Wpis z 12 lutego 2009 roku. To był czas największej popularności twórczości Jodi Picoult w Polsce. Zaczynała od bardzo ciekawych powieści sądowo – szpitalnych, potem niestety jej wyobraźnia twórcza powędrowała w jakieś dziwne rejony świadomości 😉 Jej książki adresowane są do czytelników dorosłych, ale po „Dziewiętnaście minut” oprócz rodziców mogą sięgnąć także starsze nastolatki. Po kilkunastu latach nadal jest aktualna.

Wszystkie powieści Jodi Picoult są poruszające, ale ta zrobiła na mnie największe wrażenie. Problemy opisywane w poprzednich były w tym samym stopniu intrygujące, co odległe od moich własnych. W tej jest inaczej… Każdy z jej czytelników był lub jest uczniem, a większość ma lub będzie miało dzieci. Każdy też zapewne choć raz spotkał się z jakimś przejawem przemocy ze strony rówieśników i nieważne czy był prześladowany, czy w przemocy uczestniczył, czy też był jej świadkiem.
Kiedy słyszymy w telewizji, ze gdzieś tam jakiś uczeń zaczął strzelać do swoich szkolnych kolegów i nauczycieli, myślimy… No właśnie – co myślimy ??? Że to się może zdarzyć tylko w Ameryce ? Że to efekt amerykańskiego bezstresowego wychowywania dzieci i tamtejszego kryzysu rodziny ? Że tak skutkuje nadmiar telewizji i gier komputerowych ? Na pewno myślimy wtedy jedno – że nasze dziecko nigdy by czegoś takiego nie zrobiło.
Kiedy ma się urodzić dziecko, rodzice wyobrażają je sobie jako kompilację najlepszych cech i talentów wszystkich członków rodziny (plus parę takich, jakich im w materiale genetycznym może brakuje, ale bardzo chcieliby mieć 😉 ). Wad nie uwzględniają w tych planach w ogóle. Tymczasem na świecie pojawia się byt całkowicie odrębny i odmienny od ich wyobrażeń.
Peter Houghton wychował się w pełnej rodzinie – pozornie normalnej i kochającej się. Miał rodziców, brata, psa, komputer i żadnych trosk materialnych. Był miłym, myślącym i wrażliwym dzieckiem. Jego beztroskie dzieciństwo skończyło się w chwili, kiedy pierwszy raz wsiadł do szkolnego autobusu…
Wszystko co działo się od tego momentu do chwili, kiedy otworzył ogień w szkole to z jednej strony spirala przemocy, która zaczęła się od pozornie niewinnych żartów a z drugiej – ciąg zaniechań, przeoczeń, niedopatrzeń, obojętności. Rodzice Petera, jego nauczyciele, kierowca szkolnego autobusu, trener, Josie, inni uczniowie, rodzice jego prześladowców – wszyscy (w większym czy mniejszym stopniu) mają na sumieniu to, że nic nie zrobili.
Dlaczego właśnie Peter ? Z tej samej przyczyny, dla której w innym miejscu podobnych szykan doznawał Michael Bayley – był inny.
Sterling to niewielkie miasto w stanie New Hampshire – spokojne, zamożne, zamieszkałe w większości przez przedstawicieli middle class. Żadnych slumsów i gangów. Niektórzy z mieszkańców przenieśli się tam z Nowego Jorku w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca do życia i wychowywania dzieci.
Wszyscy rodzice, w miarę swoich możliwości, szukają takiego miejsca i wszyscy pragną wychować swoje dzieci jak najlepiej. Ja oczywiście też. Tylko jak ? Lacy i Lewisowi Houghtonom to się nie udało, mimo że (przynajmniej w swoim przekonaniu) starali się. Gdzie popełnili błąd ? Gdzie jest granica między nadopiekuńczością a zaniedbaniem ? Gdzie – miedzy brakiem zainteresowania a szacunkiem dla prywatności ?
Patrząc z innej strony – jakie błędy popełniali rodzice szkolnej elity, tych agresywnych mięśniaków, którzy wyzywali go od świrów ? Co w życiu swojej córki przeoczyła sędzia Alex Cormier?
„Dziewiętnaście minut” to książka, która zachwiała podstawami mojej rodzicielskiej pewności siebie…
W dziewiętnaście minut można skosić frontowy trawnik, ufarbować włosy, obejrzeć tercję meczu hokejowego. Dziewiętnaście minut wystarczy, żeby zaplombować ząb, upiec ciasto, poskładać pranie pięcioosobowej rodziny. (…)
W dziewiętnaście minut można wstrzymać świat lub ewakuować się z niego na zawsze.
Dziewiętnaście minut – tyle wystarczy, żeby dopełnić zemsty.
Jodi Picoult „Dziewiętnaście minut”, przekł.: Katarzyna Kasterka, wyd.: Prószyński i S-ka, Warszawa 2009