1 sierpnia czuję się warszawianką w szczególny sposób. Przede wszystkim z powodu tej niezwykłej chwili, kiedy miasto staje na minutę…
Nie wiem, gdzie będę dziś, gdy zawyją syreny, ale wiem, jak spędzę wieczór – jak co roku na Placu Piłsudskiego, śpiewając (nie)zakazane piosenki. Tego dnia warszawiakami są wszyscy, którzy pamiętają, bo to Powstanie (jak powiedział niedawno dyrektor Jan Ołdakowski) było warszawskie tylko z nazwy. To była walka nie tylko o to miasto… Walczyli o wolność, o honor, o kraj…
Przypominam dziś wpis z 23 listopada 2018 roku – książka stała się wtedy pretekstem do refleksji na temat pomnika Małego Powstańca i mitów, którymi obrósł:

Pierwszy raz zdarza mi się, że piszę o książce, której nie miałam w ręku. Nie znaczy to jednak, że jej nie czytałam – jest dostępna tutaj, można ją dokładnie obejrzeć, przeczytać a nawet posłuchać, jak czyta te wiersze Krzysztof Tyniec. „Moje miasto Warszawa” to publikacja wydana przez Miasto Stołeczne Warszawę – nie można jej kupić, ale od zeszłego roku dostają ją wszystkie stołeczne przedszkolaki rozpoczynające ten etap edukacji.
Ta książka to spacer po Warszawie, przez którą prowadzą czytelnika wiersze Pawła Beręsewicza. Odwiedzamy w niej wszystko, co jest atrakcyjne dla małych spacerowiczów – od Pałacu Kultury przez Trakt Królewski po Centrum nauki Kopernik, a kończymy tę wycieczkę… oczywiście w domu 🙂 Bardzo podoba mi się ten pomysł. Przedszkolaki to dzieci, które większość czasu spędzają na swoim osiedlu czy w dzielnicy, między przedszkolem a domem, a zapracowani rodzice niewiele mają czasu na to, żeby z nimi zwiedzać miasto, w którym mieszkają.
Ze wszystkich zawartych w niej wierszy największe wrażenie zrobił na mnie ten poświęcony Pomnikowi Małego Powstańca. Pozwolę go sobie zacytować w całości, bo jest powodem, dla którego w ogóle piszę o tej książce:
Czemu tak, dziadku, na nim ubrania wisiały ?
Bo mały.
A czemu hełm na głowie i twarz niespokojna ?
Bo wojna.
I tak mu mama na wojnę iść dała ?
Nie chciała.
A co myślała, jak już poszedł bez zgody ?
Za młody.
Ale wrócił do mamy, na ciastka i dżemy ?
Nie wiemy.
Ech, szkoda, że mnie taka omija przygoda !
Nie szkoda.

Pomnik Małego Powstańca jest bodaj najbardziej kontrowersyjnym warszawskim pomnikiem. Kontrowersyjnym dlatego, że najczęściej bywa on rozumiany kompletnie opacznie – jako gloryfikacja walczących dzieci czy wręcz pochwała wysyłania ich na pierwszą linię. Tymczasem zamysł autora tej rzeźby Jerzego Jarnuszkiewicza był zupełnie inny. Przede wszystkim – ta rzeźba nie powstała z myślą o pomniku. Jarnuszkiewicz wyrzeźbił niewielką figurkę chłopca z karabinem, w za dużych butach i opadającym na oczy hełmie tuż po wojnie, jak sam mówił jako hołd oddany dzieciom poległym w walce. Nazwał ją wtedy „Dziecko – bohater” i przez ponad 30 lat funkcjonowała w obiegu nieoficjalnym, w którym przez większość tego czasu pozostawała także pamięć o Powstaniu Warszawskim.
Dopiero w latach osiemdziesiątych władze PRL zaczęły odwoływać się do niej w swojej narracji historycznej. W 1982 roku, w budynkach fabryki Norblina odbyła się wystawa, którą pamiętam bardzo dobrze. Byłam wtedy w klasie maturalnej, przygotowywałam się do egzaminów na historię, a tam miałam do czynienia, można powiedzieć, z żywą historią. Powstańcy, których dziś pozostało już niewielu i z każdym dniem ich ubywa, byli wtedy krzepkimi sześćdziesięciolatkami i chętnie rozmawiali z nami, a nasze zainteresowanie sprawiało im ogromną przyjemność.
Wtedy także rozpisano konkurs na pomnik Powstania (a nawet trzy kolejne konkursy), na czele komitetu jego budowy stanął legendarny pułkownik „Radosław” i po wielu problemach został od w końcu odsłonięty 1 sierpnia 1989 roku (czyli w 45 rocznicę wybuchu Powstania). Gdzieś obok całego związanego z nim zamieszania, nagle w 1983 roku na murach Starego Miasta pojawił się Pomnik Małego Powstańca. Podobno inicjatywa wyszła od warszawskich harcerzy, ale byłam wtedy harcerką Chorągwi Stołecznej i nie przypominam sobie niczego, co byłoby z takim pomysłem związane. Dlaczego zdecydowano się właśnie na powiększoną wersję rzeźby Jerzego Jarnuszkiewicza ? Kto podjął tę decyzję ? Nie wiem, nie udało mi się nigdzie znaleźć takiej informacji.
Pomnik stoi na Starym Mieście już 35 lat, wrósł w krajobraz Warszawy i coraz trudniej dyskutować z mitami, które wokół niego narosły. To co miało być obrazem dzieciństwa skażonego wojną, coraz częściej traktowane jest jako pochwała wysyłania dzieci do walki. Zdarza mi się też słyszeć, że jest on dowodem na to, że dowódcy Powstania wysyłali do walki dzieci, bo przecież ten pomnik nie wziął się znikąd, więc zapewne tak było. Trzeba powiedzieć wyraźnie – dzieci takie jak przedstawione na tym pomniku nie brały udziału w walkach i nikt im do ręki nie dawał takich pistoletów maszynowych (ani żadnych innych). Broni w Powstaniu brakowało dramatycznie, nie wystarczało jej dla dorosłych powstańców, więc tym bardziej nie miały jej dzieci. Owszem, najmłodsi jeńcy, którzy trafili do obozów jenieckich mieli 11 lat (było ich dwóch i sześciu dwunastolatków), ale nie znaczy to, że brali udział w walkach. Byli to harcerze – listonosze z Poczty Powstańczej, która powstała m.in. po to, żeby tych rwących się wszędzie tam, gdzie coś się działo, chłopców utrzymać jak najdalej od pola walki. Najmłodszy poległy żołnierz Powstania, Wojciech Zalewski „Orzeł Biały”, którego ciało niesione przez powstańca zostało uwiecznione przez kronikę filmową, też miał 11 lat i pełnił w swoim oddziale funkcję łącznika. Wśród nieletnich jeńców dominowali piętnasto- i szesnastolatkowie, ale pamiętajmy, że mieli oni za sobą dorastanie w czasach okupacji, więc trudno ich porównywać z rówieśnikami żyjącymi obecnie.

Warto też przy tej okazji przypomnieć, że piosenka „Warszawskie dzieci” także bywa rozumiana opacznie, bo przecież wcale nie mówi o dzieciach w sensie wieku (o czym dobitnie świadczy np. ten fragment: Od piły, dłuta, młota, kielni – stolico synów swoich sław…). Podobnie jak przedwojenny 21 Pułk Piechoty „Dzieci Warszawy” czy 6 Pułk Pancerny „Dzieci Lwowa” w II Korpusie, które przecież nie składały się z nieletnich żołnierzy.
Pomnik Małego Powstańca wrósł w warszawski krajobraz i obrósł całą masą „przetworzeń” w formie pamiątek – magnesów, breloczków, śnieżnych kul (że o torcie – koszmarze, który prezentowano na jakimś konkursie cukierniczym nie wspomnę). Na pierwszosierpniowych śpiewankach na placu Piłsudskiego zdarza mi się widzieć dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym dumnie paradujące w hełmach z biało-czerwonymi opaskami. Myślę, że to przede wszystkim do nich i do ich rodziców adresowane są ostatnie wersy tego wiersza.
Nie ważne, czy w czasie wojny dzieci siedzą schowane w piwnicach (co było losem większości warszawskich dzieci podczas Powstania) czy biorą jakikolwiek udział w walce. Wojna to nigdy nie jest fajna przygoda.
Powtórzę więc za dziadkiem z tego wiersza: Nie szkoda !!!
Paweł Beręsewicz „Moje miasto Warszawa”, ilustr.: Monika Pollak, wyd.: Miasto Stołeczne Warszawa, Warszawa 2017