Na ogół nie piszę tu o podobnych publikacjach, bo w książkach szukam przede wszystkim ciekawego literacko tekstu oraz pięknych i intrygujących ilustracji, do których ma się ochotę wracać. W tej tego nie ma, ale za to są OKIENKA do otwierania i różne inne atrakcje, które na pewno spodobają się małym dzieciom. W dodatku wykonane są na tyle solidnie, że wytrzymają niejeden kontakt z małymi paluszkami 😉
Te książki to nieskomplikowana opowieść o zwykłych rodzinnych świętach w Polsce – w pierwszej części w domu w mieście, w drugiej – w Zakopanem. Razem z rodziną Mani i Tynia ubieramy choinkę, zaglądając do licznych pudeł z ozdobami, pieczemy pierniczki, a w Wigilię możemy otworzyć drzwi cioci z daleka, która się tego wieczoru niespodziewanie pojawiła.
Obie te książeczki pokazują nie tylko zwyczaje świąteczne, ale także osadzają te święta w ich religijnym kontekście. Trudno, żeby było inaczej, skoro wydało je wydawnictwo katolickie. Mamy więc nie tylko choinkę z prezentami pod nią, ale także bożonarodzeniową szopkę…
… a święta w Zakopanem to nie tylko narty, zabawy na śniegu i kulig, ale także góralskie kolędowanie i wzmianka o tym, że dorośli wybierają się na pasterkę.
Te sztywnostronicowe, solidnie wykonane książki to dobry wstęp nie tylko do przygotowań do świąt z małymi dziećmi, ale także do kolejnych świątecznych lektur, których propozycje znajdziecie w zakładce Książki Świąteczne – Boże Narodzenie. Zapraszam —>>> tutaj 🙂
Magdalena Młodnicka „Boże Narodzenie z Manią i Tyniem. Świąteczna opowieść z ruchomymi elementami”, ilustr.: Agnieszka Matz, wyd.: Wydawnictwo Jedność, Kielce 2021
Magdalena Młodnicka „Góralskie święta z Manią i Tyniem. Świąteczna opowieść z ruchomymi elementami”, ilustr.: Agnieszka Matz, wyd.: Wydawnictwo Jedność, Kielce 2022
To jest już jedna z ostatnich książek, która stała na półkach Małego Pokoju w dawnej, bloxowej lokalizacji, a teraz znajduje miejsce tutaj. Wydana była 13 lat temu i od dawna już nie można jej kupić, ale przypomniała mi się wczoraj, kiedy ogłoszono informację o śmierci królowej Elżbiety II, bo pojawiła się na jej kartach… no, prawie osobiście – w wersji autorstwa Ewy Kozyry-Pawlak.
Pisałam o niej 15 listopada 2009 roku:
„Mój pierwszy atlas świata” to prawdziwa gratka dla wielbicieli ilustracji Ewy Kozyry – Pawlak i Pawła Pawlaka, bo jest to bodaj pierwsza książka zilustrowana przez nich wspólnie. Spod ręki pana Pawła wyszły obrazki, a pani Ewa uszyła mapę świata i dołożyła coś jeszcze…
Każdemu kontynentowi towarzyszy laleczka – przedstawiciel jego mieszkańców. Nie są to jednakowoż przedstawiciele typowi, bo czyż wielu jest Europejczyków podobnych do królowej Elżbiety ? Nie ukrywam, że właśnie ta lalka zrobiła na mnie największe wrażenie i dużo dałabym, żeby zobaczyć ją na żywo. O posiadaniu na własność nawet nie śmiem marzyć 😉
Inne też są urocze – Kowboj, Polarnik, Aborygen, Masajka, Indianin oraz … cesarz Akihito 😉 Może wydawnictwo pomyśli o sprzedaży tych laleczek razem z atlasami ?
„Mój pierwszy atlas świata” to kolorowe zaproszenie do odkrywania różnorodności świata. Pokaż dziecku, ze świat ma siedem kontynentów, które bardzo się od siebie różnią. Niech zobaczy, gdzie mieszkają kangury, a gdzie żyrafy i gdzie stoi Statua Wolności. – czytamy na okładce.
Już po opublikowaniu tamtego wpisu odkryłam, że z tą pierwszą książką zilustrowaną wspólnie przez Ewę i Pawła Pawlaków to nie była do końca prawda. Razem podpisani byli już pod trzema wydanymi w 1996 roku świątecznymi książeczkami o Arletce, bałwanku Śnieżynku i Żołnierzyku z choinki. Jednak w przypadku tamtych ilustracji trudno jest odróżnić, co wyszło spod ręki którego z nich.
Można oczywiście zarzucić „Mojemu pierwszemu atlasowi świata” operowanie stereotypami, bo poza osobami koronowanymi pojawiają się tam wizerunki mieszkańców obu Ameryk, Afryki i Australii takich, jak ich sobie w pierwszym skojarzeniu wyobrażamy, co niekoniecznie odpowiada współczesnym realiom ich życia. Trudno jednak ustrzec się tego, gdy ma się zmieścić wiedzę o całym kontynencie na jednej rozkładówce. A uroda tych laleczek wynagradza ich stereotypowość ! 🙂
Książka została wyróżniona w kategorii ilustracji w konkursie Książka Roku IBBY 2009
„Mój pierwszy atlas świata”, tekst: Maria Deskur, ilustr.: Ewa Kozyra – Pawlak i Paweł Pawlak, wyd.: LektorKlett, Poznań 2009
oraz:
Anna Trznadel-Szczepanek „Arletka”, ilustr.: Ewa i Paweł Pawlakowie, wyd.: Wilga, Warszawa 1996
Anna Trznadel-Szczepanek „Śnieżynek”, ilustr.: Ewa i Paweł Pawlakowie, wyd.: Wilga, Warszawa 1996
Anna Trznadel-Szczepanek „Żołnierzyk”, ilustr.: Ewa i Paweł Pawlakowie, wyd.: Wilga, Warszawa 1996
Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2022 w kategorii: obraz !!!
Zioła, trawy barwne kwiatki, / bujne łąki i rabatki. / Drzewa szumią nam nad głową, / wszystko wzrasta, daję słowo !
Tyle różnych roślin wokół ! / Inne w każdej porze roku. / Spotykamy je co krok, / dziś w tę zieleń zróbmy skok !
To będzie wpis pełen zachwytu nad tym, co w tej książce wyczarowała Anna Salamon – nie mogę się na to napatrzeć !!! Z całym szacunkiem dla wierszy Alicji Krzanik i przyrodniczych tekstów Katarzyny Piętki, ale jeśli towarzyszyłyby im inne ilustracje, to byłaby po prostu książka jakich wiele, o tym, co rośnie na łące i w lesie. A tak powstała jedyna w swoim rodzaju !
To jest już trzecia książka, w której Anna Salamon wyczarowuje z włóczki ilustracje do wierszy Alicji Krzanik. Po literkach i cyferkach przyszła pora na rośliny i nie tylko 😉 Okazuje się, że nie ma rzeczy, której nie dałoby się wykonać przy pomocy szydełka i drutów. Mamy tutaj nie tylko rozmaite kwiaty i liście oraz moc roślinności w różnych stopniach zbliżenia. Są także motyle, ptaki, grzyby, a nawet ludziki z kasztanów. Przyszłoby wam do głowy, że można zrobić wełnianą zupę szczawiową ? I to w dodatku z jajkiem na twardo ? Anna Salamon potrafi nawet to 🙂
„Roślinkowa książka” to pozycja do nieśpiesznego oglądania, wyszukiwania szczegółów oraz (last but not least ! 😉 ) czytania towarzyszących ilustracjom tekstów. Jest to także zachęta, żeby następnie sprawdzić, jak te wszystkie cuda wydziergane przez Annę Salamon wyglądają w naturze. Podobnie jak wydane także przez Naszą Księgarnięatlasy stworzeń rozmaitych Ewy i Pawła Pawlaków znakomicie nadaje się do tego, żeby ją zabrać ze sobą na spacer do lasu czy ogrodu – wytrzyma wiele i da masę radości !
Alicja Krzanik (wiersze), Katarzyna Piętka (tekst), Anna Salamon (ilustracje) „Roślinkowa książka”, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2022
Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2021 w kategorii: Od A do Z !!!
Oraz wpisana na pokonkursową Listę BIS Polskiej Sekcji IBBY
To już czwarty atlas (po wcześniejszych: ptaków, motyli i zwierzaków) który stworzyła ta wspaniała małżeńska spółka autorska. Wszystkie zachwyty, które dotyczyły poprzednich, tu także maja zastosowanie. I jak za każdym razem nasuwa się pytanie – o czym będzie następny ? Nie wątpię w to, że niebawem się dowiemy 😉
Różni się on od poprzednich doborem bohaterów. W tamtych byli oni anonimowi i znani autorom raczej z daleka, można nawet powiedzieć, że niektórzy przelotnie – tutaj natomiast mamy do czynienia z domownikami.
Choć koty od tysiącleci żyją u boku człowieka, zachowują niezależność, poczucie własnej godności, a także cale mnóstwo sekretów. Przespacerujmy się więc – jeśli nam na to pozwolą – tajemniczymi kocimi ścieżkami.
Ewa i Paweł Pawlakowie są kociarzami od dawna. Nieraz dawali temu wyraz w swojej twórczości, ale najmocniej ujawniło się to w wydanej kilkanaście lat temu książce „Ja, Bobik, czyli prawdziwa historia o kocie, który myślał, że jest królem”.
ilustracja z książki „Ja, Bobik”
Jej bohater już niestety bryka sobie za Tęczowym Mostem, ale nie mogło go zabraknąć także w tym atlasie – razem z innym kocimi współlokatorami Autorów oraz ich znajomych. Na okładce książki jest (bardzo ciekawa !!!) lista osób, które udostępniły im zdjęcia i historie swoich kociaków, żeby mogły się one na jej kartach znaleźć.
Powstała fascynująca galeria kocich ras i charakterów odwzorowanych malarsko, rzeźbiarsko oraz wyaplikowanych z materiałów. Są tam także dwie rozkładówki ekstra 😉 Jedna z nich stanowi swoisty słowniczek kociej mowy ciała, a druga opowiada do dalszych i dziko żyjących kuzynach bohaterów. Owe kuzynostwo zostało przez Pawła Pawlaka fantastycznie sportretowane na znaczkach pocztowych – tego jeszcze w tych atlasach nie było !
P.S. Dodać jeszcze muszę, że oprócz ilustracji Autorów są tam też kocie portrety wykonane przez Olę Iwanczewską
„Mały atlas kotów (i kociaków) Ewy i Pawła Pawlaków”, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2021
Ewa Kozyra-Pawlak „Ja, Bobik, czyli prawdziwa historia o kocie, który myślał, że jest królem”, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2014
Cyfry, liczby i działania / są jak szyfr do rozwikłania. / Ta książeczka to zachęta, / by cyferki zapamiętać.
„Cyferkowa książka” to młodsza siostra wydanej w zeszłym roku „Literkowej”. Mamy tu znowu włóczkowe ilustracje wydziergane przez Annę Salamon i wierszyki Alicji Krzanik, ale w roli głównej tym razem występują cyfry – wszystkie, jakie mamy, a więc w sumie dziesięć. Akcja tej książki umieszczona jest w otoczeniu znanym i oczywistym dla każdego dziecka, czyli w domu i jego okolicy, a liczyć uczymy się na przedmiotach codziennego użytku. To książka nie tylko domowa, ale też bardzo rodzinna. Członkowie rodziny odgrywają w niej ważną rolę także jako elementy działań matematycznych. Dowiadujemy się też, że nie wszystko da się policzyć 🙂
Czy jest jeszcze coś, co mogłabym dodać, a czego nie napisałam przy okazji poprzedniej książki tego duetu ? Chyba nie, więc najlepiej będzie, jak oddam głos samej Annie Salamon 🙂
Alicja Krzanik (tekst), Anna Salamon (ilustr.) „Cyferkowa książka”, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2021
Wpis z 22 lutego 2016 roku – nie tylko o „Lokomotywie” z ilustracjami Katarzyny Boguckiej i „Rzepce” zilustrowanej przez Emilię Dziubak, ale także o wystawie „Tu czy tam ?” w Zachęcie i księgarni „Dwa Koty” na warszawskiej Saskiej Kępie.
Uświadomiłam sobie przy tej okazji, że minęły już cztery lata od tamtej wystawy i przez ten czas nie było w Warszawie kolejnej, równie spektakularnej i poświeconej książkom dla dzieci. Natomiast kameralna księgarnia „Dwa Koty” trwa niewzruszenie na Saskiej Kępie i mam nadzieję, że mimo pandemii będzie trwać nadal 🙂
Od soboty w warszawskiej „Zachęcie” można zwiedzać wystawę „Tu czy tam. Współczesna polska ilustracja dla dzieci”. Wydarzenie w ostatnich latach bez precedensu, bo (o ile dobrze pamiętam) ostatnią wystawą adresowaną do dzieci była wilkoniowa Arka – ile to lat temu ? Co najmniej 10. Kilka lat wcześniej córki moje starsze (bo najmłodsza była jeszcze za mała) bawiły się świetnie na „Zachęcie dzieciom”, ale potem już nic podobnego nie było. Łapbakcylowe wystawy w Stu Pociechach to też chyba mniej więcej wtedy. Ależ ten czas leci…
Na sobotnie otwarcie przybyły do Zachęty tłumy dorosłych (z dziećmi i bez nich), więc niestety niewiele można było zobaczyć i jedynym wrażeniem, jakie wyniosłam stamtąd, jest pewność, że koniecznie muszę tam wrócić. Czasu jest sporo, wystawa potrwa do 8 maja. Na pewno zdążę i jeszcze córki, choć najmłodsza już kończy gimnazjum, zabiorę 🙂
Okazuje się jednak, że byli tacy, którzy przyszli wcześniej i nie tylko spokojnie wszystko zobaczyli, ale jeszcze złapali się na pokaz ilustracji na żywo w wykonaniu Katarzyny Boguckiej. Wszystko potem pięknie opisali na blogu „Maki w Giverny” ilustrując licznymi zdjęciami, więc kto ciekaw, niech tam zajrzy >>> tutaj proszę 🙂
Wystawa pozostawia pewien niedosyt, bo nie jest (wbrew temu, co sugeruje tytuł) panoramą tego, co się obecnie w polskiej ilustracji dzieje – a dzieje się dużo. Określiłabym ją jako przyczynek – obraz gustu i zainteresowań jej kuratorek: Magdy Kłos – Podsiadło i Ewy Solarz – czyli wydawnictwa „Wytwórnia”, choć książki tam prezentowane nie pochodzą tylko z tego wydawnictwa.
W sali trzeciej można obejrzeć m.in. tuwimową „Lokomotywę” Katarzyny Boguckiej wydaną przez Visart. Kiedy pierwszy raz wzięłam ją do ręki, zadałam sobie pytanie: po co ?
Po Szancerze, po Lenicy – wydaniach na których wychowały się pokolenia – po co robić to kolejny raz ?
A jednak warto – choćby po to, żeby dziecięcy czytelnicy zobaczyli, jak różnie można postrzegać i przedstawiać to samo. Taka jest także rola ilustracji w książkach dla dzieci – przyzwyczajać do rozmaitych stylów i konwencji, uczyć, że to samo można widzieć bardzo rozmaicie.
„Lokomotywie” Katarzyny Boguckiej towarzyszą puzzle, z których można ułożyć narysowany przez nią pociąg. Wszystkie elementy pasują do siebie i tylko od decyzji i fantazji układającego zależy, czy umieści wagony tak, jak to opisał Tuwim czy w zupełnie innej kolejności.
Wydawnictwo Visart wydało także „Rzepkę” zilustrowaną przez Emilię Dziubak, którą także zaproszono do udziału w wystawie „Tu czy tam”. Jej wersja jest zupełnie inna niż ta, która narysował Mistrz Szancer, inna niż ta, która wyszła spod igły Ewy Kozyry Pawlak – to jest dopiero zabawa konwencją !!! Na ilustracjach Emilii Dziubak widzimy dzieci, które wystawiają „Rzepkę” na scenie, przebrane za wszystkich jej bohaterów – od tytułowej rzepki począwszy, a kawce skończywszy (i nie tylko – bo mamy jeszcze żywe dekoracje – drzewa, krzaczki czy chmurki).
Obie te książki można kupić m.in. w warszawskiej księgarni „Dwa Koty”. Mieści się ona na Saskiej Kępie, w niewielkim lokalu wypełnionym książkami po brzegi. To jedno z tych miejsc, o które warto dbać, żeby nie przepadły w konkurencji z pewną sieciówką, której nazwy nie muszę wymieniać 😉 Nie znajdziecie tam wszystkiego, co jest rynku, ale możecie być pewni, że wszystko, co tam znajdziecie, warte jest przeczytania 🙂
Edit 2020: oba tytuły można nadal nabyć w „Dwóch Kotach” – także w sprzedaży wysyłkowej 🙂
Julian Tuwim „Lokomotywa”, ilustr.: Katarzyna Bogucka, wyd.: Visart, Warszawa 2013
Pomysł tej serii jest genialny w swojej prostocie – książeczki zawierają piosenki znane powszechnie i śpiewane dzieciom od pokoleń. Zilustrowały je znakomite ilustratorki – przede wszystkim Agnieszka Żelewska.
Z tymi książeczkami można robić różne rzeczy. Można śpiewać – dziecku i razem z dzieckiem. Jeśli ktoś się nie czuje wystarczająco mocny wokalnie – może czytać. Można też je po prostu oglądać z dzieckiem – ilustracje dostarczają wielu tematów do rozmów.
Pierwszą pozycją z tej serii, która wpadła w nasze ręce był „Jedzie pociąg”. Podobnie jak niedawno w „Rzepce” – zachwyciła mnie dbałość o szczegóły i szczególiki. Ach, te łączki z kwiatkami, jabłonka z owocami, dziecko w nosiłkach, papuga w klatce, piłeczka dziecka w wagonie i krzywa szyja gęgającej gęsi (prawda, że widać to gęganie ???), kotek, piesek (i to co robi pod semaforem 😉 )… Z każdym oglądaniem zauważam kolejny smaczek.
Z pozostałych szczególnie upodobałam sobie „Ptaszka z Łobzowa”. Nie wiem – czy bardziej z sentymentu do Krakowa (pięknie narysowanego przez Agnieszkę Żelewską) czy dlatego, że zawsze lubilam tę piosenkę. Fascynowały mnie w niej słowa Asa Tadarasa – wydawały mi się takie tajemnicze, czarodziejskie, trochę jak zaklęcie.
Książeczki z tej serii znakomicie nadają się na pierwsze lektury dla maluchów – mają sztywne kartki, piękne ilustracje do oglądania, a ich teksty – do czytania i śpiewania – nie znudzą się długo. Piosenki znane od pokoleń zostaną z naszymi dziećmi na całe życie i (mam taką nadzieję !) przejdą na następne pokolenia.
„Gdzieżeś Ty bywał czarny baranie ?”, ilustr.: Agnieszka Żelewska, wyd.: Muchomor, Warszawa 2004 – wyróżnienie graficzne w konkursie Książka Roku IBBY 2003
„Jadą, jadą misie”, ilustr.: Agnieszka Żelewska, wyd.: Muchomor, Warszawa 2004
„Jedzie pociąg z daleka”, ilustr.: Ewa Kozyra – Pawlak, wyd.: Muchomor, Warszawa 2004 – wyróżnienie graficzne w konkursie Książka Roku IBBY 2004
„Krakowiaczek jeden”, ilustr.: Agnieszka Żelewska, wyd.: Muchomor, Warszawa 2004
„Miała baba koguta”, ilustr.: Joanna Jung, wyd.: Muchomor, Warszawa 2004
„Ptaszek z Łobzowa”, ilustr.: Agnieszka Żelewska, wyd.: Muchomor, Warszawa 2004
„Przybieżeli do Betlejem”, ilustr.: Agnieszka Żelewska, wyd.: Muchomor, Warszawa 2004
„Stary niedwiedź”, ilustr.: Agnieszka Żelewska, wyd.: Muchomor, Warszawa 2004
To była pierwsza książka zilustrowana przez Ewę Kozyrę-Pawlak, która stanęła na półce Małego Pokoju z Książkami, a zdarzyło się to 2 czerwca 2008 roku. Ciekawa jestem, ile kolejnych wersji „Rzepki” ukazało się od tego czasu ? 😉
Julian Tuwim i Jan Brzechwa to bodaj jedyni twórcy literatury dziecięcej, których nazwiska znane są w Polsce powszechnie. Muszę przyznać, że sama zdecydowanie preferuję twórczość pierwszego z nich. Wiersze Brzechwy jakoś do mnie nie trafiały – ani teraz, ani kiedy sama byłam dzieckiem. „Rzepka” jest jednym najczęściej z wydawanych wierszy Tuwima. W naszym domu można by znaleźć co najmniej 5 jej egzemplarzy w różnych wydaniach – jeden zapewne kupiłam sama, a pozostałe to prezenty i spadki po innych dzieciach.
Czytałam moim córkom „Rzepkę” tyle razy, że znam ją już na pamięć po wsze czasy. Jeszcze za czasów Najstarszej z nich nabrałyśmy zwyczaju odgrywania przy tym pantomimy polegającej na tym, że ciągnęłyśmy naszą wyimaginowaną rzepkę wtedy, kiedy oni ciągnęli swoją w książce, a na końcu przewracałyśmy się razem z nimi. Potem tak samo czytałam z córkami Środkową i Najmłodszą. Nie wiem, czy potrafiłabym już nie przewrócić się przy: Aż wstyd powiedzieć, co było dalej – wszyscy na siebie poupadali ! 😉
Teraz, kiedy (jak mi się wydaje) prawa autorskie do twórczości Tuwima już wygasły, mamy lawinowy wysyp wydań jego wierszy na rynku. Ten autor to pewniak: zawsze się sprzeda, w przeciwieństwie do dużo mniej znanych twórców współczesnych, a w dodatku nie trzeba nikomu płacić za prawo do druku… Ostatnio naliczyłam pięć różnych wydań „Rzepki” leżących obok siebie w księgarni. Ich ilustracje można z grubsza podzielić na: kiepskie i haniebne, a na ich tle „Rzepka” zilustrowana krawiecko przez Ewę Kozyrę – Pawlak jawi się niemal jak cud świata.
Mój podziw dla twórczości Ewy Kozyry – Pawlak jest tym większy, że sama stanowię przykład osoby kompletnie pozbawionej zdolności manualnych, ze szczególnym uwzględnieniem talentów krawieckich. Takie cudeńka znajdują się zdecydowanie poza zasięgiem moich możliwości. Babcia ma fartuch zawiązany na porządną kokardkę (widoczną na każdym obrazku), Dziadek – brodę i wąsy, kotek – sympatyczny wyraz pyszczka, ale to wszystko jeszcze nic. W szczególny zachwyt wprawiły mnie delikatne, koronkowe chmurki na niebie. Ta dbałość o szczególiki detalicznie wyhaftowane czy też wyaplikowane zachwyciła mnie już wcześniej – kiedy wpadła w moje ręce książeczka „Jedzie pociąg z daleka” .
Jedyną rzeczą, która mi się w „Rzepce” nie podobała to oczowaliste (że użyję ulubionego określenia Najstarszej z moich córek) logo wydawnictwa (czy też serii) na okładce. Dziarski krasnal na jadowicie niebieskim tle rzeczywiście daje po oczach i pasuje do wysmakowanej całości jak… Pomińmy to milczeniem. Szkoda że wydawnictwo nie poprosiło ilustratorki, żeby wyszyła również jego 😦
Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA – książka dla niedorosłych w kategorii – obraz !!!
Rosną z nich wiersze, teksty w piosence,
baśnie, krzyżówki i list w butelce.
Kiedy je poznasz – podróż się zacznie,
więc poprzyglądaj im się dziś bacznie.
Książek o literach i alfabecie jest w księgarniach sporo, ale rzadko można znaleźć wśród nich takie, które miałyby jakiś oryginalny pomysł na ich przedstawienie. Tymczasem niespodzianka – rok 2020 oprócz pandemii przyniósł nam także aż dwie zachwycające, oryginalnie i pomysłowo ilustrowane. Pierwszą jest „Wrocławski abecadlik” adresowany do czytelników do tego stopnia młodych, że młodszych już nie ma 🙂 „Literkowa książka” przeznaczona jest dla dzieci nieco starszych – takich, które już naprawdę zaczynają świadomie poznawać litery i łączyć je w słowa.
animacja – Mikołaj Kamler
Jej premiera przypadła pechowo akurat na początek epidemii w Polsce. Ja trafiłam na nią przypadkiem (nie do końca, bo doskonale wiedziałam, że ma się ukazać i czekałam na to z zainteresowaniem !) przy okazji ostatniej wizyty w księgarni przed ich zamknięciem.
Jedyne w swoim rodzaju kolorowe litery wydziergała szydełkiem i na drutach Anna Salamon. Każda jest tak sprytnie zrobiona, że kojarzy się z jakąś rzeczą, której nazwa właśnie od niej się zaczyna. Po każdych kolejnych czterech literach mamy stronę z nieco zwariowanym wierszykiem dedykowanym właśnie im oraz z równie odjechaną ilustrującą go ilustracją 😉
Przeczytałam ostatnie zdanie, wiem jak ono brzmi, ale przepraszam – nie potrafię inaczej. Po prostu udzielił mi się nastrój tej książki 🙂 Ja najbardziej lubię osę moczącą nogi w misce oraz wiersz (i ilustrację) o śnie babci Feli.
Na sztywnych kartach tej książki każdy znajdzie coś dla siebie, a dzieci dzięki niej przekonają się, że czytanie to może być naprawdę fajna przygoda !!!
Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA – książka dla niedorosłych w kategorii – Od A do Z !!!
„Wrocławski abecadlik” to książka, która powstała z myślą o małych wrocławianach. Od początku tego roku dostają ją w wyprawce wszystkie dzieci urodzone w tym mieście. Jest ona bardzo wrocławska, ale równocześnie – uniwersalna i naprawdę warto po nią sięgnąć, nawet jeśli mieszkacie zupełnie gdzie indziej. Można ją kupić tu i ówdzie 😉
Gdybym miała skrótowo określić jej zawartość, byłby to następujący podtytuł: Od A do Z czyli jeden dzień z życia wrocławskiego najnaja* 🙂 Na kolejnych stronach mali bohaterowie tej książki przeżywają swój normalny, pełen zabaw i radości dzień, a towarzyszą im w tym słowa, dźwięki i onomatopeje na kolejne litery alfabetu. Od Am, am, am i Bach ! przy śniadaniu przez Hopsa, hopsa !, La, la, la, la ! i Łap ! w czasie zabawy, aż po Wruuummm ! i Ziummm !, które pojawiają się już we śnie. Normalnych słów jest tam niewiele, ale są to te, które dziecko poznaje od samego początku: mama, tata, siusiu czy buzi 🙂
Ponieważ jest to, jako się rzekło, abecadlik bardzo wrocławski, ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że wszystko to dzieje się właśnie tam. Razem z bohaterami odwiedzamy wrocławskie ZOO i Ogród Botaniczny, liżemy lody na bulwarze Dunikowskiego z widokiem na Ostrów Tumski i gramy w piłkę pod Halą Stulecia i Iglicą. W ostatniej scenie, już we śnie przebrane w piżamki dzieci unoszą się nad rynkiem (jest ratusz oraz słynne kamieniczki Jaś i Małgosia) oraz mostem Grunwaldzkim.
Towarzyszą nam w tym wrocławscy celebryci czyli krasnale oraz Olga Tokarczuk, po mistrzowsku wyaplikowana przez Ewę Kozyrę–Pawlak. Noblistka pojawia się tam dwa (a może nawet trzy ?) razy, a jej charakterystyczna fryzura nie pozostawia wątpliwości, że to ona we własnej osobie 🙂
Ta książka jest… taka jak wszystkie, które wyszły spod ręki Ewy i Pawła Pawlaków 🙂 Czyli po prostu cudowna !!! I w dodatku zawiera w sobie nadzieję na kolejną.
Kończę więc pytaniem do Autorów – kiedy możemy spodziewać się książki „Wrocławskie krasnale idą spać” ???
* Najnaje to określenie, które do świata książki przeszło z teatru i oznacza Najnajmłodszego widza (albo odbiorcę książki). Podobno jego twórcą jest Zbigniew Rudziński z poznańskiego Centrum Sztuki Dziecka.
Ewa i Paweł Pawlak „Wrocławski abecadlik”, wyd.: Wydawnictwo Warstwy, Wrocław 2020