
Czyli trzecia część cyklu Vojtecha Matochy z akcją umieszczoną w nieistniejącej naprawdę, ale opisanej niezwykle realistycznie, dzielnicy czeskiej Pragi. O pierwszych dwóch częściach tej trylogii pisałam —>>> tutaj Wtedy udało mi się uniknąć spoilerów, więc osoby, które jeszcze ich nie czytały, zapraszam tam. O „Białej komnacie” już się tak nie da, dlatego poniżej ilustracji wchodzicie na własną odpowiedzialność 😉

„Biała komnata” zamyka trylogię o Truchlinie – chciałoby się powiedzieć, że definitywnie, ale autor zostawił sobie furtkę do jakiejś kontynuacji*, choć będzie to już opowieść o innej dzielnicy. Truchlin taki, jaki istniał przez ostatnie sto lat, skończył się, co było oczywiste już po poprzedniej części. Maszyna Dalibora Napravnika jeszcze pracowała, jednak tajemnica tej dzielnicy została ujawniona, a reszta była już tylko kwestią czasu.
Od wydarzeń drugiego tomu minęło kilka miesięcy, życie bohaterów pomału wraca do normalności, choć trudno powiedzieć, że jest znowu tak, jak było. Jirkę rodzice przenieśli do innej szkoły, rzadko spotyka się z En, a z Tondą nie widział się od pół roku. Jednak kiedy En nagle znika i wszystko wskazuje na to, że wróciła na Truchlin, chłopcy decydują się także tam iść, żeby ją znaleźć. Choć wydawać by się mogło, że wszystkie tajemnice zostały ujawnione w poprzednich częściach, okazuje się że nie. Ma je nadal i Truchlin, i sama En.
Czym jest tytułowa Biała Komnata i jakie tajemnice kryje ? Czym oprócz konstruowania skomplikowanych urządzeń zajmował się w swoich badaniach Dalibor Napravnik ? Czy są granice, których w poszukiwaniach naukowych przekraczać nie należy ?

Autorka bloga Zaczytasy określiła atmosferę tych książek mianem stempunkowego realizmu magicznego. W tej części jest już wiosna, dzień jest dłuższy, nie ma mrozu i śniegu, kwitną róże zwane „Truchlińską zarazą”, bo jest ich wszędzie pełno, ale wcale nie jest ona weselsza i bardziej optymistyczna niż poprzednie. Mrok Truchlina pozostał w ludziach tam mieszkających, którzy teraz dodatkowo czują się zagrożeni nadciągającym końcem ich miejsca na ziemi. I nawet kiedy stanie się ono normalną częścią miasta, nie pozbędą się go tak łatwo. Łatwiej jest wyremontować domy niż zmienić ludzi.

„Truchlin” to książki, po których zaczynamy się zastanawiać nad nieuchronnością postępu, jego kosztami oraz nad tym, czy naprawdę jest on taki nieuchronny i konieczny. Czy w ogólnym rozrachunku więcej zyskujemy czy tracimy ?
Vojtech Matocha stworzył cykl, który jest odmienny od typowych przygodówek dla nastolatków. Różni się zarówno konstrukcją, bo każda z części jest inna, stanowi odrębną całość – trochę jak kolejne sezony serialu 😉 Także trójka (a od pewnego momentu czwórka) bohaterów zachowuje swoją odrębność do końca. Nie są teamem. Chodzą własnymi ścieżkami, czasem nie mówią sobie prawdy, czasem nie stają na wysokości zadania. Są prawdziwi.
Na zapowiadaną ekranizację trylogii czekam jednak z dużymi obawami. Zawsze tak mam w przypadku książek, które mi się podobały, bo bardziej wtedy boli, jeśli wersja filmowa nie sprosta temu, co sobie wyobraziłam czytając 😉
*wiem, że w Czechach ukazała się komiksowa kontynuacja, ale nic poza tym.
Dziękuję Wydawnictwu Afera za egzemplarz recenzencki tej książki 🙂
Vojtech Matocha „Truchlin. Biała komnata”, przekł.: Anna Radwan-Żbikowska, ilustr.: Karel Osoha, wyd.: Afera, Wrocław 2022