Tajemniczy ogród

Tajemniczy ogród

W odpowiedzi na głosy, które odezwały się przy okazji „Małej księżniczki” , mówiące o tym, że jak „Tajemniczy ogród” to tylko w starym wydaniu – wpis z 31 grudnia 2012 roku o nowej wersji tej książki, a także o lekturach i tzw. wydaniach lekturowych.

Panno Mary, kapryśnico, / rozchmurz zagniewane lico ! / W twym ogródku rosną kwiatki, / róże, dzwonki i bławatki.

„Tajemniczy ogród” czytałam oczywiście w przekładzie Jadwigi Włodarkiewicz i z ilustracjami Bogdana Zieleńca – jak wszyscy do niedawna. I jak wszyscy znałam ten wierszyk właśnie w tej wersji. Również Najstarsza i Środkowa z moich córek, kiedy przyszła na nie pora, czytały moją starą i kompletnie zaczytaną książkę, którą nota bene ja sam chyba też po kimś odziedziczyłam. Niestety – do Najmłodszej, która ma niebawem omawiać ją w szkole, już nie dożyła 😦

Zastanawiałam się nad skorzystaniem z usług introligatora, żeby nie kupować nowej, bo mam jak najgorsze doświadczenia z wydaniami tych lektur, które znajdują się już w domenie publicznej. Byle jaki przekład wydany byle jak, byleby tylko kosztował niewiele. Ilustracje oszczędnościowe, albo wcale ich nie ma. Za to często w tekście – komentarze dla idiotów w ramkach: opis przyrody, opis Iksińskiego, rozmowa Ygrekowskiego z Zetem. I w charakterze wisienki na torcie – opracowanie, żeby zwolnić czytelnika z jakiejkolwiek próby samodzielnego zrozumienia, o co w tym wszystkim chodzi. W efekcie książka, której nie tylko nie chce się czytać, ale nawet wziąć jej do ręki. Brrrr… 😦

Na szczęście, nie tak dawno, przypadkiem dowiedziałam się, że Paweł Beręsewicz, którego dotychczas znałyśmy jako autora, jest z wykształcenia anglistą i para się także tłumaczeniem literatury. Właśnie ukazał się jego przekład „Ani z Zielonego Wzgórza”, Jeszcze nie miałam go w ręku i nie wiem, czy się odważę, bo w ogóle nie odczuwam potrzeby sięgania po nowe wersje tego cyklu. Za bardzo zżyta jestem z Małgorzatą Linde i Ewą Moore, żeby przyjąć je do wiadomości jako Rachel i Leslie…

Za to wcześniejszy przekład „Tajemniczego ogrodu”, o którym dowiedziałam się przy tej okazji i bez większego problemu nabyłam tuż przed Świętami, jest dla nas po prostu darem od losu 😉 Ta książka to zaprzeczenie wydań lekturowych, o których wspominałam powyżej. Czyta się świetnie. Zaczęłam podczytywać ją w kolejce do kasy, a kiedy po powrocie do domu dowiedziałam się, że Najmłodsza ma jeszcze do skończenia poprzednią książkę, z wielką przyjemnością doczytałam do końca. Paweł Beręsewicz nie tylko uwspółcześnił język tej powieści, ale wzbogacił ją też o elementy gwary. W poprzednim przekładzie wszyscy bohaterowie, niezależnie od pochodzenia i pozycji, mówili podobnie, w tym Marta, Dickon i inni rodowici mieszkańcy Yorkshire mówią po tutejszemu. Dzieciom może to początkowo trochę utrudniać lekturę, ale zdecydowanie ją wzbogaca.

O ilustracjach Alicji Rybickiej można powiedzieć różne rzeczy, ale na pewno nie to, że są oszczędnościowe. Te znajdujące się w tekście i przedstawiające sceny z książki są dość ascetyczne w doborze barw, ciut staroświeckie, ale bardzo stylowe. Oprócz nich na wyklejce oraz początku każdego rozdziału znajdujemy kolorowe obrazki jak z zielnika wraz z opisami. Dwie odmiany hibiskusa dla rozdziałów, których akcja rozgrywa się w Indiach, wrzos, kiedy Mary przybywa na wrzosowiska, a potem zawilec, przebiśnieg, konwalia, krokus i inne rośliny, które spotyka w ogrodzie. Dzięki temu nie są one dla czytelnika tylko suchymi nazwami, a tajemniczy ogród w naszej wyobraźni nabiera barw i kształtów.

Dodajmy do tego sztywną oprawę, piękny papier i czerwoną jak brzuszek rudzika wstążkę do zakładania kartek – dzięki temu wszystkiemu to wydanie „Tajemniczego ogrodu” nie jest typowym wydaniem lekturowym, które czyta się z przymusu, tylko książką, której lektura może być przygodą i przyjemnością.

Wydawnictwo „Skrzat” wydało ją w ramach serii „Klasyka z feniksem”, dodając: Feniks – symbol siły i nieśmiertelności, od zawsze patronował temu, co ważne i ponadczasowe, co wciąż się odradza. W serii „Klasyka z feniksem” pragniemy zaprezentować kolekcję książek, które mimo zmieniających się mód nieustannie bawią i zachwycają rzesze czytelników. „Klasyka z feniksem” to po prostu dobra literatura. (Edit: kolejnych książek wydanych w tej serii nie miałam w ręku, więc nie wiem, czy są w równym stopniu godne polecenia)

Osobom, które jak ja wychowały się na starym przekładzie, oprócz tego, że Dick jest tutaj Dickonem, może zgrzytać także ten wierszyk:

Mary, oj dana, panno zbuntowana / Co siejesz na swoich grządkach ? / Muszle szumiące, dzwoneczki grające / I aksamitki w rządkach.

ale to wyłącznie dlatego, że zbyt dobrze pamiętamy go w wersji z kapryśnicą 😉

Frances Hodgson Burnett „Tajemniczy ogród” (seria: „Klasyka z feniksem”), przekł.: Paweł Beręsewicz, ilustr.: Alicja Rybicka, wyd.: Skrzat, Kraków 2011

5 myśli w temacie “Tajemniczy ogród

  1. Oj, jak ja nie cierpię książek z opracowaniem! Miałam „Noce i dnie” w takiej wersji – najeżone spoilerami typu „Ostatni spacer Piotrusia z rodzicami” – no dzięki, dajcie chociaz przeczytać samemu, bez uprzedzania co będzie na nastepnej stronie! Czy na marginesie wspomniane już na poczatku książki wydarzenia, które przydarzają się dopiero pod koniec. Dlatego teraz takich wydań unikam jak mogę.

    „Tajemniczy ogród” jest jedną z tych nielicznych książek dzieciństwa, których nie dałam rady przeczytać w wieku dorosłym. Nie podoba mi się przedstawienie postaci, nie odpowiada mi narracja i obwinianie ofiary (tutaj dziecka za błędy wychowawcze rodziców). Na pierwszych kilkunastu stronach nawet nie inne postaci, ale narrator tyle razy wmawia nam, jaka to Mary jest zła, samolubna, niedobra (raz się nawet pojawia słowow „pig” – w polskiej wersji litościwie zmienione na „zwierzątko”, że chce się raczej stanąć po stronie tego biednego dziecka, odrzucanego przez wszystkich, z narratorem na czele. Może kiedyś spróbuję znowu przebrnąć przez te pierwsze rozdziały, na razie chyba sie na to nie zanosi.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Co do Ani – nie poradzę. Ja się wychowałam na pierwszym przekładzie Rozalii Bernsteinowej i mimo że wiem i dostrzegam wyraźnie to, że nie jest ono najlepsze, przyzwyczaiłam się do niego. Trudno mi zaakceptować inne, w których np. tłumacze zachowują imiona nadane postaciom przez autorkę i pani Linde jest Rachelą a nie Małgorzatą, a Ewa Moore – Leslie. Wiem, że Paweł Beręsewicz przełożył też Anię, ale nie czytałam tej wersji.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s