Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA – książka dla niedorosłych w kategorii – tekst oraz nagrodzona w Konkursie Mądra Książka w kategorii książek dla dzieci !!!
Wydawnictwo Kropka jest najmłodszym, narodzonym w tym roku, dzieckiem prężnie działającego Wydawnictwa Marginesy, a „Miasto Potwór” to (po trzech książkach przełożonych z języków obcych) ich pierwsza publikacja oryginalna. Można więc powiedzieć, że jest to ich debiut – i to debiut bardzo obiecujący 🙂
Nic nie zapowiadało katastrofy. Któregoś dnia, bez żadnego zaproszenia, z morza wyłonił się wielki potwór i ruszył w stronę miasta. Typowy przedstawiciel gatunku: długie szpony, dwa rzędy ostrych zębów i łuskowata skóra pokryta szlamem z wodorostów. Pod szyją zawiązaną miał fioletową muszkę w groszki, co sprawiało, że wyglądał jeszcze potworniej. Ryknął na próbę, a z paszczy wyleciała mu… antena satelitarna.
Któryś z mieszkańców miasta, będący akurat w pobliżu, przytomnie krzyknął: „W nogi !”. Bo jak powszechnie wiadomo, kiedy w mieście pojawia się potwór, to nie po to, żeby zrobić zakupy, oddać odkurzacz do naprawy ani by zgarnąć wakacyjną pożyczkę. Zwykle bardziej zaprzątają go kwestie zniszczenia i pożarcia miasta niczym kanapki z betonem i asfaltem…
… i pewnie taki byłby także los Miastoszewa, gdyby nie to, że okazało się kompletnie niestrawne. Może nawet potworniejsze od Potwora ? Bez zieleni i drzew, bez miejsc, w których można się spotkać – za to pełne reklam i billboardów, które kompletnie zasłaniają domy.
Brzmi znajomo ? Jakbyśmy gdzieś takie miasta widzieli ? „Miasto Potwór” to ciut przewrotnie skonstruowany poradnik urządzania przestrzeni do życia. Inaczej mówiąc – propedeutyka urbanistyki 😉 Mieszkańcy Miastoszewa przy pomocy Potwora przechodzą jej skrócony kurs w praktyce. Taka lekcja przydałaby się włodarzom i mieszkańcom wielu naszych miast. A jak to się skończyło ? Musicie sami przeczytać, ja zdradzę tylko, że dobrze 🙂
Przemek Liput, który jest autorem wizualnej strony tej ksiązki, podszedł do sprawy z dużym rozmachem. Ilustracje wypełniają całe duże strony, jest na nich mnóstwo szczegółów i dialogów w dymkach. Warto je uważnie obejrzeć i przeczytać, żeby docenić wszystkie smaczki.
A potem rozejrzyjmy się dookoła i zastanówmy nad tym, co zrobić z otoczeniem, w którym żyjemy…
Nie znam się na komiksach, nie jest i nie był to nigdy mój ulubiony rodzaj literatury. Moje córki tez jakoś w nich nie gustowały. Od czasów szkoły podstawowej, kiedy czytywałam „Świat Młodych”, prawie nie miałam z komiksami kontaktu, ale teraz uświadamiam sobie, jak wiele w tej kwestii zawdzięczam właśnie temu pismu. Dla tych, co są za młodzi, żeby pamiętać – była to gazeta dla młodszej młodzieży, która ukazywała się trzy razy w tygodniu (!!!). Z dzisiejszej perspektywy patrząc – siermiężna, jak wszystko wówczas, ale wtedy nie mieliśmy za bardzo z czym jej porównywać. Na ostatniej stronie był komiks w odcinkach i właśnie tam miałam okazję zetknąć się z twórczością niemal wszystkich najważniejszych ówczesnych rysowników. Oprócz znanych mi z wydań książkowych Tytusa, Romka i Atomka Papcia Chmiela, pamiętam też Kajka i Kokosza Janusza Christy, Jonka, Jonkę i Kleksa Szarloty Pawel (przyznam, że długie lata byłam przekonana, że jest to podpisujący się najpierw nazwiskiem, a potem imieniem facet – Paweł Szarlota 😉 ) oraz, już pod koniec mojej przygody z tym pismem, absurdalne komiksy Tadeusza Baranowskiego. Miałam poza tym w ręku oczywiście zeszytowe wydania przygód Kapitanów Klossa i Żbika, ale zawsze towarzyszyło temu poczucie, że to taka mniej poważna gałąź literatury, która dojrzałym czytelnikom nie przystoi 😉
Po książkę „Eileen Grey. Dom pod słońcem” sięgnęłam ze względu na architektoniczny temat i (rzecz można) POMIMO tego, że jest komiksem, ale trochę też z ciekawości – jak można taką historię opowiedzieć obrazkami i dialogami w dymkach ???
Eileen Grey nazywana bywa obecnie pierwszą damą designu, mimo że przez długie lata, jeszcze za jej życia, jej twórczość pozostawała w zapomnieniu. Tworzyła meble, które dziś zachwycają swoją funkcjonalnością i nowoczesna linią. Mimo braku wykształcenia architektonicznego zaprojektowała także dom, który wpisał się do historii architektury i który jest drugim bohaterem tej książki.
W jego nazwie – E 1027 zaszyfrowane są inicjały Eileen Grey oraz Jeana Badoviciego, bo ten dom był jej podarunkiem miłości dla niego. W tej historii jest jednak także trzeci bohater – papież modernizmuLe Corbusier. Jego zachwyt nad tym domem, potem zazdrość o niego, a nawet jego śmierć do dziś kładzie się cieniem na historii E 1027.
„Eileen Grey. Dom pod słońcem” to książka, w której znajdziemy historię życia niezwyklej kobiety, której udało się odnieść sukces w dziedzinie zdominowanej przez mężczyzn, historię miłości, której owocem był niezwykły dom oraz kawałek historii architektury i designu, a wszystko to w starannie wyważonych proporcjach. Jak w dziełach samej Eileen 😉
A ja dzięki niej przekonałam się, że komiks może być całkiem poważną lekturą 🙂
P.S. Ta historia stała się także kanwą filmu „The Price of Desire” („Cena pragnień”) z 2015 roku.
Charlotte Malterre – Barthes (tekst), Zosia Dzierżawska (ilustr.) „Eileen Grey. Dom pod słońcem”, przekł.: Jacek Żuławnik, wyd.: Marginesy, Warszawa 2019
„ArchiTekturki” to
książka która niewątpliwie robi wrażenie. Nie wiem tylko czym
bardziej: formą czy ceną ? 😉
Cena rzeczywiście daje po oczach, ale jest uzasadniona – po pierwsze: formą wymagającą zegarmistrzowskiej precyzji przy konstruowaniu oraz ręcznego klejenia, a po drugie: mikroskopijnym wręcz nakładem, który wyniósł 1000 (słownie: jeden tysiąc) egzemplarzy (edit: potem na szczęście były jeszcze dodruki). W dodatku książka została wyprodukowana w Polsce, a nie w krajach Trzeciego Świata, gdzie często wykorzystywane są do tego dzieci, co też miało wpływ na cenę.
Mimo tego homeopatycznego wręcz nakładu i zaporowej ceny, które mocno ograniczyły zasięg czytelniczy tej publikacji, warto odnotować jej pojawienie się, ponieważ „ArchiTekturki” to pierwsza od bardzo dawna polska książka typu pop-up i pierwsza wykorzystująca taką formę do popularyzacji wiedzy o architekturze współczesnej.
Ta książka to opowieść o kilkudziesięciu warszawskich miejscach i budynkach. Pokazujemy budowle małe i duże, piękne i brzydkie, pasujące do otoczenia i te, które odwracają się plecami do sąsiadów. Opisane zostały budynki – przyjaciele, które pozdrawiamy, przechodząc obok, i takie, które wolimy obchodzić z daleka. Bohaterów tej książki łączy jedno: wszystkie pokazane obiekty to zrealizowane marzenia ich autorów o lepszym mieście.
Wydało
ją Muzeum
Powstania Warszawskiego,
co może budzić zdziwienie, bo powstanie kojarzy się raczej z
unicestwieniem warszawskiej architektury. Warto jednak pamiętać,
że większość
wojennych zniszczeń Warszawy nie była związana z walkami
powstańczymi,
a samo
powstanie to tylko etap w historii miasta – etap graniczny, między
Warszawą dawną, tą tworzoną przez wieki, a Warszawą obecną, w
której sąsiadują ze sobą ostańce tamtej dawnej i budynki
powstałe w ostatnich siedemdziesięciu latach. Ważną częścią
Muzeum jest Instytut
Stefana Starzyńskiego i
to z jego inicjatywy ( a personalnie – Agnieszki
Szulejewskiej)
powstała ta książka.
Warszawa
to miasto inne niż wszystkie. Są w Polsce i na świecie miasta
większe, miasta starsze, miasta piękniejsze. Ale urok Warszawy
kryje się w jej charakterze, na który składają się tysiące
pozornie zupełnie niepasujących elementów – budynków, miejsc,
historii, a przede wszystkim ludzi. Tych, którzy tu mieszkają i
tych, którzy użyli swego talentu, aby uczynić to miasto
wspanialszym i lepszym. Chociaż często ich wizje bardzo się od
siebie różniły.
Marlena Happach wybrała i opisała, a Robert Czajka narysował ponad 40 miejsc w Warszawie, które powstały w ciągu ostatnich 70 lat – od tunelu trasy W-Z po Dom Kereta. Są to rzeczy małe (jak Dom Kereta właśnie) i rozległe (jak Osiedle „Za Żelazną Bramą” czy Ursynów), takie, które budzą powszechny zachwyt i te ciut kontrowersyjne. 8 z nich ma swoją wersje trójwymiarowe, które rozkładają się, kiedy otwieramy książkę. Na końcu znajduje się spis ich wszystkich, wraz z nazwiskami projektantów (a dzięki strzałkom można bez trudu zobaczyć, które z nich łączą się poprzez osoby ich twórców). Bohdan Pniewski, Romuald Gutt, Zofia i Oskar Hansenowie, Józef Sigalin, Stanisław Jankowski, Halina Skibniewska, Marek Leykam, Marek Budzyński, Stefan Kuryłowicz czy grupa JEMS (i wiele, wiele innych nazwisk, w tym także mój Tata) – na tej liście jest cała historia polskiej architektury XX wieku (że o Normanie Fosterze i Danielu Liebenskindzie nie wspomnę).
W jednym z radiowych wywiadów towarzyszących premierze ArchiTekturek” Marlena Happach opowiadała, że sporą trudność stanowiło dla niej pisanie o architekturze tak, aby uniknąć fachowych określeń, które mogłyby być zbyt trudne dla dzieci, do których adresowana jest ta książka. Sprawdzała ją więc na swoim, wówczas siedmioletnim synu i jeśli on czegoś nie rozumiał, zmieniała. Oczywiście nie dało się napisać takiej książki kompletnie bez użycia fachowego słownictwa, więc na końcu znajdziemy też podręczny słowniczek architektoniczny.
Choć
czasem trudno polubić Warszawę, ukrytą pod warstwą bannerów,
brudu, rusztowań i tysięcy pozornie niepasujących do siebie
elementów, warto zrozumieć, co powoduje te emocje. Kto i w jakich
czasach tworzył przestrzeń stolicy, jak wyglądało zderzenie
marzeń z rzeczywistością.
Tak
jak budynki tu opisane są ucieleśnieniem marzeń ludzi o lepszym
mieście, tak ta książka jest spełnieniem marzenia jaj twórców,
aby architektura rozbudzała wyobraźnię grą przestrzeni,
materiałów, technik i kolorów – inspirowała dzieci, aby w
przyszłości potrafiły budować swoje marzenia.
„ArchiTekturki” to książka, która co prawda powstała z myślą o młodych czytelnikach, ale zdecydowanie nie jest lekturą tylko dla dzieci. Myślę, że każdy, kto jest choć trochę zainteresowany Warszawą czy architekturą, sięgnie po nią z przyjemnością. A jeśli potem chciałby poczytać coś jeszcze, to bardzo zachęcam do sięgnięcia po książki Filipa Springera – przede wszystkim „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL”, ale także „Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach’ i najnowsze „13 pięter”.
Marlena Happach (tekst), Robert Czajka (projekt graf. i ilustracje) „ArchiTekturki. Powojenne budynki warszawskie”, wyd.: Muzeum Powstania Warszawskiego, Warszawa 2015