Śpiąca królewna

Śpiąca królewna

Nazwisko Vojtecha Kubasty usłyszałam po raz pierwszy w czasie zajęć na studiach podyplomowych o literaturze dla dzieci i młodzieży. Prawidłowo pisze się je z ptaszkami nad e w imieniu i s w nazwisku, ale potrafię tego tutaj zrobić 😉 Z nazwiskiem zetknęłam się wtedy po raz pierwszy, ale szybko okazało się, że znam doskonale jego twórczość – podobnie jak każde niemal dziecku wychowane w PRL. Jego książki wychodziły wtedy w dużych nakładach i nawet jeśli ktoś nie miał żadnej na własność, to prędzej czy później się z nimi zetknął. I zapamiętał, bo wtedy książek typu pop-up nie było u nas zbyt wiele.

Ja należałam właśnie do tych dzieci, które ich nie miały, ale pamiętam dobrze, bo ich posiadaczkami były moje rozmaite koleżanki (może i koledzy też, ale tego już nie pamiętam 😉 ), a ja im zazdrościłam. Do dziś pamiętam frajdę, jaką miałam, mogąc własnoręcznie wsadzić do pieca Babę Jagę !!! Trudno mi dziś powiedzieć, czemu moi rodzice nigdy mi żadnej nie kupili. Czy to była kwestia przypadku i akurat na nie w księgarniach nie trafili, czy świadomy wybór ? Sądzę, że raczej to pierwsze, bo wtedy, żeby coś kupić, nie wystarczyło tylko chcieć i mieć pieniądze. Trzeba się jeszcze było znaleźć w odpowiednim miejscu w odpowiednim momencie 😉 Moja zazdrość o te książki nie była aż tak silna, żebym mogła uznać ich nieposiadanie za traumę swojego dzieciństwa, ale pozostały jego niespełnionym marzeniem 😉

Teraz mogłam wreszcie spełnić to marzenie, bo Wydawnictwo Entliczek wznowiło je w ramach Kolekcji Retro. „Śpiąca królewna” jest w niej piątą pozycją.

Vojtech Kubasta urodził się w 1914 roku w Wiedniu, ale po zakończeniu I wojny światowej jego rodzina przeniosła się do Pragi i tam mieszkał aż do swojej śmierci w 1992 roku. Z wykształcenia był architektem, a całe swoje zawodowe życie poświęcił ilustracji i książkom pop-up, których był… może nie prekursorem (bo znano je już w średniowieczu 😉 ), ale na pewno jednym z największych i najpopularniejszych twórców w historii. Jego książki wydane zostały w 24 językach, a ich łączny nakład to 35 milionów. Niestety (nie tylko dla Kubasty osobiście) czas jego artystycznej aktywności przypadł na czasy komunizmu, więc nie mógł zrobić kariery światowej na miarę swojego talentu. Jak się domyślam, miało to dla niego także wymiar finansowy. Jego książki we wszystkich językach były drukowane i sprzedawane przez państwowe wydawnictwo Artia. Kiedy tworzył pop-upy we współpracy z Disney’em wydawane przez Hachette, na okładce nie było nawet jego nazwiska.

Mimo że od czasów kiedy te książki powstawały, bardzo rozwinęła się technika wydawnicza i mogą się w tej chwili ukazywać rzeczy dużo bardziej skomplikowane, te baśnie w wersji Kubasty nadal mają swój urok. W warstwie literackiej są dosyć proste i wyczyszczone z właściwego im okrucieństwa, nadają się więc już dla wczesnych przedszkolaków. Zapewne z dużą przyjemnością będą się one bawiły ruchomymi elementami tych książeczek, a dla rodziców (czy już bardziej dziadków ?) będzie to miły powrót do czasów dzieciństwa. A może przy tej okazji spełnią się ich niezrealizowane marzenia z tamtego czasu ? 😉

Vojtech Kubasta „Śpiąca królewna”, przekł.: Marta Bręgiel – Pant, wyd.: Entliczek, Warszawa 2020

Gdybym była jak… balerina

Gdybym była jak… balerina

Wpis z 12 sierpnia 2007 roku i ostatnia z książek tanecznych, jakie stały na półkach Małego Pokoju.

Przyzwyczailiśmy się, że książki sztywnostronicowe, wyposażone w rozmaite okienka i klapki przeznaczone są dla maluchów. Tę Środkowa z córek dostała na ostatnie Mikołajki i okazała się ona bardzo odpowiednia właśnie dla dziesięciolatki zainteresowanej tańcem. Bo chociaż w tym wieku ma się już pewne pretensje do bycia niemal dorosłą młodzieżą 😉 , to czasem jeszcze przyjemnie jest się trochę pobawić.

W tej książce (podobnie jak w „Różowych baletkach”) wspólnie z uczniami szkoły baletowej wędrujemy za kulisami teatru i poznajemy jego tajemnice. Trwają przygotowanie do inscenizacji „Śpiącej królewny”, a w przedstawieniu wezmą udział także uczniowie. Uczestniczymy w lekcji tańca i przy tej okazji poznajemy nie tylko pozycje baletowe, ale też podstawowe pojęcia (jak pas de deux) oraz takie nazwiska jak Margot Fonteyn czy Michaił Barysznikow. Zaglądamy do garderoby i obserwujemy próbę kostiumową, aby w końcu wziąć udział w spektaklu.

Jak we wszystkich książkach z tej serii (edit: była jeszcze na pewno taka o rycerzu, innych już nie pamiętam), także i w tej przednia okładka jest trójwymiarowa – możemy podnieść kurtynę i wprawić w ruch tancerkę na scenie.

Myślę, że ta książka może być też znakomitym wstępem do pierwszej wyprawy na spektakl baletowy – na „Śpiącą królewnę” albo na „Dziadka do orzechów”. Najstarsza i Środkowa były już na tym ostatnim przedstawieniu w Teatrze Wielkim – w tym roku chyba już jest pora, abyśmy się tam wybrały z Najmłodszą. Wszystkie razem oczywiście 😉

P.S. Byłyśmy potem z Najmłodszą na tym „Dziadku do orzechów”, ale minęło już znowu parę lat i mam ochotę wybrać się znowu. Tylko że w tym roku już chyba za późno, żeby dostać bilety 😦

„Gdybym była jak… Balerina” tekst: Rosie McCormick, ilustr.: John Shelley, wyd.: Firma Księgarska Jacek i Krzysztof Olesiejuk – Inwestycje Sp.z o.o., Warszawa 2006

ArchiTekturki

ArchiTekturki

Wpis z 23 września 2015 roku:

ArchiTekturki” to książka która niewątpliwie robi wrażenie. Nie wiem tylko czym bardziej: formą czy ceną ? 😉

Cena rzeczywiście daje po oczach, ale jest uzasadniona – po pierwsze: formą wymagającą zegarmistrzowskiej precyzji przy konstruowaniu oraz ręcznego klejenia, a po drugie: mikroskopijnym wręcz nakładem, który wyniósł 1000 (słownie: jeden tysiąc) egzemplarzy (edit: potem na szczęście były jeszcze dodruki). W dodatku książka została wyprodukowana w Polsce, a nie w krajach Trzeciego Świata, gdzie często wykorzystywane są do tego dzieci, co też miało wpływ na cenę.

Mimo tego homeopatycznego wręcz nakładu i zaporowej ceny, które mocno ograniczyły zasięg czytelniczy tej publikacji, warto odnotować jej pojawienie się, ponieważ  „ArchiTekturki” to pierwsza od bardzo dawna polska książka typu pop-up i pierwsza wykorzystująca taką formę do popularyzacji wiedzy o architekturze współczesnej.

Ta książka to opowieść o kilkudziesięciu warszawskich miejscach i budynkach. Pokazujemy budowle małe i duże, piękne i brzydkie, pasujące do otoczenia i te, które odwracają się plecami do sąsiadów. Opisane zostały budynki – przyjaciele, które pozdrawiamy, przechodząc obok, i takie, które wolimy obchodzić z daleka. Bohaterów tej książki łączy jedno: wszystkie pokazane obiekty to zrealizowane marzenia ich autorów o lepszym mieście.

Wydało ją Muzeum Powstania Warszawskiego, co może budzić zdziwienie, bo powstanie kojarzy się raczej z unicestwieniem warszawskiej architektury. Warto jednak pamiętać, że większość wojennych zniszczeń Warszawy nie była związana z walkami powstańczymi, a samo powstanie to tylko etap w historii miasta – etap graniczny, między Warszawą dawną, tą tworzoną przez wieki, a Warszawą obecną, w której sąsiadują ze sobą ostańce tamtej dawnej i budynki powstałe w ostatnich siedemdziesięciu latach. Ważną częścią Muzeum jest Instytut Stefana Starzyńskiego i to z jego inicjatywy ( a personalnie – Agnieszki Szulejewskiej) powstała  ta książka.

Warszawa to miasto inne niż wszystkie. Są w Polsce i na świecie miasta większe, miasta starsze, miasta piękniejsze. Ale urok Warszawy kryje się w jej charakterze, na który składają się tysiące pozornie zupełnie niepasujących elementów – budynków, miejsc, historii, a przede wszystkim ludzi. Tych, którzy tu mieszkają i tych, którzy użyli swego talentu, aby uczynić to miasto wspanialszym i lepszym. Chociaż często ich wizje bardzo się od siebie różniły. 

Marlena Happach wybrała i opisała, a Robert Czajka narysował ponad 40 miejsc w Warszawie, które powstały w ciągu ostatnich 70 lat – od tunelu trasy W-Z po Dom Kereta. Są to rzeczy małe (jak Dom Kereta właśnie) i rozległe (jak Osiedle „Za Żelazną Bramą” czy Ursynów), takie, które budzą powszechny zachwyt i te ciut kontrowersyjne. 8 z nich ma swoją wersje trójwymiarowe, które rozkładają się, kiedy otwieramy książkę. Na końcu znajduje się spis ich wszystkich, wraz z nazwiskami projektantów (a dzięki strzałkom można bez trudu zobaczyć, które z nich łączą się poprzez osoby ich twórców). Bohdan Pniewski, Romuald Gutt, Zofia i Oskar Hansenowie, Józef Sigalin, Stanisław Jankowski, Halina Skibniewska, Marek Leykam, Marek Budzyński, Stefan Kuryłowicz czy grupa JEMS (i wiele, wiele innych nazwisk, w tym także mój Tata) – na tej liście jest cała historia polskiej architektury XX wieku (że o Normanie Fosterze i Danielu Liebenskindzie nie wspomnę).

W jednym z radiowych wywiadów towarzyszących premierze  ArchiTekturek” Marlena Happach opowiadała, że sporą trudność stanowiło dla niej pisanie o architekturze tak, aby uniknąć fachowych określeń, które mogłyby być zbyt trudne dla dzieci, do których adresowana jest ta książka. Sprawdzała ją więc na swoim, wówczas siedmioletnim synu i jeśli on czegoś nie rozumiał, zmieniała. Oczywiście nie dało się napisać takiej książki kompletnie bez użycia fachowego słownictwa, więc na końcu znajdziemy też podręczny słowniczek architektoniczny

Choć czasem trudno polubić Warszawę, ukrytą pod warstwą bannerów, brudu, rusztowań i tysięcy pozornie niepasujących do siebie elementów, warto zrozumieć, co powoduje te emocje. Kto i w jakich czasach tworzył przestrzeń stolicy, jak wyglądało zderzenie marzeń z rzeczywistością.

Tak jak budynki tu opisane są ucieleśnieniem marzeń ludzi o lepszym mieście, tak ta książka jest spełnieniem marzenia jaj twórców, aby architektura rozbudzała wyobraźnię grą przestrzeni, materiałów, technik i kolorów – inspirowała dzieci, aby w przyszłości potrafiły budować swoje marzenia. 

„ArchiTekturki” to książka, która co prawda powstała z myślą o młodych czytelnikach, ale zdecydowanie nie jest lekturą tylko dla dzieci. Myślę, że każdy, kto jest choć trochę zainteresowany Warszawą czy architekturą, sięgnie po nią z przyjemnością. A jeśli potem chciałby poczytać coś jeszcze, to bardzo zachęcam do sięgnięcia po książki Filipa Springera – przede wszystkim „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL”, ale także „Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach’ i najnowsze „13 pięter”.

Marlena Happach (tekst), Robert Czajka (projekt graf. i ilustracje)  „ArchiTekturki. Powojenne budynki warszawskie”, wyd.: Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa 2015