Mirabelka

Mirabelka

Mam problem z tą książką i przez długi czas nie wiedziałam, jak się zabrać do napisania o niej , bo podoba mi się i złości równocześnie, mniej więcej w jednakowym stopniu. Jest w niej pewien dysonans, który powoduje, że nie bardzo potrafię określić, do kogo jest adresowana. Ten dysonans wywołany jest przez splot dwóch wątków.

Pierwszy z nich – znakomity, interesujący i można powiedzieć, że w polskiej literaturze dla młodego czytelnika pionierski – to wątek żydowski. O tym, jak dotychczas przedstawiano tę kwestię, tak pisała Małgorzata Wójcik – Dudek: Żydowskiemu bohaterowi zwykle odmawia się prawa do kontekstu. Zostaje umieszczony w getcie i czytelnik poznaje go jedynie przez pryzmat sytuacji ekstremalnej. A przecież zawsze było jakieś „przed”, a czasem również – „po”.*

„Mirabelka” to pierwsza polska książka dla niedorosłego czytelnika (uwierzcie mi, wiem, co piszę – sprawdziłam to naprawdę dokładnie), która umieszcza swoich żydowskich bohaterów w szerokim kontekście tradycji, religii, kultury, miejsca w którym żyli czyli warszawskiego Muranowa i ich normalnego życia w czasach przed Zagładą. Oni nie musieli przeprowadzać się do getta – to getto utworzono tam, gdzie mieszkali. Nalewki, przy której stała kamienica Friedmana to ulica topiczna, która jest pierwszym skojarzeniem, kiedy myślimy o żydowskiej Warszawie, ale praktycznie nie istnieje w świadomości dzisiejszych mieszkańców miasta.

Bohaterów tej historii poznajemy na długo przed wojną, która zmiotła cały ich świat. Towarzyszymy im w codziennym życiu, radościach, troskach, świętach, uczestniczymy w ślubie pod hupą i weselu Dorki i Chaima, witamy narodziny małego Noama.

Jest w „Mirabelce” czas Zagłady, którą przeżyje tylko Noam, wyprowadzony z getta przez Irenę Sendlerową, ale jest też życie po niej aż do czasów współczesnych, o którym autor pisze już opierając się na własnych wspomnieniach. Na gruzach Muranowa powstają nowe domy, wprowadzają się do nich nowi lokatorzy, rodzą się dzieci. Nie ma już Nalewek, jest ulica Marcelego Nowotki (jej mieszkańcy mówią, że mieszkają na Nowotkach), a ocalony z Zagłady Noam, który teraz ma na imię Maciej, poślubi mieszkającą tam Dorotkę, której rodzice byli budowniczymi nowego Muranowa. Cezary Harasimowicz opisuje życie w PRL z jego trudnymi momentami jak marzec 1968 czy stan wojenny, ale też z sentymentem przywołuje takie szczegóły jak sklepy, które się w muranowskich blokach mieściły, bar „Pokusa”, pierwsze Maluchy i teksty piosenek.

Ta warstwa książki podoba mi się bardzo, problem mam za to z drugą czyli z wątkiem tytułowej mirabelki. To drzewko stanowi zawiązanie i klamrę akcji, jego obecność jest uzasadniona, ale wydaje mi się, że niepotrzebne było uczynienie z niej narratorki całej książki. Myślę, że wystarczyłoby gdyby tytułowa mirabelka była milczącą towarzyszką wszystkich opisywanych tu wydarzeń. A tak zamiast Wszechwiedzącego (ale przezroczystego dla czytelnika) Narratora mamy wszechwiedzące drzewo, które w dodatku czuje się w obowiązku, żeby za każdym razem wyjaśnić źródła swojej wiedzy. To zinfantylizowało przekaz całości, a poza tym zmuszało autora do (często nieco karkołomnych) zabiegów mających na celu uzasadnienie tego, że mirabelka wie o rzeczach i sprawach, o których wiedzieć nie powinna, skoro jest zakorzeniona na podwórku, a one dotyczą miejsc od niego odległych.

Odnalazłam w tej książce (a autor potwierdził to w posłowiu) inspiracje twórczością Hanny Krall, ale u niej to wszystko jest mniej dopowiedziane i tak jest zdecydowanie lepiej.

„Mirabelka” otrzymała wyróżnienie literackie w konkursie Książka Roku IBBY 2018, jest także laureatką innych nagród. Została też nominowana do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy w kategorii „literatura dla dzieci” i uważam, że bardzo na tę nagrodę zasługuje. To książka warszawska jak mało która – tak mocno osadzona w topografii i historii miasta. Mam nadzieję, że jury nagrody to zauważy i doceni !!!

Cezary Harasimowicz „Mirabelka” ilustr.: Marta Kurczewska, wyd.: Zielona Sowa, Warszawa 2018

* Małgorzata Wójcik – Dudek „W(y)czytać Zagładę. Praktyki postpamięci w polskiej literaturze XXI wieku dla dzieci i młodzieży”, Katowice 2016 s. 292

Biały teatr panny Nehemias

Biały teatr panny Nehemias

Wpis z 22 listopada 2017:

Wyobraź sobie, że żyjesz w ponurym świecie, bez komórki, tabletu, komputera. Przed sklepami wiją się kolejki, choć na półkach brakuje towarów. W telewizji są tylko dwa programy,a z obu sączą się te same kłamstwa…

„Biały teatr panny Nehemias” to książka, która poruszyła bardzo czułe nuty w mojej duszy. Przenosi nas w smutny rok 1984 – pamiętam go jako czas zupełnie bez nadziei, taki listopad, który trwał niezależnie od tego, jaką porę roku mieliśmy w kalendarzu. Po szaleństwie karnawału Solidarności i traumie stanu wojennego, następne lata przyniosły ponurą, szarą stagnację, kolejki po wszystko i cyniczną, brutalną propagandę wylewającą się z massmediów.

Katarzyna, bohaterka tej książki, ma dwanaście lat i chodzi do szóstej klasy. Ja byłam wtedy starsza, już studiowałam, ale spora część mojej ówczesnej aktywności umiejscowiona była w okolicy, w której toczy się jej życie. Poczułam się swojsko wracając w okolice Placów: Unii Lubelskiej i Zbawiciela, do miejsc, których już nie ma – Supersamu czy lodziarni „Palermo”. W jednej ze scen prawie poczułam zapach, który wydobywał się z piekarni na Polnej…

Oczywiście nie warszawskie realia są w tej książce najważniejsze, ale atmosfera tamtych czasów, którą znakomicie udało się autorce odtworzyć. Mityczny Zachód wydawał się wtedy inną planetą, nie do końca realną. Decyzja o wyjeździe z Polski nie była łatwa ani do podjęcia, ani do zrealizowania, szczególnie, że najczęściej oznaczała bilet w jedną stronę i zerwanie z całym dotychczasowym życiem. Było ponuro, było szaro, było smutno, ale z drugiej strony – to było nasze życie, innego nie znaliśmy. Kiedy Katarzyna ma napisać w szkolnym wypracowaniu, jak wyobraża sobie siebie za 10 lat, widzi kolejkę po parówki i ludzi jak z Kolędy Nocki.

Za czym kolejka ta stoi ? Po szarość, po szarość, po szarość… Na co w kolejce tej czekasz ? Na starość, na starość, na starość…

Ale w książce Zuzanny Orlińskiej znajdziemy nie tylko smutek. Jest tam też trochę magii – to tytułowy biały teatr, ale nie zdradzę, czym on jest. Myślę, ze każdy czytelnik tej książki zinterpretuje go inaczej i każdy będzie miał rację.

Jest w niej także nadzieja, choć może trudno ją zauważyć. W końcu – musiało minąć tylko pięć lat i zaczęliśmy żyć w zupełnie innym świecie. Wtedy, w orwellowskim roku 1984 nikt tego nie wiedział. Niektórzy marzyli o tym, a tylko nieliczni wierzyli, że to nastąpi…

Bądź jak kamień, stój, wytrzymaj, kiedyś te kamienie drgną i polecą jak lawina przez noc, przez noc, przez noc…

P.S. „Biały teatr panny Nehemias” został nominowany do tegorocznej nagrody Książka Roku IBBY.

Zuzanna Orlińska „Biały teatr panny Nehemias” (seria: Plus Minus 16), wyd.: Literatura, Łódź 2017