, albo zbudować igloo?

Tak zaczyna się ta historia i mimo że z pomysłu Wojtka nic nie wyszło, bo następnego dnia śnieg już stopniał, był to początek miłej znajomości – zarówno dzieci, jak i ich babć. Igor i Sofia razem ze swoją babcią Alenką odwiedzili Maję i Wojtka (oraz ich babcię Marysię). Zamiast bawić się na śniegu piekli razem pierniczki, co stało się pretekstem do rozmowy o zwyczajach świątecznych. Okazało się przy tym, że chociaż wiele rzeczy jest podobnych, to jest też wiele różnic, a podstawową jest to… że te Święta są obchodzone w różnych terminach. I dzięki temu można je obchodzić dwa razy, za to wspólnie !

Ta książka także jest, można powiedzieć, podwójna 🙂 Nie tylko z powodu tytułu i tekstu w dwóch językach, który umieszczony jest równolegle na sąsiadujących stronach, ale także dlatego, że są tu dwie równorzędne opowieści. Dzieci polskie opowiadają dzieciom ukraińskim o swoich świętach, a ukraińskie polskim – o swoich. Podoba mi się ta równoważność obu narracji, widoczna także w ilustracjach. Co prawda ich kreska nie zachwyca, ale sam ich pomysł – tak. Ilustracje są rozplanowane na całych rozkładówkach i tak skomponowane, żeby porównywać to, co w opisywanych zwyczajach się różni, ale także pokazywać to, co jest podobne.

Dodam także, bo jest to ważne nie tylko dla mnie, że gdzieś w tle pojawia się także religijny kontekst tych świąt…

Zaliczyłam „Podwójne Święta / Подвійне Різдво” do kategorii: wokół wojny na Ukrainie, ale to nie jest książka o wojnie. Właściwie nie ma o niej tam mowy, poza jedną wzmianką przy okazji rozmowy o fajerwerkach, że ludzie teraz boją się wybuchów. Kwestia tego, dlaczego dzieci są w Polsce tylko z babcią, gdzie są ich rodzice i reszta rodziny, w ogóle nie jest poruszana. Dzięki temu Igor i Sofia nie są tu traktowani jak uchodźcy, którym trzeba współczuć, tylko po prostu jak sąsiedzi, normalne dzieci czekające niecierpliwie na święta.

Wojna się przecież kiedyś skończy (miejmy nadzieję, że już niedługo !), a sąsiedztwo pozostanie na zawsze.

Joanna Jagiełło „Podwójne Święta / Подвійне Різдво”, ilustr.: Katarzyna Urbaniak, przekł.: Joanna Majewska-Grabowska, wyd.: Świetlik, Białystok 2022

Boże Narodzenie z Manią i Tyniem; Góralskie święta z Manią i Tyniem

Boże Narodzenie z Manią i Tyniem; Góralskie święta z Manią i Tyniem

Na ogół nie piszę tu o podobnych publikacjach, bo w książkach szukam przede wszystkim ciekawego literacko tekstu oraz pięknych i intrygujących ilustracji, do których ma się ochotę wracać. W tej tego nie ma, ale za to są OKIENKA do otwierania i różne inne atrakcje, które na pewno spodobają się małym dzieciom. W dodatku wykonane są na tyle solidnie, że wytrzymają niejeden kontakt z małymi paluszkami 😉

Te książki to nieskomplikowana opowieść o zwykłych rodzinnych świętach w Polsce – w pierwszej części w domu w mieście, w drugiej – w Zakopanem. Razem z rodziną Mani i Tynia ubieramy choinkę, zaglądając do licznych pudeł z ozdobami, pieczemy pierniczki, a w Wigilię możemy otworzyć drzwi cioci z daleka, która się tego wieczoru niespodziewanie pojawiła.

Obie te książeczki pokazują nie tylko zwyczaje świąteczne, ale także osadzają te święta w ich religijnym kontekście. Trudno, żeby było inaczej, skoro wydało je wydawnictwo katolickie. Mamy więc nie tylko choinkę z prezentami pod nią, ale także bożonarodzeniową szopkę…

… a święta w Zakopanem to nie tylko narty, zabawy na śniegu i kulig, ale także góralskie kolędowanie i wzmianka o tym, że dorośli wybierają się na pasterkę.

Te sztywnostronicowe, solidnie wykonane książki to dobry wstęp nie tylko do przygotowań do świąt z małymi dziećmi, ale także do kolejnych świątecznych lektur, których propozycje znajdziecie w zakładce Książki Świąteczne – Boże Narodzenie. Zapraszam —>>> tutaj 🙂

Magdalena Młodnicka „Boże Narodzenie z Manią i Tyniem. Świąteczna opowieść z ruchomymi elementami”, ilustr.: Agnieszka Matz, wyd.: Wydawnictwo Jedność, Kielce 2021

Magdalena Młodnicka „Góralskie święta z Manią i Tyniem. Świąteczna opowieść z ruchomymi elementami”, ilustr.: Agnieszka Matz, wyd.: Wydawnictwo Jedność, Kielce 2022

Lis i skrzat

Lis i skrzat

Na początku tej książki wydawnictwo zamieściło następującą informację:

Tekst Astrid Lindgren jest parafrazą popularnego niegdyś w Szwecji wiersza Karla-Erika Frosslunda z 1900 roku, który doczekał się wielu wydań w zbiorach i antologiach, a także jako książka obrazkowa z ilustracjami Haralda Wiberga.

Niemiecki wydawca zamówił u Lindgren krótszą, prozatorską wersję wiersza, którą opublikował z ilustracjami Wilberga w 1965 roku. W Szwecji wydano tekst Lindgren dopiero pół wieku później z ilustracjami Ewy Eriksson.

Lis mieszka w lesie. Wieczorem wychodzi głodny ze swojej nory. Gdzie mógłby znaleźć coś do jedzenia ?

Chyba wie. Cichaczem, Mikaelu, chyłkiem przemknij do zagrody, gdzie mieszkają ludzie.

Jak jasno tej nocy ! Biały śnieg i niebo pełne gwiazd. Skradaj się, Mikaelu, skradaj ostrożnie, żeby nikt cię nie zobaczył.

Sięgnęłam po „Lisa i skrzata” zachęcona nazwiskiem Astrid Lindgren, ale akurat jej jest tutaj najmniej. Historię, która rozgrywa się w ciągu jednej zimowej nocy, wymyślił Karl-Erik Frosslund, a ona tylko napisała ją prozą. I to prozą, rzekłabym, dość oszczędną, bo wypada po dwa – trzy zdania na stronę. Tak naprawdę większość opowieści znajduje w ilustracjach Ewy Eriksson – pięknych, nastrojowych, doskonale oddających tę mroźną i ciemną noc.

Zaliczyłam tę książkę do kategorii świątecznych, bo dzieje się w czasie Bożego Narodzenia, ale poza jedną ilustracją z dziećmi bawiącymi się przy choince nic na to nie wskazuje. Myślę, że dzieciom skandynawskim może się ona bardziej kojarzyć ze Świętami, bo w tamtejszej tradycji to właśnie taki świąteczny skrzat czyli Jultomte przynosił prezenty, zanim wyparł go globalny Uzurpator 😉 Stąd tyle krasnali w skandynawskich sklepach z wyposażeniem domu u nas. Mój też stamtąd pochodzi.

O tej wigilijnej tradycji zostawiania owsianki w drewnianej misce dla krasnoludka czytałam także w innych książkach Astrid Lindgren. Na pewno robiono tak na wyspie Saltkrakan – przypomniała mi się Tjorven, która dla krasnoludka uczyła się ruszać uchem, choć czasem miała wątpliwości, czy on w ogóle istnieje. Przypomniało mi się, że też był tam lis skradający się nocą…

Ale to już historia dla nieco starszych czytelników niż ta. Dla takich, którzy rozumieją, że prawdziwy lis nie da się spłycić ani kaszą, ani owsianką i to w ilościach przeznaczonych dla skrzata, nawet jeśli jest z tych większych.

Jednak póki dzieci są małe, nie trzeba ich tych złudzeń pozbawiać, niech magia tej nocy trwa…

P.S. Dziękuję Wydawnictwu Zakamarki za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego 🙂

Astrid Lingren (tekst), Ewa Eriksson (ilustr.) „Lis i skrzat”, przekł.: Anna Węgleńska, wyd.: Zakamarki, Poznań 2022