BFG czyli BFO czy Wielkomilud ?

BFG czyli BFO czy Wielkomilud ?

Wczoraj obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Tłumacza, więc przyszło mi do głowy, że warto z tej okazji przypomnieć ten wpis z 3 lipca 2007 roku, bo chyba w żadnym innym przypadku nie poświęciłam takiej uwagi własnie pracy tłumaczy:

Była noc i wszystkie dzieci w sierocińcu już spały. Tylko jedna mała dziewczynka nie mogła zasnąć – przeszkadzał jej w tym promień księżycowego światła wpadający przez szparę w zasłonach. Chciała je zasunąć, więc wstała i wyjrzała przez okno na uśpioną ulicę. Nagle usłyszała kroki. Nie mógł być to człowiek – wykluczone. Stwór ten był cztery razy wyższy od najwyższego człowieka, tek wysoki, że głową sięgał ponad okna pierwszego piętra. Kiedy zorientował się, że dziewczynka go zobaczyła, wsunął rękę przez okno, zabrał ją zawiniętą w kołdrę i oddalił się wielkimi krokami…

Tym stworem był BFG, a tego, dokąd ją zabrał i co było dalej, można dowiedzieć się z książki. Tylko której ? Patrząc na te dwie okładki trudno się od razu domyślić, że jest to ta sama książka. Kolejna, którą mogę zaliczyć do kontrowersyjnych – tym razem z powodu tego, co robili z nią polscy wydawcy.

Po raz pierwszy ukazała się w Polsce jako „Wielkomilud”. Tytuł miły, tylko dlaczego tak odmienny od oryginalnego ? We wszystkich przekładach na inne języki, które udało mi się znaleźć brzmiał on nadal „BFG”.

„Wielkomiluda” zilustrował Franciszek Maśluszczak – twórca niewątpliwie wybitny. Dlaczego jednak nie skorzystano z kanonicznych ilustracji Quentina Blake’a ? Blake był przyjacielem Dahla, pracowali razem przez 15 lat, aż do śmierci pisarza. Te ilustracje zostały przez autora zaakceptowane – takiego BFG sobie wymyślił.

Bardzo cenię twórczość Franciszka Maśluszczaka, ale moim zdaniem jego wizje nie pasują do treści książki. Nie są też odpowiednie dla dzieci. Środkową z moich córek skutecznie zniechęciły do tej lektury. Sposób w jakim deformują rzeczywistość – o ile w pewnym stopniu uzasadniony jest tam, gdzie rzecz dzieje się w ponurej krainie olbrzymów – już w części londyńskiej, która dzieje się Pałacu Buckingham, nie ma sensu. U Blake’a Królowa wygląda tak, jak wyglądać powinna – czyli jak prawdziwa angielska dama, jak królowa Elżbieta.

BFG to przecież Big Friendly Giant. O Wielkomiludzie Maśluszczaka można wiele rzeczy powiedzieć, ale na pewno nie wygląda przyjacielsko. Co innego BFG Blake’a – to jest naprawdę sympatyczny potwór ! W pierwszym odruchu chciałam napisać, że ma miłe oczy, ale przyjrzałam mu się jeszcze raz i zauważyłam, że przecież jego oczy to kropeczki. A jednak te kropeczki patrzą ciepło i serdecznie. Wielkomilud ma oczy smutne. Smutne to w ogóle jedyne określenie, jakie nasuwa mi się na widok tych ilustracji. Dlaczego takie, skoro BFG jest stworem opiekuńczym i wielkodusznym, a książka o nim – pełna ciepła i śmieszna ? Zastanawiam się – po co robić jeszcze raz tylko gorzej coś, co ktoś już zrobił lepiej ?

Po raz drugi po „BFG” sięgnęło poznańskie wydawnictwo „Zysk i S-ka” wydając całą serię książek Roalda Dahla. Na pierwszy rzut oka to wydanie robi dużo lepsze wrażenie – dzięki tytułowi, który już się bardziej kojarzy z oryginałem, i ilustracjom Blake’a. Niestety potem jest już tylko gorzej 😦

Ta książka to ogromne wyzwanie dla tłumacza, bo BFG mówi w sposób bardzo specyficzny (inne olbrzymy też). Przekręca słowa, kaleczy składnię, tworzy rozmaite neologizmy. Jerzy Łoziński, tłumacząc„BFO”, miał podwójnie trudne zadanie, bo dodatkowo musiał jeszcze zrobić to inaczej niż Michał Kłobukowski w „Wielkomiludzie”. Efekty tego są różne. Czasem powstały wersje równorzędne jak w przypadku warzyny i jarzywa. W niektórych przypadkach zdania są podzielone – mi np. bardziej podobają się durnialuki, ale baniałupy też mają swoich zwolenników. Czasami jednak nie dało się znaleźć nic dorównującego pomysłowi poprzednika. Przykład jeden z wielu – napój gazowany, który piją olbrzymy to w „Wielkomiludzie”  bąbliżada (z brąbelkami). U BFO piją one podniachę (z bzy bzy) i to już nie jest to. W „BFO” brakuje mi tej nuty poezji, którą miał „Wielkomilud”. Nie znalazłam też tam takich perełek językowych jak: ksztyliony , każdziuteńkie każdziuteniectwo (a nie najszczególniejszy drobnik), tędy i szwędy czy co diabli, to ponagli, które niepostrzeżenie weszły do mojego języka.

Kiedy wiele lat temu pojawiła się nowa wersja Kubusia Puchatka czyli Fredzia Phi Phi, praca tłumaczki została przez kogoś skwitowana jako kawał roboty ze słownikiem w ręku odwalony zupełnie niepotrzebnie. Tu jest podobnie. Zastanawiam się – po co robić jeszcze raz tylko gorzej coś, co ktoś już zrobił lepiej ?

A więc – BFG czyli Wielkomilud czy BFO ?

Pytanie to, w tytule postawione tak śmiało, choćby z największym bólem rozwiązać by należało 😉 Jeśli nie mam szans na edycję marzeń – z tytułem Roalda Dahla, tekstem w przekładzie Michała Kłobukowskiego i ilustracjami Quentina Blake’a, to z bólem serca wybiorę „Wielkomiluda”. W książce jednak najważniejszy jest tekst – przecież służy ona do czytania.

Roald Dahl „Wielkomilud”, przekł.: Michał Kłobukowski, ilustr.: Franciszek Maśluszczak, wyd.: GIG, Warszawa 1991

Roald Dahl „BFO”, przekł.: Jerzy Łoziński, ilustr.: Quentin Blake, wyd.: Zysk i S-ka, Poznań 2003

Żeby kwestię jeszcze bardziej skomplikować, juz po ekranizacji tej książki Dahla ukazała się w Polsce jej kolejna wersja. Tym razem pod tytułem „BFG – Bardzo Fajny Gigant” wydało ją Wydawnictwo Znak, a przełożyła ją na nowo Katarzyna Szczepańska – Kowalczuk. Niestety również ten przekład (a przynajmniej te fragmenty, które miałam okazję przeczytać w sieci) nie zachwycił mnie tak, jak „Wielkomilud”. Nie wiem też, jak brzmiała polska lista dialogowa w ekranizacji.