Wpis z 14 marca 2015 roku:

Siedział sam w ostatniej ławce pod oknem. Często wyłączał się lekcji i gapił przez nie. W oddali widać było wypływające w morze statki. Coraz mocniej czuł, że chce znaleźć się na pokładzie któregoś z nich.
Teraz właśnie, w czasie długiej przerwy, obserwował wielki, biały prom z napisem „PRINCESSA”. Statek powoli wychodził w morze. Ivan miał wrażenie, że słyszy buczenie syreny i widzi ludzi machających z górnego pokładu…
Od pierwszych słów tej książki zazdrościłam jej bohaterowi tego, że mieszka w Gdyni i ma na co dzień morze na wyciągnięcie ręki. Choć obawiam się, że ja, mając taki widok z okna klasy, miałabym duże problemy z nauką 😉 Wzdychałam tęsknie towarzysząc mu podczas spaceru z psem po plaży czy kiedy obserwował statki ze szczytu redłowskiego klifu. A gdy w dodatku, dzięki tajemniczemu listowi sprzed lat, w czasie wakacji dotarł na Gotlandię, moja zazdrość niepokojąco wzrosła, bo tę wyspę znam tylko z serialu o Pippi i z serii kryminałów Mari Jungstedt.
Ivan jest Polakiem, a swoje nietypowe imię, które często bywa źródłem problemów, zawdzięcza tacie i jego marzeniom, że wychowa syna na tenisistę – następcę Ivana Lendla, Niestety – te ambitne plany szybko zniweczyła kontuzja barku. Chłopcu pozostało tylko sportowe imię i poczucie, że rozczarował tatę.
Poznaliśmy go w momencie, kiedy jego dotychczasowe życie zawaliło się. Rodzice zdecydowali się na rozwód, a tata wyprowadził się nie tylko z domu, ale także z Trójmiasta. W dodatku sytuacja materialna Ivana i jego mamy pogorszyła się radykalnie, co nie pozostało niezauważone przez jego kolegów. Czasem czuł, ze tęskni za ojcem, ale najczęściej był na niego wściekły. I na wszystkich, którzy stawali mu na drodze. Okazuje się jednak, że wszystko w życiu jest po coś, a każdy koniec jest zarazem początkiem.
Gdyby tata Ivana nie wyprowadził się z domu, koledzy chłopca nie mieliby powodu, aby mu dokuczać i nie doszłoby między nimi do bójki. Gdyby nie doszło do bójki, Ivan nie trafiłby do schroniska dla psów i w jego życiu nie pojawiłaby się Czarna…
Gdyby tata Ivana nie wyprowadził się z domu, jego mama nie musiałaby przyjąć sublokatora i Ivan nie poznałby Marka, który jest członkiem Błękitnego Patrolu i nie wiedziałby, co zrobić ze znalezioną na plaży foczką…
Gdyby…
Próbowałam zrobić listę ważnych tematów, które poruszane są w tej książce i okazało się, że jest ich, jak na jej niezbyt okazałe rozmiary, całkiem dużo. A więc: rozwód, przemoc szkolna, bezpańskie psy i schronisko, foki bałtyckie i fokarium na Helu (to chyba pierwsza polska książka, w której się one pojawiają !), morze i związane z nim niebezpieczeństwa, ale też marzenia o morskich podróżach i legendarny już jacht Zawisza Czarny, szwedzka pomoc dla Polski w trudnych powojennych latach i tajemnica zatonięcia statku Mount Vernon…
Uff, to chyba wszystko 😉 Ale mimo to, że tych ważnych rzeczy jest tak wiele, autorce udało się uniknąć publicystyki i historię Ivana, Nikoli, Czarnej i Klifki czyta się z dużą przyjemnością.
Barbara Gawryluk „Czarna, Klifka i tajemnice z dna morza”, ilustr.: Magdalena Kozieł – Nowak, wyd.: Literatura, Łódź 2014