Jak wsiadłam do Lokomotywy

Jak wsiadłam do Lokomotywy

Nie, to nie jest wpis sponsorowany przez Polskie Koleje Państwowe 😉 Chodzi o Plebiscyt Blogerów LOKOMOTYWA – książka dla niedorosłych, który niebawem rusza po raz trzeci.

Lokomotywa wjechała w moje życie dwa lata temu, w grudniu 2018 roku za sprawą Zosi Gwardyś, autorki bloga „Mała czcionka” i mojej koleżanki ze studiów podyplomowych o literaturze dla dzieci i młodzieży (a także z Polskiej Sekcji IBBY). To właśnie ona wymyśliła ten plebiscyt i zaprosiła nas do udziału w nim.

Pomysł jest prosty – dziesięcioro blogerów i sześć kategorii. Każde z nas nominuje po jednej książce w każdej z nich i w ten sposób powstaje pula sześćdziesięciu tytułów, które spodobały nam się w ostatnim roku (a dokładnie – od 1 grudnia roku poprzedniego do końca listopada). Wybieramy spośród pozycji dla czytelników niedorosłych, które ukazały się w tym czasie w Polsce po raz pierwszy. To jest jedyne ograniczenie. Poza tym – każdy z nas ma pełną swobodę wyboru. Nominacje to taki zapis naszych fascynacji, zachwytów i urzeczeń ostatniego roku.

O tym, kto ostatecznie zdobędzie naszą nagrodę decydują internauci. Głosowanie jest otwarte, każdy może zagłosować raz i nie trzeba wybierać we wszystkich, można zagłosować tylko w niektórych kategoriach.

Kim są osoby, które nominują ?

Kategoria bloger książkowy jest dość pojemna i często za pisanie o książkach biorą się ludzie, którzy, łagodnie mówiąc, robić tego nie powinni. Ale ci piszący o książkach dla dzieci i młodzieży to blogerów szczególna odmiana. Zajmowanie się książeczkami dla dzieci (jak się o nich mówi potocznie, a szczególnie wtedy, kiedy chce się mnie wkuropatwić 😉 ) nie jest ani zajęciem specjalnie prestiżowym, ani generującym niebywałe zasięgi i popularność. Dlatego trzeba do tego szczególnej pasji czy też zakręcenia, ale zapewniam – ludzie, którzy to robią, wbrew pozorom nie są zdziecinniali 😉 Z tej literatury najpierw się wyrasta, żeby potem do niej dorosnąć, spojrzeć z innej perspektywy i zobaczyć rzeczy dla dziecięcego oka niewidoczne.

Nominacje do Lokomotywy co roku przygotowuje 10 osób, ale ponieważ w kolejnych latach skład jurorów trochę się zmieniał, nasze grono liczy obecnie okrągły tuzin (edit: w 2022 roku dokooptowaliśmy kolejne dwie osoby). Wszystkich ludzi Lokomotywy i ich blogi można poznać na stronie plebiscytu —->>>>> tutaj

Każde z nas nominuje po jednej książce w każdej z kategorii. Mimo że podpisujemy się pod nimi wszyscy, to nominacje są autorskie, nie odbywają się żadne głosowania nad nimi. Nie znaczy to jednak, że nie dyskutujemy o nich, nie mamy wątpliwości. Dyskusje w gronie jurorów bywają bardzo ożywione i to jest dla mnie najfajniejsza część Plebiscytu 😉

W jakich kategoriach przyznawana jest Lokomotywa ?

Kategorii jest sześć. Najbardziej oczywiste i nie budzące wątpliwości to tekst, obraz i komiks, pozostałym przyda się parę słów wyjaśnienia.

W ramach kategorii fakt przyglądamy się książkom non fiction, których ukazuje się coraz więcej i są coraz ciekawsze.

Najwięcej wątpliwości (także wśród nas) budzi kategoria przekład. Zdajemy sobie sprawę, że aby ocenić pracę tłumacza powinno się znać tekst oryginalny oraz dobrze posługiwać się językiem, w którym został napisany, aby zauważyć wszystkie niuanse. Chcielibyśmy jednak dostrzec i docenić rolę tłumaczy w przyswojeniu polskiemu czytelnikowi literatury obcojęzycznej, więc w swojej ocenie skupiamy się głównie na tym, jak ten utwór czyta się po polsku.

Kategorią szczególną, można powiedzieć – totalną, jest (wymyślona przez Alicję Szygułę, autorkę bloga „W Nieparyżu”) Od A do Z, bo tutaj oceniamy książkę jako całość – nie tylko treść przekazaną słowami i obrazem, ale także to, w jaki sposób została ona dopracowana od pierwszej strony okładki do ostatniej. Mieści się tu też praca redaktorów, korektorów, a także drukarzy czyli wszystkich, którzy nad nią pracowali.

Nasze nominacje ogłosimy w połowie stycznia i zaraz rozpocznie się głosowanie, które wyłoni sześć nagrodzonych książek. Niezależnie od tego, które z nich zostaną laureatkami, WSZYSTKIE nominowane są znakomite i warte poznania. IMO to właśnie ta pula sześćdziesięciu tytułów zauważonych przez blogerów jest największą wartością Plebiscytu.

A my pomału zaczynamy rozglądać się za kandydatkami do przyszłorocznych nominacji. Przyznam się Wam, że jedną mam już upatrzoną i jestem bardzo ciekawa, czy ostatecznie znajdzie się na liście 🙂

P.S. Autorem loga Plebiscytu jest Tomasz Samojlik – laureat nagrody w kategorii komiks w pierwszej i drugiej edycji.

Księżycowy sorbet

Księżycowy sorbet

Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2018 w kategorii: obraz !!!

Baek Heena jest tegoroczną laureatką jednej z dwóch najbardziej prestiżowych nagród dla twórców książek dla dzieci – Astrid Lindgren Memorial Award. Kiedy ogłoszono werdykt, bardziej skupiłam się na żalu z powodu nienagrodzenia przez jury Iwony Chmielewskiej, której kibicowałam. Dopiero później zainteresowałam się samą laureatką. Przypomniałam sobie, że jedna z jej książek została wydana w Polsce przez dość niszowe wydawnictwo Kwiaty Orientu specjalizujące się w literaturze koreańskiej i nominowana w pierwszym Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA.

„Księżycowy sorbet” to krótka opowieść o pewnej upalnej nocy – tak upalnej, że aż księżyc zaczął się topić. Choć sam pomysł zrobienia sorbetu z księżyca wydał mi się fascynujący, to cała zawarta w tej książce historia jakoś do mnie nie przemówiła. Szczerze mówiąc – nie do końca zrozumiałam, o co w niej chodzi. W jednej z nielicznych znalezionych w sieci recenzji przeczytałam taką jej interpretację: kiedy my coś zyskujemy, ktoś inny traci. Świat, który nas otacza nie jest nieskończony. Musimy rozsądnie się nim dzielić i zrobić wszystko, żeby każdy miał z niego to, co najlepsze. Może i tak. Nie jestem zbyt dobra w interpretacji baśni i im dłużej o niej myślałam, tym bardziej przekombinowywałam 😉

Z posłowia dowiedziałam się, że pojawiające się tam króliki z księżyca pochodzą ze starej koreańskiej legendy. Uświadomiło mi to, ile jednak zależy od znajomości kontekstów kulturowych. Dla czytelników koreańskich obecność królików na księżycu jest zapewne tak oczywista, jak dla nas możliwość spotkania tam Pana Twardowskiego (z kogutem). Bez tej wiedzy ta historia staje się po prostu absurdalna.

Dlatego bardziej przemawia do mnie to, co napisała o tej książce autorka bloga Mała Ka(f)ka: Można też, zupełnie po prostu, nie doszukiwać się żadnych głębszych sensów, tylko cieszyć oczy tym cudem, zaglądać bezwstydnie w okna wilków, sprawdzać, jak są urządzone ich domy, podziwiać kunszt artystki przy oddawaniu najmniejszych szczegółów.

Tak, strona wizualna tej książki przemówiła do mnie zdecydowanie bardziej. Baek Heena tworzy trójwymiarowe makiety swoich ilustracji, a następnie fotografuje je. W efekcie mamy nie tylko wrażenie odczuwania dusznej, upalnej nocy, ale także wydaje nam się, ze zaglądamy przez okna do mieszkań w bloku.

Nie mogę powiedzieć, że dzięki „Księżycowemu sorbetowi” zrozumiałam werdykt jurorów nagrody ALMA, ale poczułam się zainteresowana innymi książkami tej autorki.

Poza tym chciałabym wiedzieć, czy (parafrazując Michała Rusinka) ona się po polsku deklinuje czy nie, bo bardzo ułatwiłoby mi to pisanie o jej twórczości 😉

Baek Heena „Księżycowy sorbet”, przekł: Ewa Matejko – Paszkowska, wyd.: Kwiaty Orientu, Skarżysko Kamienna 2018

Mama Gęś

Mama Gęś

Książka nominowana w kategorii PRZEKŁAD w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2018 !!!

Wpis z 30 stycznia 2019 roku:

Hen, z dalekich stron do dzieci / Mama Gęś na skrzydłach leci, / by snuć dziwne historyjki, / znane w świecie od stuleci…

Małgorzata Strzałkowska jest absolutną i niekwestionowaną mistrzynią języka – jak widać, nie tyko polskiego. Pamiętam sprzed wielu lat jej zwariowane „Wierszyki łamiące języki”, a niedawno zachwycałam się tym, jak w „Spacerkiem przez rok” fantastycznie ubrała w rymy nie tylko charakterystyki poszczególnych miesięcy, ale także wyjaśniła pochodzenie ich nazw. W swojej najnowszej książce równie mistrzowsko przyswoiła językowi polskiemu tradycyjne angielskie nonsensowne wierszyki, znane od kilkuset lat jako opowieści Mamy Gęsi.

Użyłam słowa przyswoiła, bo nie są to zwykłe tłumaczenia. Bardziej chodziło w nich o oddanie sensu i humoru, niż o dosłowność.

Ale nie tylko przetłumaczyła !!! Wykonała także ogromną pracę, aby wyjaśnić i opisać ich pochodzenie, sens i konteksty kulturowe, które im towarzyszą. Na tych wierszykach wychowały się pokolenia angielskich dzieci – w tym wielu znanych pisarzy, a ich echa znajdujemy w czytanej także dziś klasyce literatury angielskojęzycznej. Na nich ukształtował się tak zwany angielski humor, z nich wyrósł nie tylko Monty Phyton…

„Mama Gęś” to książka niejako podwójna 😉 Składają się na nią wierszyki, które podobać się będą czytelnikom (słuchaczom) w wieku 0+ czyli po prostu wszystkim (a im wcześniej zaczniemy dziecko poić tym humorem, tym IMO dla niego lepiej) oraz interesujące raczej dla nieco starszych noty na ich temat. Jak napisał w nocie na okładce profesor Grzegorz LeszczyńskiAutorka z pasją Sherlocka Holmesa tropiła fakty, zbierała ciekawostki, słuchała anegdot przekazywanych z ust do ust, czytała prastare księgi i wyblakłe rękopisy. Wszystko po to, by z tych wierszy wydobyć ich sens i skrywany głęboko klimat minionego czasu, a przede wszystkim – by poprowadzić czytelnika krętymi ścieżkami literackich zagadek.

Ilustracje Adama Pękalskiego znakomicie wpisują się w nastrój tej książki. Podobnie jak w „Dawniej czyli drzewiej” tej samej pary autorskiej, z niezwykłą erudycją towarzyszą tekstowi. Żadna postać na nich przedstawiona nie jest ubrana w sposób przypadkowy, a przedmioty, które im towarzyszą, także są dokładnie przemyślane i osadzone w kontekście. Kreska ilustratora nie infantylizuje tekstu. Razem tworzą całość, która może podobać się czytelnikom niezależnie od wieku.

A na wątpliwość profesora Leszczyńskiego: nie wiadomo, co bardziej fascynuje: lektura wierszy czy śledzenie efektów detektywistycznych prac tłumaczki, odpowiem:

jeśli o mnie chodzi – i to, i to bardziej 🙂

Małgorzata Strzałkowska „Mama Gęś” ilustr.: Adam Pękalski, wyd.: Bajka, Warszawa 2018

Jak ciężko być królem

Jak ciężko być królem

Wpis z 21 stycznia 2019 roku:

Iwona Chmielewska odczytuje współcześnie „Króla Maciusia pierwszego” – książkę Janusza Korczaka, która powstała niemal sto lat temu. W życiu książki dla dzieci to bardzo długi czas – zmienił się w nim nie tylko świat, w którym żyją jej czytelnicy, ale przede wszystkim sposób narracji i język, jakim autor mówi do nich. Dla dzieci urodzonych w początku nowego wieku i tysiąclecia proza Starego Doktora bywa trudna do czytania, a przecież stawia pytania aktualne także dziś.

To jest częsty problem, jaki mamy z klasyką literatury. W przypadku książek napisanych w obcych językach nowy przekład bywa szansą na ich odmłodzenie, ale co zrobić, jeśli język jest ten sam, tylko nieco anachroniczny ? Od starszych czytelników możemy wymagać, żeby mimo to starali się sprostać wyzwaniu, jakim jest taka książka. Ich kompetencje czytelnicze i wiedza ogólna pozwalają im na to, ale dzieci… ?

Wydaje mi się, że Iwona Chmielewska znalazła rozwiązanie – przełożyła tekst Korczaka na język obrazów i zrobiła to fantastycznie oddając sens tej książki. Jej Maciuś ma twarz małego Henryka Goldszmita z fotografii, która (jak mi się wydaje) towarzyszy wszystkim wydaniom tej książki od pierwszego. Napisał wtedy: Więc kiedy byłem taki, jak na tej fotografii, sam chciałem zrobić to wszystko, co tu napisane. A potem zapomniałem, a teraz jestem już stary…

Mały chłopiec w szkarłatnym ubranku z białym kołnierzykiem, przytłoczony zbyt dużą koroną mierzy się z zadaniem urządzenia kraju tak, aby wszystkim w nim było dobrze. Na ostatniej ilustracji, już zdetronizowany spotyka starego Janusza Korczaka, który wie, że nie jest łatwo naprawić świat…

Książka „Jak ciężko być królem” powstała w związku z wystawą „W Polsce króla Maciusia. 100 – lecie odzyskania niepodległości” w warszawskim Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN (można ją zwiedzać do 1 lipca 2019 roku – naprawdę warto się wybrać !!!). Opowieść o Maciusiu stanowi jej pierwszą część, bramę, która prowadzi zwiedzających do sali, w której dzieci mogą zmierzyć się z problemami rządzenia krajem. To nie jest wystawa historyczna, mimo że na rozstawionych tam tablicach można poczytać o II Rzeczpospolitej, ale to, co tam można przeczytać, adresowane jest raczej do dorosłych towarzyszących dzieciom w zwiedzaniu. Dzięki prostym urządzeniom, takim jak np. zwyczajna waga, rówieśnicy Maciusia mogą przekonać się empirycznie jak trudne jest dzielenie wspólnych finansów i że aby gdzieś dołożyć, trzeba równocześnie z innego miejsca zabrać. Przekonują się też, że jeden głos w jakiejś sprawie może mieć ogromne znaczenie… Jak to określiła w „Tygodniku Powszechnym” Joanna Olech – plac demokratycznych zabaw, miniaturowa republika dzieci.

„Jak ciężko być królem” to książka dopracowana i domyślana w każdym calu, od okładki i jej wyklejki, przez dobór cytatów z książki Korczaka (dokonany przez kuratorki wystawy w POLIN) i oczywiście ilustracje. W przypadku książek Iwony Chmielewskiej to zupełnie nie dziwi – one zawsze takie są.

Janusz Korczak, Iwona Chmielewska „Jak ciężko być królem”, Wydawnictwo Wolni i Muzeum Historii Żydów Polski POLIN, Warszawa 2018

Książka nominowana w kategorii OD A DO Z w Plebiscycie Blogerów – Książka dla Niedorosłych – LOKOMOTYWA 2018

Edit: Iwona Chmielewska została nominowana do Nagrody ALMAAstrid Lindgren Memorial Award gratulacje !!!

Mały atlas motyli oraz Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków

Mały atlas motyli oraz Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków

Wpis z 15 stycznia 2019 roku:

Dwie autorskie książki pary fantastycznych ilustratorów, które poświęcili stworzeniom odwiedzającym ich ogród. Wbrew temu, co sugerują ich sztywne strony, nie są one przeznaczona dla maluchów, ale dzięki tej formie są bardziej wytrzymałe i nadają się, żeby zabierać je na wyprawy przyrodoznawcze 😉

Na początku był dom. Dom w budowie, bez okien. Ale już wtedy miał mieszkańców.

Ptak, który nas przywitał, raz po raz się kłaniał, jakby mówił: „Witam państwa uprzejmie ! Proszę czuć się jak u siebie.”

Przeczytaliśmy w atlasie, że ten ptaszek nazywa się kopciuszek… i że najchętniej zasiedla ruiny.

No cóż, nie był to komplement dla naszego domu. Ale i tak zamieszkaliśmy w nim razem z kopciuszkiem…

Najpierw były ptaki sfotografowane i wyaplikowane z materiałów przez Ewę Kozyrę – Pawlak oraz malowane akwarelą przez Pawła Pawlaka (a także rysowane przez Hanię Cisło). Książka absolutnie cudowna, którą ma się ochotę oglądać i oglądać, wciąż i wciąż… Myślę, że najodpowiedniejszym miejscem dla niej powinien być parapet okna z widokiem na karmnik, aby można było na bieżąco sprawdzać, kto go odwiedza u nas.

W kolejnym atlasie – motyle uwiecznione tak samo dodatkowo jeszcze stworzone przez Pawła Pawlaka z patyczków, liści i sznurków – a wszystkie jak żywe ! Trzeba uważnie przyjrzeć się, żeby zobaczyć, z czego zostały one zrobione, ale na pewno żaden motyl nie ucierpiał podczas powstawania tej książki, która przepięknie zachęca do obserwacji stworzeń fruwających dookoła nas, a także do własnoręcznego ich uwieczniania.

Ciekawa jestem bardzo, atlas jakich stworzeń powstanie w następnej kolejności ? Bo że powstanie jestem niemal pewna – tak samo jak tego, że też będzie przeuroczy 🙂

Ewa Kozyra – Pawlak, Paweł Pawlak „Mały atlas motyli Ewy i Pawła Pawlaków”, Nasza Księgarnia, Warszawa 2018

Ewa Kozyra – Pawlak, Paweł Pawlak „Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków”, Nasza Księgarnia, Warszawa 2017

Książka nominowana w kategorii OBRAZ w Plebiscycie Blogerów – Książka dla Niedorosłych – LOKOMOTYWA 2018

Edit: Paweł Pawlak został nominowany do Nagrody ALMAAstrid Lindgren Memorial Award gratulacje !!!

Felix, Net i Nika oraz koniec świata jaki znamy

Felix, Net i Nika oraz koniec świata jaki znamy

Książka nominowana w kategorii FABUŁA w Plebiscycie Blogerów – Książka dla Niedorosłych – LOKOMOTYWA 2018

Wpis z 12 stycznia 2019 roku:

Pierwszy raz zobaczyłam ich na billboardzie przy jednej z warszawskich ulic… – pisałam tutaj w lipcu 2006 roku o dwóch pierwszych tomach cyklu „Felix, Net i Nika”

Zaskoczyli mnie. Książka dla młodzieży (w dodatku rodzimego i nieznanego autora) reklamowana w taki sposób ??? Następne zdziwienie – książka dla młodzieży, a JA nic o niej nie wiem ??? Co prawda zestaw bohaterów (dwóch chłopaków oraz dziewczyna z dużą ilością włosów) sugerował kolejną próbę „podczepienia się” pod sukces medialny Harrego, Rona i Hermiony, ale szukałam wtedy nerwowo prezentu dla Najstarszej z jakiejś okazji i intuicja podpowiedziała mi, że warto zaryzykować. Nie zawiodłam się na swoim przeczuciu, a Felix, Net i Nika powiększyli grono ulubionych bohaterów mojej córki.

Oni sami pierwszy raz spotkali się w dniu rozpoczęcia roku szkolnego w Gimnazjum imienia profesora Stefana Kuszmińskiego i natychmiast (już w drodze z auli do klasy) wpadli w tarapaty. Tak miało być potem cały czas – ich koledzy brnęli mozolnie od jednej klasówki do drugiej, narzekając, że „w tej szkole nigdy nie dzieje się nic ciekawego”, natomiast Felix, Net i Nika jak trzyosobowy MacGywer – od zagadki do zagadki i od przygody do przygody. Zaczęło się od bandy szkolnych złodziejaszków, a potem już poszło – skarb zaginiony podczas wojny, tajemnica ducha na szkolnym strychu, gang Mortena… – żadna tajemnica nie jest zbyt trudna do rozwikłania, jeśli tylko robią to razem.

Od tego czasu minęło 12 lat, w czasie których ukazało się 13 kolejnych tomów cyklu – „Felix, Net i Nika oraz koniec świata, jaki znamy” jest jego częścią piętnastą. Najstarsza z moich córek, która zaczęła gimnazjum dwa lata po jego bohaterach, zdążyła już skończyć studia i zacząć doktorat, a oni ciągle nie mogą opuścić murów swojego Gimnazjum imienia profesora Stefana Kuszmińskiego. W najnowszym tomie są już co prawda licealistami, ale zawdzięczają to wyłącznie twórczemu podejściu swojej szkoły (oraz Autora) do kwestii reformy (zwanej przez niektórych deformą) edukacji 😉

Nie czytałam kilku ostatnich części cyklu, ale fragmenty, które gdzieś mi wpadały w oko, a także tłumy młodzieży, które przybywały na targowe spotkania z Rafałem Kosikiem, utwierdzały mnie w przekonaniu, że cykl trzyma poziom. Tylko nielicznym się to udaje – na ogół autorzy takich popularnych serii po jakiś czasie ograniczają się do odcinania kuponów popularności pierwszych części i kolejne tomy są coraz słabszymi wersjami tego samego.

Autor robi wrażenie, jakby świetnie się bawił wymyślając kolejne perypetie swoich bohaterów i tworząc misz-masz z motywów zaczerpniętych z kultury masowej (od „Terminatora” przez „Archiwum X” po kabaret „Munio”), mieszając style i konwencje – napisałam wtedy, a po przeczytaniu „Felixa, Neta i Niki oraz końca świata, jaki znamy” widzę, że tak jest nadal.

Przy okazji uświadomiłam sobie, że do lektury tych książek dorastają już czytelnicy, których nie było na świecie, kiedy wychodził pierwszy tom. Ani oni, ani zapewne większość tych nieco starszych nie skojarzą już chyba, dlaczego wtedy Net zmienił hasło szkolnej sieci na KOPYTKO 😉 ale nie ma to dla całości akcji większego znaczenia.

„Felix, Net i Nika oraz koniec świata, jaki znamy” to tom utrzymany w konwencji Postapo ze wszystkim najważniejszymi motywami tego gatunku. Widać, że Autor nadal świetnie się bawi pisząc (oraz tworząc przypisy, mój ulubiony jest na stronie 430 😉 ). Tę część można czytać nie znając poprzednich, ale pewna jestem, że po jej skończeniu większość czytelników nie poprzestanie na tym.

Rafał Kosik „Felix, Net i Nika oraz koniec świata, jaki znamy”, wyd.: Powergraph, Warszawa 2018

Mały Pokój z Książkami

Mały Pokój z Książkami

Zawsze lubiłam czytać. Pierwszą książkę przeczytałam samodzielnie jeszcze w przedszkolu i od tego czasu stało się to dla mnie czynnością tak oczywistą jak jedzenie czy sen. Wychowałam się w domu pełnym książek, a ich kupowanie jest już zdecydowanie moim nałogiem.

Jeszcze zanim urodziły się moje dzieci, wiedziałam jedno – będą czytać równie maniacko jak ja. Niestety los lubi być przekorny i obdarował mnie trzema córkami z dysleksją. Rozbudziło to we mnie instynkt tropiciela – podjęłam wyzwanie. Znaleźć książkę na tyle interesującą, żeby moje córki zechciały podjąć wysiłek jej przeczytania – to zadanie trudne, ale nie niemożliwe. A jaka radość z sukcesu !!!

Lubię znajdywać ciekawe książki, lubię widzieć, że podobają się Ani, Zosi i Julce, lubię dzielić się tą radością z innymi. – napisałam 13 lat temu, kiedy zaczynałam przygodę z blogowaniem.

Myślę, że nikogo nie zaskoczę, pisząc tutaj, że „Mały Pokój z Książkami” był ukochaną książką mojego dzieciństwa ?

Pierwsze wydanie tej książki ukazało się w 1971 roku, zawierało 19 opowiadań znakomicie przetłumaczonych przez Hannę Januszewską i zilustrowanych przez Bożenę Truchanowską. Jako dziecko nie lubiłam baśni, nie znałam ich wielu, ale te były szczególne. Miały niezwykły klimat, który pięknie podkreślały ilustracje, a poza tym – nie wszystkie historie tam zawarte były baśniami (na przykład jedna z moich ukochanych – ta bożonarodzeniowa o Annie – Marii i szklanym pawiu). To jedna z niewielu ukochanych lektur mojego dzieciństwa, które po latach okazały się tak samo urzekające jak we wspomnieniach.

Niedawno dotarło do mnie wznowienie tej książki wydane przez Wydawnictwo Dwie Siostry i przeżyłam przy tej okazji dwa zaskoczenia. Po pierwsze – ilustracje. TEN „Mały Pokój z Książkami” jest drugą pozycją w serii „Mistrzowie Światowej Ilustracji” i towarzyszą mu oryginalne, czarno – białe ilustracje Edwarda Ardizzone. No cóż… Był to wspaniały artysta, ale dla mnie z tą książką nierozerwalnie wiążą się obrazy, które stworzyła pani Truchanowska, mimo że tych moich ukochanych, kolorowych było tam tylko osiem. Ale jakież one miały kolory ! I jakie piękne kwiaty na nich były !

Drugim zaskoczeniem było to, że nowa książka zawiera więcej opowiadań niż ta, którą znałam. Okazało się, że do poprzedniego wydania nie weszło 9 historii. Przetłumaczyła je teraz Ewa Rajewska. Udało jej się znakomicie uchwycić klimat i język zarówno oryginału, jak i poprzedniego przekładu – dzięki temu ten zbiór stanowi całość. Ja oczywiście od razu wiedziałam, które z opowiadań są nowe, ale myślę, że osoby, które czytają to po raz pierwszy, nie zauważą różnicy w tłumaczeniach.

Zastanawiam się, dlaczego te opowiadania nie weszły do pierwszego polskiego wydania ? Widzę dwa możliwe wytłumaczenia: albo ingerowała w to cenzura, albo edycja całości przekraczała ówczesne przydziały papieru, jakimi dysponowało wydawnictwo Nasza Księgarnia. To drugie wydaje mi się bardziej prawdopodobne, bo jedynie „Pocałunek dla drzewa brzoskwiniowego”, w którym kluczową rolę odgrywa obrazek ze św. Antonim, mógł być w PRL-u niecenzuralny, pozostałe są zupełnie niewinne. Najbardziej żałuję, że nie było mi dane poznać w dzieciństwie „I zatańczę dokolutka”, bo jest tam przepięknie, z miłością pokazana starość oraz więź między dziewczynką a jej staruteńką prababcią, więź, która z jednej strony zmusza Gryzeldę do wielu poświęceń, ale z drugiej strony – jest jej siłą i pomaga jej w życiu.

Cieszę się bardzo ze wznowienia „Małego Pokoju z Książkami”. Urok tej książki jest, mam nadzieję, ponadczasowy, nawet mimo braku ilustracji, które tak lubiłam 😉

P.S. Książka była nominowana w Plebiscycie Blogerów Lokomotywa 2018

Eleanor Farjeron „Mały pokój z książkami” , przekł: Hanna Januszewska, ilustr.: Bożena Truchanowska, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 1971

Eleanor Farjeron „Mały pokój z książkami” , przekł: Hanna Januszewska, Ewa Rajewska, ilustr.: Edward Ardizzone, wyd.: Dwie Siostry, Warszawa 2018