Śpiący rycerze

Śpiący rycerze

czyli siódma, ostatnia z serii „Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”. O trzech pierwszych i zamyśle, jaki towarzyszy całej, serii pisałam —>>> tutaj, o czwartej i piątej —>>> tutaj, a o szóstej —>>> tutaj

„Śpiący rycerze” to ta z części cyklu „Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”, na którą czekałam z największym zainteresowaniem już od momentu, kiedy ukazały się jego pierwsze tomy. Zastanawiałam się, czy w zamyśle Roksany Jędrzejewskiej – Wróbel ma być to po prostu siedem oddzielnych historii o siedmiu dziewczynkach szukających szczęścia, czy też może ostatnia z nich będzie jakimś zamknięciem i podsumowaniem cyklu ? A jeśli taki jest jej zamiar – to jak to zrobi ? I czy będą to konsekwentnie historie wyłącznie o dziewczynkach ? Odpowiedź na te pytania (a raczej jej zapowiedź 😉 ) można zauważyć już patrząc na okładkę tej części.

Była raz sobie dziewczynka imieniem Ronja, która widziała i czuła więcej. Więcej niż inni, a nawet więcej niż sama sądziła, ze widzi i czuje. A do tego nie umiała udawać, że jest inaczej…

Bohaterka „Śpiących rycerzy” nieprzypadkiem nosi kojarzące się ze Skandynawią imię i również nieprzypadkowo podobna jest z twarzy do Grety Thunberg, ale czytanie tej historii tylko w kontekście tego podobieństwa i kwestii kryzysu klimatycznego byłoby sporym uproszczeniem.

Baśń tę dedykuję wszystkim wrażliwym dziewczynkom i chłopcom, którzy tak jak Ronja czują się bezsilni i samotni…

Bohaterki poprzednich sześciu części mierzyły się z problemami, które dotyczyły tylko ich, wręcz – były w nich, a ich rozwiązanie miało pomóc tylko im samym. Problem, wobec którego staje Ronja dotyczy wszystkich ludzi, całego świata – jednak wbrew pozorom to nie jest historia o zmianach klimatu, które symbolizuje płonące morze. „Śpiący rycerze” to baśń o niebyciu obojętnym, o pokonywaniu własnej bezsilności i o sile, jaką daje wspólnota.

W tym zamykającym cały cykl tomie pojawiają się oprócz Ronji nie tylko wszystkie bohaterki poprzednich części. Znaczącą rolę odgrywają w nim także tytułowi śpiący rycerze, ale wbrew temu, co stereotypowo mogło by nam się kojarzyć z ich płcią i profesją, nie siła i męstwo są ich największą mocą tylko wrażliwość.

„Śpiący rycerze” to opowieść o tym, że świat może zostać uratowany tylko przez dziewczyny, które nie boją się krzyczeć, kiedy dzieje się zło, i przez chłopców, którzy nie boją się płakać nad niegodziwością. Stanie się to jednak tylko wtedy, kiedy będą działać razem. Szczęśliwi możemy być tylko z innymi.

Teraz, kiedy już znamy wszystkie części tej serii, warto przyjrzeć się jej jako całości i docenić to, jak jej strona wizualna autorstwa Marianny Oklejak, współgra z tekstami Roksany Jędrzejewskiej – Wróbel. Każdy z tomów ma swój kolor, widoczny nie tylko na grzbiecie, ale także dominujący w ilustracjach w środku, nadający im ton, bo wynikający z treści tej baśni. Kolejność, w jakiej się te kolory w poszczególnych częściach pojawiają, też nie jest przypadkowa. W otwierającym cykl „Kwiecie paproci” mamy dość oczywistą zieleń zestawioną z trochę dziecinnym różem, a potem robi się coraz poważniej. Kolorystyka tomów odpowiada dorastaniu bohaterek do coraz trudniejszych wyzwań i dorastaniu wraz z nimi czytelniczek tej książki.

„Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane” to cykl niezwykle starannie wymyślony, stworzony i wydany – chapeau bas dla wszystkich, którzy się do tego przyczynili !!!

Dziękuję Wydawnictwu Bajka za egzemplarz recenzencki tej książki 🙂

Roksana Jędrzejewska-Wróbel „Śpiący rycerze. Baśń o wspólnocie” („Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”), ilustr.: Marianna Oklejak, wyd.: Bajka, Warszawa 2023

Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy

Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy

Kilka lat temu nakładem Wydawnictwa Bajka ukazały się dwie książki: „Orzeł Biały. Znak państwa i narodu” Alfreda Znamierowskiego i „Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy” Małgorzaty Strzałkowskiej. Pierwsza z nich od dawna stoi na półkach Małego Pokoju z Książkami ( —>>> tutaj ), a o drugiej zdecydowałam się napisać teraz, bo właśnie ukazało się jej wznowienie.

Od wydania pierwszego odróżniają ją dwie rzeczy – brak płóciennego grzbietu oraz kody QR, które pojawiły się w tekście. Dzięki nim można wysłuchać kilku wersji naszego hymnu – w wykonaniu orkiestrowym oraz chóru.

Wydawać by się mogło, że co jak co, ale hymn Polski to pieśń, której znajomość wszyscy powinniśmy wynieść ze szkoły… Niestety, wystarczy posłuchać, jak bywa on śpiewany spontanicznie i nie przez profesjonalistów, żeby przekonać się, że wcale tak nie jest. Kuleje nie tylko warstwa melodyczna, ale także tekst. Póki my żyjemy czy może kiedy ? Czarnecki czy Czarniecki rzucał się przez morze czy może jednak wracał ?

W przedmowie to tej książki Małgorzata Strzałkowska napisała:

Ze znajomością słów hymnu bywa różnie. (…) Ale w naszej świadomości pokutują też i inne błędy. Dotyczą one interpretacji tekstu „Mazurka Dąbrowskiego”. I to były główne powody, dla których podjęłam się napisania tej książki.

Fakt, że pisałam ją ponad rok, budzi zdziwienie. Tak długo ? Przecież hymn znamy wszyscy ! I wszystko o nim wiemy ! A jeśli nawet nie, wystarczy zajrzeć tu i tam. Jednak tak nie jest. Przekonałam się, że wokół „Mazurka Dąbrowskiego” narosło wiele zagadek, mitów i tajemnic…

Książka podzielona jest na dwie części: „Co każdy Polak o hymnie wiedzieć powinien” oraz „Dla wnikliwych”. W tej drugiej znajdziemy także dwie nieużywane obecnie zwrotki, kalendarium oraz rozdział poświęcony innym utworom, które w historii pełniły rolę polskiego hymnu narodowego. Towarzyszą im (oprócz zdjęć i reprodukcji artefaktów z epoki) ilustracje Adama Pękalskiego – jak zawsze doskonale wpisane w realia czasów, które przedstawiają.

Obie te książki – i ta o hymnie, i ta o godle i fladze należą do tych, które nie tylko warto przeczytać, ale także mieć na półce. Nie znamy dnia ani godziny, kiedy może się okazać, że mamy jakieś wątpliwości związane z tym, o czym jest mowa w którejś ze zwrotek (na przykład – z tym Czarnieckim), albo jeśli mielibyśmy problem z wywieszeniem flagi – a wtedy… wystarczy tylko po nie sięgnąć 🙂

Dziękuję Wydawnictwu Bajka za egzemplarz recenzencki tej książki 🙂

Małgorzata Strzałkowska „Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy”, ilustr.: Adam Pękalski, wyd.: Bajka, Warszawa 2023

Alfred Znamierowski „Orzeł Biały. Znak państwa i narodu”, wyd.: Bajka, Warszawa 2016

Kije samobije

Kije samobije

czyli szósty i przedostatni tom z cyklu „Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”. O poprzednich pisałam —>>> tutaj (pierwsze trzy części) i —>>> tutaj (część czwarta i piąta). Ukazał się już także siódmy, ostatni tom „Śpiący rycerze”, ale o nim i o moich refleksjach po przeczytaniu całości napiszę kiedy indziej (edit: napisałam —>>> tutaj )

Szczęśliwa, bo pewna siebie

Baśń tę dedykuję wszystkim, którzy nie czują się pewni siebie, którzy nieustannie porównują się z innymi, myśląc, że są gorsi – napisała Autorka na ostatniej okładce tej książki.

Była raz sobie dziewczynka imieniem Anielka, która zupełnie, ale to zupełnie nie wierzyła w siebie. Tak bardzo, że nie była nawet pewna, czy naprawdę istnieje, czy tylko tak jej się wydaje. Kiedy patrzyła w lustro, prawie nigdy nie widziała siebie samej, tylko fragmenty…

„Kije samobije” to ta z baśni Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel, która dotknęła mnie najbardziej osobiście. Ze wszystkich jej bohaterek najbardziej jestem Anielką.

Kiedy patrzę teraz na swoje zdjęcia sprzed lat, widzę na nich zupełnie inną osobę, niż widziałam wtedy na tych samych zdjęciach (i w lustrze). Patrzę też na moje zdjęcia z osobami, z którymi się porównywałam i wtedy to porównanie zdecydowanie nie wypadało na moją korzyść. Dziś już tego tak bardzo nie widzę. Co więcej – rozmawiałyśmy jakiś czas temu, po wielu latach i dowiedziałam się, że one także nie były ze swojego wyglądu zadowolone, też miały rozmaite związane z nim kompleksy ! Zastanawiałam się wtedy też, jak to jest być taką ładną, zgrabną, atrakcyjną i przez wszystkich podziwianą ? Byłam pewna, że one to wiedzą. Okazało się, że wcale nie wiedziały.

Te kije samobije, które są w naszych głowach, nie dotyczą tylko wyglądu. Porównujemy się z innymi na różnych polach i wydaje nam się, że wszystko co oni robią jest ciekawsze i lepsze, a ich życie zdecydowanie bardziej ekscytujące. Wydaje nam się, że takich, jacy jesteśmy, nikt nie polubi, a już na pewno nikt nie będzie podziwiał. Anielka też taka była, ale udało jej się znaleźć sposób, żeby te kije samobije (dosłownie) pobić. Oczywiście, nie wszyscy muszą uprawiać aikido, ale ważne jest żeby znaleźć taki sposób na życie, aby móc spojrzeć w lustro i powiedzieć:

Jestem taka, jak powinnam. I wszystko jest ze mną w porządku. Wszystko.

Obowiązkiem nas dorosłych jest mówić to dzieciom i pomóc im w to naprawdę uwierzyć. Ta dająca szczęście pewność siebie jest najlepszym posagiem na całe życie.

Dziękuję Wydawnictwu Bajka za egzemplarz recenzencki tej książki 🙂

Roksana Jędrzejewska-Wróbel „Kije samobije. Baśń o pewności siebie” („Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”), ilustr.: Marianna Oklejak, wyd.: Bajka, Warszawa 2023

Harcuj z nami ze słowami albo Dawniej czyli drzewiej 2

Harcuj z nami ze słowami albo Dawniej czyli drzewiej 2

Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2022 w kategorii: fakt !!!

Słowa, słowa, słowa…

Dzięki nim możemy się porozumiewać, dlatego warto znać ich pochodzenie, historię, przemiany… I bawić się nimi.

Harcuj z nami ze słowami, a na pewno niejedno cię zadziwi !

„Harcuj z nami ze słowami” to kolejny, po wydanym w 2015 roku „Dawniej czyli drzewiej” dykcjonarz czyli leksykon słów już w języku polskim nieużywanych, albo takich, które teraz znaczą cos innego niż kiedyś. W tak zwanym międzyczasie ta sama spółka autorsko – ilustratorska czyli Małgorzata Strzałkowska i Adam Pękalski stworzyła jeszcze „Mamę Gęś” zawierającą polskie wersje angielskich nursery rhymes z rozbudowanymi komentarzami historyczno – filologicznymi. Wszystkie te książki są porywająco ciekawe, zarówno w warstwie tekstowej, jak i w ilustracjach – pełnych szczegółów i smaczków. Mówiąc najkrócej – to uczta dla oczu i umysłu !!!

Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa – napisał dawno temu jeden z Wieszczów. Dzięki obu tym dykcjonarzom możemy uświadomić sobie, jak bardzo nasz język zmienia się wraz ze zmieniającym się światem i docenić tę jego giętkość i zdolność do nazywania coraz to nowych przedmiotów i czynności.

Dlaczego czołg jest czołgiem, a nie tankiem , jak w wielu innych językach ?

Czym nam grozi powietrze ?

Dlaczego mały list to liścik, a nie listek ?

Ile dawniej ludzie mieli palców u rąk ?

Czemu goście z Czech chcą kupować czerstwy chleb ?

Na te i wiele innych pytań znajdziecie tu odpowiedzi, a na końcu czeka jeszcze strona ze staroświeckimi zagadkami.

Jedynym zastrzeżeniem, jakie mogę mieć wobec tej książki, jest to, że pozostawia pewien niedosyt. Dlatego z wielką radością przyjmuję enuncjacje ze strony Autorki o tym, że ma ochotę stworzyć kolejną część. Czekam niecierpliwie i jestem bardzo ciekawa jakimi postaciami Adam Pękalski wypełni tym razem wyklejkę 🙂

Dziękuję Wydawnictwu Bajka za egzemplarz recenzencki tej książki 🙂

Małgorzata Strzałkowska „Harcuj z nami za słowami albo Dawniej czyli drzewiej 2”, ilustr.: Adam Pękalski, wyd.: Bajka, Warszawa 2022

Woda żywa; Żelazne trzewiczki

Woda żywa; Żelazne trzewiczki

czyli czwarta i piąta z siedmiu napisanych przez Roksanę Jędrzejewską-Wróbel i zilustrowanych przez Mariannę Oklejak baśni, składających się na cykl Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane. Ostatnie dwie ukażą się w przyszłym roku.

O całym cyklu – powodach, dla których powstał, oraz pomyśle na niego pisałam przy okazji pierwszych trzech części. Nie będę powtarzać, po prostu zapraszam —>>> tutaj .

Nie jest więc raczej dla nikogo zaskoczeniem, że w kolejnych częściach Roksana Jędrzejewska-Wróbel znowu sięgnęła po tradycyjne, choć obecnie już rzadziej znane baśnie po to, żeby je przetworzyć współcześnie i pokazać w nich problemy, z którymi musimy mierzyć się tu i teraz.

Szczęśliwa, bo twórcza

Baśń tę dedykuję wszystkim, którzy chcą mieć wpływ na swoje życie

Była sobie raz dziewczynka imieniem Marianna, która uwielbiała czytać i wyobrażać sobie różne rzeczy – nawet te nieistniejące. A im więcej czytała, tym jej wyobraźnia była bujniejsza i rozrastała się jak dżungla, bo tak właśnie działają książki – jak woda na rośliny…

„Woda żywa” to historia, która bardzo wyraźnie nawiązuje do zmian, jakie zachodzą we współczesnym świecie – nie tylko tych związanych z klimatem oraz coraz powszechniejszą u nas betonozą, ale także z coraz większym wpływem, jaki ma na to wszystko chciwość wielkich korporacji. Jej bohaterka Marianna pokazuje jednak, że można temu wszystkiemu stawić czoła, jeśli tylko ma się wystarczająco dużo wyobraźni oraz odwagi, żeby za nią podążyć.

Szczęśliwa, bo wytrwała

Baśń tę dedykuję wszystkim, którym się wydaje, że są zbyt słabi, aby coś osiągnąć

Była sobie raz dziewczynka imieniem Małgosia, która nie lubiła się wysilać. Nie myślcie jednak, że była leniwa, wcale nie. Po prostu jeśli coś nie przychodziło jej szybko i łatwo, to z tego rezygnowała. (…) Krótko mówiąc, Małgosia robiła tylko to, co było przyjemne i od razu sprawiało radość…

„Żelazne trzewiczki” były tą częścią cyklu, która zaskoczyła mnie najbardziej, bo jest najmniej baśniowa. Az chciałoby się powtórzyć za biskupem Krasickim: A cóż to jest za bajka ? Wszystko to być może…

Sens baśni generalnie polega na tym, że ich bohaterowie konfrontowani się z sytuacjami granicznymi, ale dzieje się to w świecie fantastycznym, który normalne realia życia bierze niejako w nawias. Tu natomiast wszystko jest jak najbardziej realne. Roksana Jędrzejewska-Wróbel stawia Małgosię wobec doświadczenia nieodwracalnego kalectwa, a tytułowe żelazne trzewiczki są… nie, nie powiem, przeczytajcie tę książkę ! Inaczej jednak niż w tradycyjnej wersji tej baśni, wędrówka w nich nie prowadzi jej do utraconej miłości, tylko do samej siebie, bo to jest punkt wyjścia do wszystkiego, co będzie dalej.

W cyklu Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane ukazało się już pięć baśni. Teraz pozostaje nam tylko czekać na dwie ostatnie, które ukażą się w przyszłym roku. Jestem bardzo ciekawa dokąd tym razem zaprowadzi nas wyobraźnia Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel i Marianny Oklejak, ale nie wątpię, że znowu będzie interesująco i pięknie.

Dziękuję Wydawnictwu Bajka za egzemplarze recenzenckie tych książek 🙂

Roksana Jędrzejewska-Wróbel „Woda żywa. Baśń o twórczości” („Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”), ilustr.: Marianna Oklejak, wyd.: Bajka, Warszawa 2022

Roksana Jędrzejewska-Wróbel „Żelazne trzewiczki. Baśń o wytrwałości” („Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”), ilustr.: Marianna Oklejak, wyd.: Bajka, Warszawa 2022

Kwiat paproci; Szklana góra; Dziwożona

Kwiat paproci; Szklana góra; Dziwożona

czyli trzy pierwsze z siedmiu napisanych przez Roksanę Jędrzejewską-Wróbel i zilustrowanych przez Mariannę Oklejak baśni, składających się na cykl Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane. Kolejne dwie ukażą się jesienią, a ostatnie w przyszłym roku.

Serię wydaje Wydawnictwo Bajka, a jego szefowa Katarzyna Szantyr-Królikowska we wstępie do towarzyszącego jej katalogu tak wyjaśnia powody, dla których ona powstała:

W 2017 roku w czasopiśmie „Science” opublikowano badania „Gender stereotypes about intellectual ability emerge early and influence children’s interests”, które przeprowadził zespół psychologów z trzech amerykańskich uniwesytetów. Wynika z nich, że już 6-letnie dziewczynki uważają się za gorsze od chłopców – mniej zaradne, mniej odważne, mniej decyzyjne.

Jeden z wielu przeprowadzonych w ramach tych badań eksperymentów polegał na przeczytaniu dzieciom bajki o „pewnej mądrej i dzielnej osobie”, przy czym nie powiedziano, czy to kobieta, czy mężczyzna. Na pytanie o płeć tej osoby wszyscy chłopcy i większość(!) dziewczynek odpowiedziała, że bohaterem opowieści jest… mężczyzna, bo „dziewczyna raczej by sobie nie poradziła. Amerykańskie badania dowodzą, że nierówność płci zaczyna się już w przedszkolu.

W tym katalogu znajdziemy też wywiad, który z obiema autorkami przeprowadziła redagująca całą serię Dorota Koman. Roksana Jędrzejewska-Wróbel opowiada tam:

Zaczęło się od tego, że wielokrotnie pytano mnie, czy zamierzam napisać kontynuację „Siedmiu wspaniałych (…)” czyli współczesne wersje starych bajek. Szukając klucza, pomyślałam o polskich baśniach ludowych. Podczas spotkań w bibliotekach zaczęłam pytać dzieci, czy mówi im coś „szklana góra”, „kwiat paproci, „żelazne trzewiczki”, „woda żywa”. I – ku mojemu zaskoczeniu – okazało się, że nic ! (…) To, na czym ja się wychowałam, okazało się nieznane współczesnym dzieciom. I właśnie dlatego postanowiłam spróbować im te baśnie, a raczej ich symbolikę, przybliżyć. Stąd podtytuł „Baśnie nie dość znane”.(…) Postanowiłam połączyć przeszłość z teraźniejszością, bo bardzo lubię łączyć, szukać punktów stycznych – w ludziach, tekstach, miejscach. I tak powstało „Siedem szczęśliwych” czyli taki literacki upcykling – tkanie nowego wątku na starej osnowie. Tkanina używana, a jednak nowa.(…)

Świadomie zdecydowałam, że bohaterkami wszystkich tych historii będą dziewczynki, chociaż w wersjach oryginalnych są to w większości chłopcy. Uznałam, że skoro całe pokolenia dziewczynek mogły się przez setki lat identyfikować się z chłopięcymi bohaterami, to nic się nie stanie, jeśli teraz karta się odwróci. Nie z chęci odwetu, tylko z naturalniej potrzeby równowagi. Ale oczywiście opowiadania adresowane są do dziewczynek i chłopców.

Szczęśliwa, bo mądra

Baśń tę dedykuję wszystkim, którzy nie czują się szczęśliwi

Była sobie raz dziewczynka imieniem Zosia, która mieszkała z mamą, tatą i psem Farfoclem w niedużym domku pod lasem. Zosia była zwyczajną, zadowoloną ze swojego życia dziewczynką, a to znaczy, że czasem była tak radosna, że miała ochotę skakać do góry, a czasami tak smutna, jakby zawisła nad nią czarna chmura. A to dlatego, że niekiedy życie było dla niej miłe, a niekiedy wręcz przeciwnie…

„Kwiat paproci” to baśń najbardziej unowocześniona z tych trzech, które się już ukazały. Jej bohaterka uwierzyła, że w znalezieniu szczęścia pomoże jej aplikacja w telefonie, ale dość szybko zorientowała się, że jest to (mówiąc kolokwialnie) ściema i naciąganie na zakupy. Zrozumiała też, że szczęście to nie jest coś, co można zdobyć (ani tym bardziej kupić), bo polega ono na zauważeniu tego, co się ma i cieszeniu się tym, a także na dzieleniu się z innymi. Szczęście to decyzja, trzeba mieć tylko odwagę, żeby ją podjąć.

Szczęśliwa, bo odważna

Baśń tę dedykuję wszystkim, którzy się boją

Była sobie raz dziewczynka imieniem Hania, która wszystkiego się bała. (…) Dlatego życie dziewczynki było trudne, a ona sama smutna i nieszczęśliwa, bo nigdy nie robiła tego, na co naprawdę miała ochotę…

W tej wersji „Szklanej góry” uderzyły mnie dwie rzeczy, których nie było w dawnej, męskiej wersji tej baśni. Po pierwsze (i jest to bardziej znak czasu niż kwestia płci, choć nie do końca) – strach przed światem, który odczuwa bohaterka, jest w dużym stopniu indukowany jej przez mamę. I to właśnie ona, choć przedtem nadmiernie ostrożna, jako pierwsza musiała przełamać swój strach, że nie zatrzymywać córki, kiedy zdecydowała się wyruszyć. To bardzo ważna lekcja dla rodziców i dobrze byłoby, gdyby te baśnie czytali razem z dziećmi.

Po drugie – w swojej wędrówce na Szklaną Górę Hania wcale nie pozbywa się strachu, bo też nie na tym polega odwaga ! Odwaga to nie znaczy brawura ! Mądrze używany strach pomaga uniknąć prawdziwych niebezpieczeństw, ostrzega i mobilizuje. Tylko patrząc mu prosto w twarz jest się naprawdę odważnym.

Szczęśliwa, bo wolna


Baśń tę dedykuję wszystkim, którzy boją się być sobą

Była sobie raz dziewczynka imieniem Madzia, bardzo grzeczna i bardzo uśmiechnięta. Uśmiechała się od rana od wieczora i od wieczora do rana. Tak, tak ! Czasami uśmiechała się nawet w nocy. Można więc powiedzieć, że uśmiech nigdy nie schodził z jej ślicznej buzi…

Nie znałam wcześniej Dziwożony, nie trafiłam na nią w żadnych baśniach, ale paradoksalnie ta bohaterka rodem z ludowych opowieści podhalańskich i czeskich bardzo wpisuje się we współczesny ruch body positivity. Ta historia uczy, że jesteśmy w porządku tacy, jacy jesteśmy i nie znajdziemy szczęścia usiłując wpisać się w cudze oczekiwania. Każdy z nas ma swoją własną drogę. Szukając jej wolno się zgubić, popełniać błędy. Nic nie szkodzi ! Błędów nie popełnia ten, kto niczego nie próbuje.

Ilustracje Marianny Oklejak znakomicie dopełniają to, co napisała Roksana Jędrzejewska-Wróbel. Cała seria jest bardzo starannie domyślona. Każda z bohaterek jest inna, każda część ma inną gamę kolorów i swoje motywy, dopasowane do nastroju opowieści i odróżniające ją od pozostałych.

Szkoda, że na kolejne tomy z tej serii musimy czekać do jesieni. Ale może to i dobrze ? Przyjemność czytania, odkrywania i smakowania tych pięknych i mądrych baśni będzie trwała dłużej 🙂

Dziękuję Wydawnictwu Bajka za egzemplarze recenzenckie tych książek 🙂


Roksana Jędrzejewska-Wróbel „Kwiat paproci. Baśń o mądrości” („Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”), ilustr.: Marianna Oklejak, wyd.: Bajka, Warszawa 2022
Roksana Jędrzejewska-Wróbel „Szklana góra. Baśń o odwadze” („Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”), ilustr.: Marianna Oklejak, wyd.: Bajka, Warszawa 2022
Roksana Jędrzejewska-Wróbel „Dziwożona. Baśń o wolności” („Siedem szczęśliwych. Baśnie nie dość znane”), ilustr.: Marianna Oklejak, wyd.: Bajka, Warszawa 2022

Plaster Czarownicy i inne baśnie

Plaster Czarownicy i inne baśnie

Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2021 w kategorii: obraz !!!

Nieopodal wielkiego miasta, w domu otoczonym wspaniałym ogrodem mieszkał Stary Pan.

Stary Pan bardzo lubił swój ogród i troskliwie pielęgnował wszystkie rosnące w nim rośliny. Podlewał je, przycinał uschnięte gałązki, spulchniał ziemię i pilnował, aby w ogrodzie nie panoszyły się chwasty i szkodniki. A najbardziej kochał swoje drzewa…

Tak rozpoczyna się opowiadanie „Drzewa w ogrodzie” – moje ulubione w tym zbiorze, któremu towarzyszy moja ulubiona ilustracja. Historia o rodzinie, która po tym jak którejś zimniej, deszczowej jesieni Stary Pan wyjechał w daleką podróż i już nigdy nie wrócił do swojego ogrodu, wprowadziła się do jego domu, skojarzyła mi się z naszą własną sprzed ponad 20 lat. Też kupiliśmy wtedy dom ze starym ogrodem, ale inaczej niż tutaj, to nie rodzice (czyli my) tylko (paradoksalnie) sąsiedzi namawiali nas do wycięcia rosnących tam drzew. Bo to tylko kłopot, liście trzeba grabić, owoce spadają na trawę i gniją, a w ogóle – po co to komu, lepiej mieć ładny trawnik. Nie wycięliśmy żadnego, kilka dożyło dni swoich, jeszcze kiedy tam mieszkaliśmy, a kilka wycięli już nasi następcy. Jednak największe świerki oraz orzech, po którym łaziły moje córki, rosną nadal i cieszą mnie, za każdym razem, gdy tamtędy przejeżdżam.

Nie jestem typową czytelniczką tej książki. Oprócz tej historii o drzewach, bardzo polubiłam też najkrótsze w zbiorze opowiadanie o macierzance. Nie wątpię jednak, że czytelnicy, do których są one adresowane, będą woleli te bardziej typowe – z królewnami, królami, rycerzami, czarownicami i czarodziejami oraz krasnoludkami. Na pewno każdy znajdzie tu swoje ulubione ! To, co je łączy, to przekonanie, że dobro jest silniejsze niż zło, które jest mocne tylko na pozór – jak możemy przeczytać na ostatniej okładce. Warto o tym pamiętać szczególnie w czasach, gdy wolimy hejtować, niż podarować dobre słowo, zwłaszcza komuś, kogo nie lubimy, z kim nam nie po drodze, kto budzi w nas lęk.

„Plaster Czarownicy i inne baśnie” to książka zachwycająca od początku do końca, od deski do deski 😉 Zaczyna się od ilustracji na okładce z małym domem wśród ciemnej nocy – aż chciałoby się usiąść na tej oświetlonej werandzie z książką i kubkiem herbaty ! Z kreską Piotra Fąfrowicza spotkałam się po raz pierwszy wiele lat temu w „Leonie i kotce”. Od tego czasu z radością witam jego prace, gdziekolwiek mogę je zobaczyć. Niestety nie zdarza się to często – tym większa radość z tej książki.

Zachwyt trwa potem nieprzerwanie poprzez uroczą, wiosenną, łąkową wyklejkę, nastrojową ilustrację towarzyszącą kolorowemu spisowi treści (żaden kolor nie został użyty przypadkowo !), aż w końcu wciąga nas świat wyczarowany słowami (czasem rymowanymi) przez Małgorzatę Strzałkowską.

O tym, że Autorka jest mistrzynią słowa pisałam już nie raz, więc nie muszę tego powtarzać. Dodam tylko, że w tym roku została ona uhonorowana przez Prezydium Rady Języka Polskiego tytułem Ambasadora Polszczyzny Literatury Dziecięcej i Młodzieżowej. Jest on przyznawany za wybitne zasługi w krzewieniu pięknej, poprawnej i etycznej polszczyzny i zdecydowanie trafił pod właściwy adres !!!

„Plaster Czarownicy i inne baśnie” po raz pierwszy ukazały się w 2006 roku nakładem wydawnictwa Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza. Zilustrowała je wówczas Maria Ekier. Nie trafiłam wtedy na to wydanie, ale znalazłam kilka ilustracji na stronie ich autorki. Dla porównania:

tak widziała Czarownicę i zajączka z opowiadania tytułowego Maria Ekier

a tak Piotr Fąfrowicz

Nadziwić się nie mogę, jak różnie pięknie można widzieć to samo !!!

P.S. Bardzo lubię ostatnio książki zaopatrzone w zakładkę – wstążkę (tutaj – nieprzypadkowo soczyście zieloną). Rozwiązuje to mój wieczny problem doboru zakładki, która pasowałaby do czytanej książki, a w dodatku pozwala już po przeczytaniu zaznaczyć sobie najbardziej szczególne miejsce w niej, żeby móc do niego bez kłopotu powrócić.

Małgorzata Strzałkowska „Plaster Czarownicy i inne baśnie”, ilustr.: Piotr Fąfrowicz, wyd.: Bajka, Warszawa 2021

Logopedyczne prztyczki

Logopedyczne prztyczki

Książka wpisana na pokonkursową Listę BIS Polskiej Sekcji IBBY

Ćwierć wieku temu, kiedy moje starsze córki był jeszcze małe (Najmłodszej z nich jeszcze nawet nie było w planach), a ja dopiero zaczynałam swoja dorosłą przygodę z literaturą dla dzieci, istniało w Warszawie wydawnictwo Plac Słoneczny 4. Istniało niezbyt długo, ale należało do ekskluzywnego grona małych wydawnictw, które rozpoczęły w Polsce tak zwaną lilipucią rewolucję i doprowadziły do odrodzenia się w naszym kraju rynku książek dla niedorosłych czytelników po zapaści początku lat dziewięćdziesiątych.

Wspominam je, bo to właśnie ono wydało nasze ukochane „Wierszyki łamiące języki” Małgorzaty Strzałkowskiej zilustrowane fantastycznie przez Elżbietę Wasiuczyńską. Był to nasz pierwszy kontakt z twórczością obu Pań, ale zdecydowanie nie ostatni. Obie mają już swoje własne pokaźne półki w Małym Pokoju z Książkami. Zapraszam —>>>> tutaj do Małgorzaty Strzałkowskiej, a —>>> tutaj do Elżbiety Wasiuczyńskiej – są tam jeszcze dwa ich wspólne tytuły 🙂

Z wierszyków zawartych w tym zbiorze najbardziej utkwił mi w pamięci ten muszce spod Łopuszki, a pochodzące stamtąd wezwanie Ruszże móżdżkiem a nie różdżką ! okazało się mieć zastosowanie wszechstronne 🙂

Kiedy Wydawnictwo Plac Słoneczny 4 przestało istnieć, „Wierszyki łamiące języki” ukazały się nakładem Wydawnictwa Media Rodzina i tym razem zilustrowała je kolażami sama Autorka.

Ta książka przypomniała mi się teraz z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jakiś czas temu dowiedziałam się o tym, że inne wydawnictwo wydało niedawno zbiór wierszy innej, nieżyjącej już poetki i opatrzyło go tym samym tytułem. Na list otwarty, w którym Małgorzata Strzałkowska zaprotestowała przeciw takim praktykom, odpowiedziało: Naszą intencją nie było wykorzystanie „czyjegoś pomysłu”, ale nawiązanie do istniejącego od wielu lat w języku polskim połączenia wyrazowego: „wierszyki łamiące języki”.

Nie ulega wątpliwości, że wiele powiedzeń, haseł reklamowych, tytułów audycji czy filmów z czasem wchodzi do współczesnej polszczyzny i żyje własnym życiem. Warto przytoczyć takie połączenia wyrazowe, jak: dialogi na cztery nogi, powtórka z rozrywki, biegam, bo lubię, mieć jasność w temacie, z pewną taką nieśmiałością… Przeglądając strony internetowe oraz analizując liczne publikacje opatrzone tytułem „Wierszyki łamiące języki” (zawierające rymowanki ćwiczące wymowę), uznaliśmy, że po 24 latach to połączenie wyrazowe funkcjonuje na prawach związku frazeologicznego i jego użycie nie narusza praw autorskich Pani Małgorzaty Strzałkowskiej. Tytuł ten potraktowaliśmy jako synonim określenia „rymowanki do ćwiczeń wymowy” – chcieliśmy też, by określał on rodzaj publikacji, tak jak: „Baśnie i legendy”, „Atlas zwierząt”, „Opowieści biblijne”, „Łamigłówki”.

No cóż – mimo, że od pierwszego wydania tych wierszy minęło już tyle czasu, dla mnie (i myślę, że nie tylko dla mnie) ten tytuł nierozerwalnie wiąże się z nazwiskiem Małgorzaty Strzałkowskiej. Podobnie mam z paroma innymi tytułami, często starszymi od tego.

Powód drugi natomiast jest taki, że właśnie ukazały się bardzo podobne do nich „Logopedyczne prztyczki”. Tym razem zilustrował je Piotr Rychel i zrobił to równie brawurowo jak przed laty Elżbieta Wasiuczyńska. Nie mogło być inaczej, bo te wierszyki nie tylko łamią języki – one je wyginają, pętlą i supłają w węzły bez mała gordyjskie.

Jest ich w tym zbiorze równo pięćdziesiąt i stanowią właśnie tyle absurdalnych asumptów do fantastycznej zabawy dla małych i dużych. Przyda się to każdemu niezależnie od wieku – także tym z dobrą dykcją. Spotkacie tam i gang wikingów, i Anastazego Długaśnego z Wierzchosławiczek, i dzierzby w wierzbach, i trzyszcza Teofila, że o czyżyku ze strzyżykiem nie wspomnę. W takim towarzystwie nie sposób się nudzić !!!

A mnie po tej lekturze przyszło do głowy, że Małgorzata Strzałkowska jest jedyną poetką, która potrafiłaby znaleźć w wierszu miejsce dla mojego ulubionego zamku Tropsztyn, który znajduje się w miejscowości Wytrzyszczka. Mam nadzieję, ze kiedyś to nastąpi.

(Edit: moje marzenie spełniło się szybciej, niż mogłam to sobie wyobrazić !!! Jeszcze tego samego dnia otrzymałam od pani Małgorzaty Strzałkowskiej taki wiersz:

W lasach Wytrzyszczki w pobliżu Czchowa
uroczy zamek Tropsztyn się chowa.
Uroczy zamek Tropsztyn w Wytrzyszczce
brzmi szeleszcząco oraz prześlicznie,
a więc zobaczyć go nie omieszkam,
po czym w Tropsztynie sobie zamieszkam
i z wieży zamku będę wrzeszczała:
– W zamku w Wytrzyszczce mieszka M. Strzała!

To jest dowodem na to, że nie ma rzeczy, osoby ani miejsca, o których pani Małgorzata nie byłaby w stanie stworzyć wiersza 🙂 )

P.S. Wydawnictwo dodaje do tej książki trzy piękne zakładki – oto jedna z nich 😉

Małgorzata Strzałkowska „Logopedyczne prztyczki” ilustr.: Piotr Rychel, Wyd.: Bajka, Warszawa 2021

Przedszkole imienia Barbary Wiewiórki

Przedszkole imienia Barbary Wiewiórki

Choć różnimy się od siebie, / to jest przecież bez znaczenia. / Każdy inny, wszyscy równi. / Jeden uśmiech świat odmienia.

Wpis poniekąd okolicznościowy, bo wczoraj były imieniny Barbary (także tej tytułowej), a w Mikołajki, które, jak wszyscy wiedzą, wypadają jutro, w przedszkolu jej imienia odbyło się spotkanie z patronką, na którym śpiewano tę piosenkę (której w wykonaniu Chóru Dziecięcego MILLE VOCI można posłuchać na stronie wydawnictwa czyli —–>>> tutaj ).

„Przedszkole imienia Barbary Wiewiórki” to książka dla przedszkolaków i o przedszkolu, choć jest ono trochę nietypowe. Chodzą do niego nie tylko dzieci ludzkie, ale także dzieci – zwierzaki, dzieci – ptaki i (choć to może wydawać się niemożliwe) wszystkie one znakomicie się tam dogadują, mimo że przecież nie wszystkie mówią 😉 Poza tym jest tam tak, jak w normalnych przedszkolach, które jej czytelnicy znają z autopsji, więc na pewno poczują tam się swojsko i odnajdą wiele ze swoich własnych doświadczeń.

Niezależnie od gatunku, do którego należą, wszystkie przedszkolaki są tam jednakowo ważne i nawzajem uczą się dostrzegać i szanować swoje potrzeby. Bo jak napisała w swoim przesłaniu założycielka i patronka tego przedszkola:

Wszystkie dzieci są ważne. Te z dziupli, te z gniazd, te z domów i te z chaszczy.

Wszystkie dzieci powinny rozwijać skrzydła. Nawet jeśli nie są ptakami.

Wszystkie dzieci zasługują na przytulanie. Także jeże i żółwie.

Wszystkie dzieci mają mieć pełne brzuszki. I pełne serca.

Wszystkie dzieci są równe. Nieważne, na której gałęzi akurat siedzą.

„Przedszkole imienia Barbary Wiewiórki” to książka, które raczej nie da się przeczytać na jeden raz. Jest podzielona na 22 rozdziały i ma wstążeczkę – zakładkę w nieprzypadkowo orzechowym kolorze. Dzięki niej nie będzie problemu ze znalezieniem miejsca, w którym przerwaliśmy lekturę. A po jej skończeniu, można zaznaczyć nią ulubiony fragment, do którego będziemy chcieli wrócić – na przykład cytowane powyżej Przesłanie Barbary Wiewiórki do dawnych, obecnych i przyszłych przedszkolaków. Bo warto do niego wracać, żeby nie zapomnieć.

P.S. „Przedszkole imienia Barbary Wiewiórki” zostało nominowane w kategorii literackiej konkursu Książka Roku 2020 Polskiej Sekcji IBBY – trzymam kciuki !!!

Rafał Witek „Przedszkole imienia Barbary Wiewiórki”, ilustr.: Aleksandra Fabia, wyd.: Bajka, Warszawa 2020

Ściskam w pasie, kontrabasie !

Ściskam w pasie, kontrabasie !

Dziś poznamy instrumenty, życiorysów ich fragmenty oraz tłum ich właścicieli, od Zenona do Anieli, od Aliny do Leona.

Kto chce, niech się sam przekona !

„Ściskam w pasie, kontrabasie !” to zbiór czternastu króciutkich, dowcipnie spuentowanych i ciut absurdalnych opowiadanek Doroty Gellner napisanych prozą rytmiczną, a nawet rzekłabym – bardzo rytmiczną 😉 W każdej z tych historyjek jest jakiś człowiek oraz instrument. Instrumenty są raczej z tych dziś już mniej znanych i popularnych jak bałałajka, mandolina czy pianola, a ludzie… No cóż – z ich uzdolnieniami muzycznymi bywa różnie 😉 Niektórzy mają do tego talent, inni nie za bardzo, czasem nawet mają do tego dwie lewe ręce, są też tacy, którzy grają już tylko na starym portrecie…

Kiedy Majka była mała, z bałałajką się spotkała. Bardzo się zaprzyjaźniły, nierozłączne prawie były. Gdy się Majka czegoś bała, bałałajka jej śpiewała. Kidy Majka się nudziła, bałałajka jej nuciła. Dzięki dźwiękom bałałajki, bajką było życie Majki.

„Ściskam w pasie, kontrabasie !” to nie tylko (fantastycznie zilustrowana przez Marcina Minora) zabawa słowem i rytmem, który sam niesie czytającego. To także żartobliwe wprowadzenie w świat instrumentów muzycznych i ludzi, którzy na nich grają – pokazujące, że nie zawsze bywa im łatwo, a początki gry są zazwyczaj trudne i dla grającego, i dla słuchających. Jeśli się ćwiczy i ma talent, wtedy wszystko gra, ale jeśli nie – lepiej dać spokój i sobie, i otoczeniu, że o instrumencie nie wspomnę 😉

Dorota Gellner „Ściskam w pasie, kontrabasie !”, ilustr.: Marcin Minor, wyd.: Bajka, Warszawa 2020