Księga świątecznych radości

Księga świątecznych radości

Bardzo lubię ilustracje Marianny Jagody. Przez cały 2024 rok w mojej kuchni wisiał jej kalendarz i kiedy pod jego koniec zobaczyłam tę książkę, kupiłam ją przede wszystkim ze względu na osobę ilustratorki. Pomyślałam sobie, że nawet jeśli rozczaruje mnie tekstem, to przynajmniej sobie obrazki z przyjemnością obejrzę 😉

Ale nie rozczarowała. Wręcz przeciwnie – bardzo miło zaskoczyła, bo na tle obfitej oferty rynkowej w segmencie książek świątecznych wyróżnia się na plus – nie tylko ilustracjami, ale także pomysłem. To nie jest kalendarz adwentowy z zadaniami na kolejne dni jak „W grudniu po południu”, nie jest to też żadna historia podzielona na 24 rozdziały, ani kompendium wiedzy o zwyczajach świątecznych.

Agata Komosa-Styczeń tak pisze we wstępie do niej:

Z tym czekaniem to jest okropnie trudna sprawa. Nikt przecież tego nie lubi, prawda? Bo co może być przyjemnego w staniu w kolejce do kasy albo wyczekiwaniu na mamę, gdy wraca z pracy. Oczekiwanie na przyjaciela, który ma nas odwiedzić, dłuży się niemiłosiernie, a do przyjęcia urodzinowego – tylko się siedzi i odlicza dni. A co dopiero z czekaniem na Gwiazdkę? Pierwsze świąteczne ozdoby w witrynach sklepów pojawiają się już w listopadzie – a wtedy na Święta trzeba czekać jeszcze cały miesiąc! Piosenki z dzwoneczkami płyną z radia od dawna, a Święty Mikołaj jeszcze nie zapakował prezentów do sań!

Autorka wzywa więc do wykorzystania tego czasu na szukanie świątecznej radości. Poszukajmy tej radości razem, rozmieńmy ją na mniejsze przyjemności – one pomogą nam przygotować się do tego najcieplejszego Święta w roku, które rozgrzewa nas w zimne, grudniowe wieczory i daje nadzieję, że światło zawsze zwycięży nad ciemnością.

Jakie to mogą być przyjemności? Rozmaite – i świąteczne przystrojenie domu, i dokarmianie ptaków, i wysłanie kartek z życzeniami, i świąteczny jarmark, i rodzinne wspomnienia, i szykowanie tradycyjnych potraw. Znajdziemy w tej książce trochę historii, trochę tradycji z różnych stron świata (między innymi ze Skandynawii, do Autorka wraz z rodziną mieszka w Danii), trochę pomysłów na różne aktywności, ale też zachętę do tego, żeby samodzielnie wymyślić i zrobić różne świąteczne ozdoby i przysmaki.

A wszystko to bajecznie i kolorowo zwizualizowane przez Mariannę Jagodę, dzięki której oglądanie tej księgi też można wpisać na listę świątecznych przyjemności.

Agata Komosa-Styczeń „Księga świątecznych radości” ilustr.: Marianna Jagoda, wyd.: Wilga (Grupa Wydawnicza Foksal) Warszawa 2024

Tej nocy przyszedłeś na świat

Tej nocy przyszedłeś na świat

Coraz bliżej Święta…

… i widzę to nie tylko po asortymencie w sklepach, w których zmuszona jestem bywać, ale także po tym, że coraz częściej zaglądacie tutaj w poszukiwaniu książek świątecznych. W tym roku prawdziwy Adwent rozpoczyna się 31 listopada i wtedy odpalę na Facebooku hasztag #adwentowykalendarzksiążkowy2025, ale zanim to nastąpi, wstawię tutaj pierwszą tegoroczną nowość świąteczną z kategorii książek bożonarodzeniowych (po wyjaśnienie mojego prywatnego podziału na te kategorie zapraszam —>>>tutaj).

Kiedy w wigilijny wieczór czytamy stosowny fragment Ewangelii według świętego Łukasza, kończymy go na ogół słowami:

Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. (Łk.2.19)

Katherine Paterson spróbowała opowiedzieć nam o tym, co się działo w głowie tej młodziutkiej dziewczyny, której właśnie przydarzył się cud. Cud podwójny – urodziła Syna Bożego, wie o tym. Słyszałam słowo anielskie w pełnym czci okrzyku mojej krewniaczki. Widziałam to, kiedy pasterze w niemym uwielbieniu gładzili aksamitny policzek niemowlęcia szorstkimi palcami. Ale cudem są przecież każde narodziny i Maryja, jak każda matka, przeżywa uniesienie: Sprowadziłam dziecko na świat. Ta doskonała istota wyszła z mojego ciała. Jak każda matka odczuwa też obawę przed tym, co jej dziecku przyniesie życie.

Ze wszystkich Świąt Bożego Narodzenia w moim życiu najmocniej przeżywałam te, podczas których byłam w ciąży albo miałam przy sobie niemowlę. Tegoroczne będą znowu szczególne, bo tym razem dziecka spodziewa się moja córka, a ja szykuję się do nowej w moim życiu roli babci. Ta książka wspaniale do nich pasuje.

Ilustracje Lisy Aisato, które nie zawsze mi się podobają, tym razem doskonale oddają jej atmosferę. Zastanawiam się, dlaczego tak jest, że lubię jej kreskę właśnie w kontekście świątecznym, bo wcześnie była przecież „Śnieżna siostra” i „Opowieść wigilijna” ? Także spośród książek, do których rękę przyłożyła Emilia Kiereś najbardziej lubię te świąteczne – „Cacko” i „O kolędach. Gawęda”.

Nie rozumiem natomiast, dlaczego twórczość Katherine Paterson, laureatki dwóch najważniejszych nagród w dziedzinie literatury dla dzieci i młodzieży czyli przyznawanego przez IBBY Medalu im. Hansa Christiana Andersena oraz Astrid Lindgren Memorial Award (ALMA), jest w Polsce tak mało znana? Oprócz „Mostu do Therabithii” wydano u nas jeszcze tylko jedną z ponad 40 książek jej autorstwa. Może po „Tej nocy przyszedłeś na świat” doczekamy się kolejnych ???

P.S. Jedyne, co mi trochę w związku z tą publikacją zgrzyta, to kategoria wiekowa, do której przypisało ją wydawnictwo. Dla mnie to książka dla dorosłych, a szczególnie dla kobiet, które odnajdą w niej w niej swoje obawy, wątpliwości i uniesienia. Trudno mi sobie wyobrazić dzieci w wieku 9-12 lat, do których ona przemówi równie mocno.

Katherine Paterson (tekst), Lisa Aisato (ilustr.) „Tej nocy przyszedłeś na świat”, przekł.: Emilia Kiereś, wyd.: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2025

Betlejem

Betlejem

Ernest Bryll zmarł w marcu tego roku. Wtedy też, jak zawsze przy takich okazjach, zaczęto częściej niż zwykle cytować jego twórczość, a ja stwierdziłam ze smutkiem, że znam ją bardzo słabo. Zaczęłam więc szukać jakiegoś zbioru wierszy i przy tej okazji odkryłam tę niedużą, ale piękną książkę zilustrowaną przez córkę poety.

Zawiera wiersze i teksty prozą, a wszystko związane jest z tym, co w Bożym Narodzeniu najważniejsze. Początkowo nie byłam pewna, do kogo jest ona adresowana, jednak wszystko wyjaśnił mi tekst na jej ostatniej okładce:

Zbliżało się Boże Narodzenie. Ciekawe, kilkuletnie dziecko – Magda, nacierało, więc nie miałem wyboru i napisałem tę książkę. Pisałem po prawdzie z miłości, ale i po to, żeby odczepić się od uporczywych i niemożliwych pytań córki. Pytania były w rodzaju: A co byśmy zrobili, gdyby teraz pokazał się anioł i zawołał nas do Betlejem ? Kiedy twierdziłem, że nic (no bo co byśmy zrobili ?), dziecko nie chciało wierzyć.

I powstała książka dla córki, która dziwi się, że nikt w calutkim wielkim mieście nie zaprasza do domu kobiety, która jest w ciąży, że malutki Jezus marznie, i jeszcze z powodu miliona innych „zdziwień i dlaczego” dziecka.

W mojej opowieści jest więc Jezus, Józef i Maryja, Trzej Królowie i Gwiazda. Ale są i anioły, co stoją przy śmietnikach, bo wszystko dzieje się w nas, wśród naszych blokowisk i domów.

Bardzo się namęczyłem, opowiadając tak, żeby zrozumiała.

Ale nikt przecież pytać o Boże Narodzenie nie przestaje, więc teraz moja córka, całkiem już dorosła, po dwudziestu latach, pyta samą siebie, ilustrując opowieść „W Betlejem”. Może teraz, po dwudziestu latach, pomożemy innym tatusiom i mamom udręczonym pytaniami „dlaczego”.

W ten sposób Autor właściwie mnie wyręczył, bo niewiele już mogłabym do tego opisu dodać. Może jedynie to, że ta książka może być znakomitą pomocą i wstępem do rozmowy z dziećmi w tych domach, w których w obchodzeniu Świąt najważniejszy jest ich kontekst religijny.

Bardzo cieszę się, że ją znalazłam. Mimo że od jej ukazania się minęło już 15 lat (ale cóż to jest wobec czasu, który upłynął od narodzin Jezusa !), na szczęście nadal można ją kupić. I przeczytać. Naprawdę warto to zrobić, bo chyba zbyt rzadko zadajemy sobie te pytania, a one nic nie tracą na aktualności…

Ernest Bryll „Betlejem”, ilustr.: Magdalena Bryll, wyd.: Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2009

Cacko. Opowieść bożonarodzeniowa

Cacko. Opowieść bożonarodzeniowa

„Cacko. Opowieść bożonarodzeniowa” to książka z rodzaju tych, które bardzo lubię, bo znakomicie wpisują się w moje skrzywienie historyczne pokazując przeszłość poprzez życie zwykłych ludzi. Jej bohaterowie nie są postaciami z pierwszych stron gazet, nie uczestniczą w przełomowych wydarzeniach, a jednak w ich losach jak w lustrze odbijają się meandry ostatniego stulecia.

Rodzinę Jacynów poznajemy w 24 grudnia 1911 roku, kiedy mały Ambroży z mamą przyjeżdżają do Poznania, gdzie czekał na nich ojciec. Towarzyszymy im w ich pierwszej poznańskiej Wigilii, a potem odwiedzamy ich w kolejne Wigilie – w roku 1918, 1944, 1981 i wreszcie w 2014. Za każdym razem na ich choince wisi tytułowe cacko czyli bombka, która trafiła do nich przypadkiem (a może to nie był przypadek ?) zaraz po przyjeździe.

Sękate palce pana Ambrożego zacisnęły się na kartoniku. Ukryta w nim srebrna kula naprawdę towarzyszyła mu przez całe życie. Wisiała na każdej jego choince, nawet jeśli on nie mógł przy niej być. Odbijała w sobie wszystkich jego najbliższych, od dziadków, przez rodziców, po dzieci i wnuki. Pomyślał, że szklana bombka, niczym szczególna soczewka, skupiła w sobie wszystkie ich najszczęśliwsze chwile; była jakby naocznym świadkiem tego, co w jego życiu było najlepsze. Taka krucha, szklana bańka, tak, zdawałoby się, nietrwała i delikatna – a jednak przeżyła jedną i drugą wojnę, przeżyła rodziców, Hanię, a kto wie, może przeżyje i jego ? Była, przez niemal cały już wiek – ciągle była.

Jest w tej historii rodzinnej nie tylko odbicie wielkiej historii przetaczającej się przez Polskę – jest w niej także mała ojczyzna bohaterów czyli Poznań. Kiedy przybywają tam w 1911 roku na dworcu wita ich napis POSEN – BAHNSTIEG II, a dzielnica, w której czeka zamieszkają i która obecnie nazywa się Łazarz, wtedy nosiła nazwę Sankt Lazarus. Poznań to także mała ojczyzna Emilii Kiereś. Ostatnie dwie opisane tu Wigilie przeżyła osobiście, choć tę z 1981 roku zapewne zna wyłącznie z opowiadań, bo nie miała wtedy jeszcze roku. Ale to był taki czas i taka Wigilia, że na pewno nie raz ją wspominano.

Poprzez historię tej niezwykłej bombki poznajemy też zmieniające się świąteczne zwyczaje. W początkach XX wieku to, co dla nas obecnie jest oczywistym i istniejącym od zawsze zwyczajem świątecznym, czyli ubieranie choinki, było nowością, przyjmowaną z pewnymi oporami jako zwyczaj niemiecki. Także szklane bombki były za takie uważane i lansowano polską modę na ubieranie drzewka czyli papierowe ozdoby robione własnoręcznie.

Kiedy o tym czytałam, przypomniałam sobie rozmaite rzeczy, które na moich choinkach wisiały, ale niestety już ich nie mam. Łańcuchy, które moja Mama robiła ze słomy i cieniutkiej bibułki, a słomę, która była nam do tego potrzebna wyskubywałyśmy kiedyś razem z chochoła osłaniającego przed mrozem uliczną pompę. Zabawki z wydmuszek – pajaca i kucharza, którym Tata narysował oczy i usta. Gwiazdki, które nasz sąsiad matematyk robił z różowej dziurkowanej taśmy używanej do programowania maszyn cyfrowych ponad 50 lat temu…

Tych zabawek już nie ma, ale są ze mną bombki, które Rodzice kupili na moją pierwszą w życiu choinkę. Możecie je zobaczyć na zdjęciach.

Jest taki dzień, tylko jeden, raz do roku. // Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku… – nie wiem, w którym roku powstała ta piosenka Czerwonych Gitar, ale mam wrażenie, że znam ją od zawsze 😉

Wigilia to taki szczególny dzień, w którym wszystko musi być jak zwykle, jak co roku, jak zawsze, jak tradycja każe, bo tylko wtedy będzie to dzień niezwykły i niezapomniany.

Emilia Kiereś „Cacko. Opowieść bożonarodzeniowa” ilustr.: Edyta Danieluk, wyd.: Wydawnictwo BIS, Warszawa 2024

Opowieść wigilijna (przekł. Jacek Dehnel)

Opowieść wigilijna (przekł. Jacek Dehnel)

Książka nominowana i NAGRODZONA w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA w kategorii: przekład !!

oraz wpisana na Listę Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej za rok 2023

To już drugi przekład „Opowieści wigilijnej”, który staje na półce Małego Pokoju z Książkami. Poprzedni – Andrzeja Polkowskiego opisywałam ( tutaj —>>> ) dawno temu, kiedy Najstarsza z moich córek czytała go jako lekturę w szkole podstawowej. Nie wiem, czy potem ukazały się jeszcze jakieś następne godne uwagi, bo kolejne moje córki na potrzeby szkolne także czytały tamten.

Na to wydanie czyli przekład Jacka Dehnela zwróciłam uwagę przede wszystkim ze względu na ilustracje Lisy Aisato. Nie jestem szczególną fanką jej kreski i moim zdaniem nie zawsze jest ona odpowiednia do tekstów, którym towarzyszy, ale tutaj (podobnie jak w przypadku „Śnieżnej siostry”) jest bardzo na miejscu, pasuje do atmosfery tej historii i wiktoriańskich realiów, w których się toczy.

Do samego tekstu zajrzałam już po tym, jak Jacek Dehnel został nominowany w Plebiscycie LOKOMOTYWA i stwierdziłam wtedy, że czyta się naprawdę dobrze. Tłumaczowi udało się zachować balans między współczesnością języka, która powoduje, że nawet młodzi czytelnicy nie powinni mieć z nim problemów a duchem czasów, z których ten utwór pochodzi.

Kiedy głosami internautów właśnie ten przekład wygrał rywalizację w naszym plebiscycie, o ogłoszenie werdyktu i wygłoszenie laudacji poprosiliśmy Anną Bańkowską, której „Anne z Zielonych Szczytów” triumfowała w poprzedniej edycji Lokomotywy. Określiła ona dzieło Jacka Dehnela mianem mistrzostwa świata. Powiedziała: przeczytałam ją w nocy za jednym zamachem i nie mogłam się oderwać. Doceniła nie tylko piękny styl i piękny język, ale także liczne i bardzo obszerne przypisy, które jej zdaniem stawiają tę edycję „A Christmas Carol” na poziomie wydania krytycznego.

Podzielam tę opinię, bo sama bardzo lubię przypisy. Ich obecność w książce podnosi moją przyjemność lektury na wyższy poziom 😉 Jacek Dehnel wyjaśnia w nich rozmaite konteksty kulturowe, do których się Dickens odnosił, a które są obecnie, jak sądzę, w większości słabo zrozumiałe także dla przeciętnego czytelnika brytyjskiego. Czasem udało mu się znaleźć polskie odpowiedniki dla odniesień autora, ale wtedy też w przypisie wyjaśnia, o co chodziło w oryginale.

Wolę, kiedy przypisy znajdują się na dole strony – tak jest wygodniej czytać. Tutaj, zapewne także ze względu na całostronicowe ilustracje, umieszczono je na końcu książki. To trochę utrudnia, przydałaby się więc zakładka – wstążka (albo nawet dwie 😉 ), żeby ułatwić wędrówki między tekstem właściwym a przypisami.

Czuje się, że praca nad tym tekstem, była dla tłumacza przyjemnością. Z tym większym żalem uświadamiam sobie, że tak staranne (a przez to nie tanie !) wydanie zapewne nie trafi do tych, którym najbardziej by się przydało. „Opowieść wigilijna” jest aktualnie lekturą obowiązkową w klasach 7-8 szkoły podstawowej, ale obawiam się, że większość uczniów sięgnie na tę okoliczność po typowe wydanie lekturowe czyli byle jaki przekład wydany byle jak, byleby tylko kosztował niewiele. A potem będziemy narzekać, że nastolatki nie chcą czytać lektur szkolnych…

Charles Dickens „Opowieść wigilijna czyli kolęda prozą albo bożonarodzeniowa opowieść o duchach”, przekł.: Jacek Dehnel, ilustr.: Lisa Aisato, wyd.: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023

Wielki Bieg Gwiazdkowy

Wielki Bieg Gwiazdkowy

Niech Was nie zwiedzie tytuł tej książki i ilustracja, którą widzicie na okładce ! Sugerują, że możemy spodziewać się typowej publikacji świątecznej, podobnej do filmów, których masę można obejrzeć na platformach streamingowych. Nic bardziej mylnego, ale ja bardzo lubię takie niespodziewane zaskoczenia (no i co z tego, że to tautologia ? 😉 ).

Zaczyna się jesienią, a kończy w Wigilię, ale Święta, przygotowania do nich oraz prezenty w ogóle nie są tematem, któremu bohaterowie poświęcają uwagę.

Tadzio ma tylko Tatę, mama umarła kiedy był malutki. Do niedawna mieszkali z dziewczyną Taty, ale wyprowadzili się od niej. Ich nowy dom mieści się w okolicy, w które nikogo nie znają i nie jest łatwo kogoś tam poznać, bo na ulicach nie ma zbyt wielu przechodniów. Najbardziej intryguje chłopca sąsiednia posesja, bo w murze jest otwór (ze złotą ramą !!!) i widać przez niego dziwne… jakby inscenizacje… ???

Jednak jeszcze bardziej zaskakująca jest osoba, która tam mieszka…

Z opisu na okładce możemy się dowiedzieć, że „Wielki Bieg Gwiazdkowy” to nieoczywista i wzruszająca opowieść w świątecznym klimacie – o relacjach, nie zawsze łatwych wyborach, byciu sobą i marzeniach. Taka właśnie jest – i w ogóle mnie to nie dziwi, bo znając poprzednie książki Katarzyny Wasilkowskiej wiem, że potrafi tworzyć fabuły absolutnie nieschematyczne. Zobaczcie sami, jeśli jeszcze nie znacie —>>> Świat Mundka , Już, już ! oraz Kilka niedużych historii .

A kto w końcu wygrał ten tytułowy Wielki Bieg Gwiazdkowy, do którego Tadzio tak bardzo się przygotowywał ? Tego już musicie dowiedzieć się sami, a przy okazji znajdziecie tam odpowiedź na parę innych, ważnych pytań.

Na przykład – czy warto przejmować się tym, co ludzie o nas mówią ? Albo – czy ogórki z miodem są smaczne ?

Katarzyna Wasilkowska „Wielki Bieg Gwiazdkowy”, ilustr.: Agnieszka Sozańska, wyd.: Dwukropek Juka91, Warszawa 2024

Trefny Mikołaj

Trefny Mikołaj

Artur Gębka to na polskim rynku książek dla dzieci bodaj najciekawsze objawienie tego roku !!!

W tym czasie ukazały się trzy książki jego autorstwa i wszystkie były godne zauważenia. To w zasadzie jego debiut, choć wcześniej nakładem Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego ukazały się „Znikodem i zagadka lęku” oraz „Smutek, którego nikt nie chciał”, ale one zaliczane są raczej do poradników albo bajek terapeutycznych. Z publikacji tegorocznych – dwie zostały nominowane (i wyróżnione) w konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY… w dziedzinie ilustracji. Myślę, że bardzo dobrze świadczy o autorze to, że jego teksty można ciekawie, acz odmiennie zilustrować. O „Tym panu” i „Butelce taty” napiszę jednak kiedy indziej, a dziś chcę nadrobić zaległość w moim książkowym kalendarzu adwentowym, bo „Trefny Mikołaj” miał się tu znaleźć jeszcze przed Świętami. Niestety, nie dałam wtedy rady.

To był szok !

Ale zacznijmy od początku.

Nastał mroźny, gwiazdkowy wieczór. Pan Stanisław wraz z wnuczką Klarą szli na dworzec po krewnych. Spacerowali pięknie oświetloną aleją, obserwując, jak płatki śniegu wirują na wietrze. Przechodzili właśnie obok przysypanej śniegiem fontanny na rynku, gdy nagle…

SZOK!

Przedmiot wielkości słonia (a może nawet mamuta) runął prosto z nieba!

Spadł naprawdę szybko, w mig zatapiając się w wielkiej zaspie…

Tym przedmiotem był worek z prezentami, najprawdopodobniej zgubiony przez Świętego Mikołaja, a ponieważ była już Wigilia, dla wszystkich mieszkańców miejscowości Bałwanki (a szczególnie dla prowadzących śledztwo Nadinspektor Barszcz i Komisarza Pieroga) było oczywiste, że należy go jak najszybciej oddać prawowitemu właścicielowi. Co jednak z nim począć w sytuacji, kiedy zgłosiło się po niego aż sześciu Świętych Mikołajów ? Jak stwierdzić, który z nich jest tym prawdziwym ???

Nadinspektor Barszcz i Komisarz Pieróg zdecydowali się poprosić o pomoc specjalistę. A któż może być lepszym ekspertem od tematyki świętomikołajowej niż siedmiolatka, która zgłębia temat od drugiego roku życia i zna wszystkie książki o Bożym Narodzeniu oraz świąteczne filmy ? Takimi ekspertami mogą być też czytelnicy tej książki i dlatego oni także mogą wysłuchać zeznań wszystkich Mikołajów, a następnie zastanowić się, co w tych opowieściach jest nie tak ? Oraz – która jest bez zarzutu i komu można ten zgubiony worek oddać ?

„Trefny Mikołaj” to inteligentna i dowcipna zabawa rozmaitymi tradycyjnymi i popkulturowymi motywami, którymi obrosła w postać Świętego Mikołaja i cała kwestia podchoinkowych prezentów. Znakomicie wpisują się w nią także ilustracje Niki Jaworowskiej-Duchlińskiej – pozornie niestaranne, szkicowe, ale w rzeczywistości przemyślane i dopracowane.

„Trefny Mikołaj” to pierwszy tom cyklu „Śledztwo od święta”. Z pewnego źródła wiem, że już powstaje następny i bardzo się z tego cieszę !!!

Artur Gębka „Trefny Mikołaj”, ilustr.: Nika Jaworowska-Duchlińska, wyd.: Muza, Warszawa 2023

Tajemnica Świętego Mikołaja

Tajemnica Świętego Mikołaja

Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2023 w kategorii: Od A do Z !!!

Każdy wie, że Święty Mikołaj wchodzi przez komin. Ale jak on to robi ? Czas rozwikłać jego tajemnicę…

No właśnie – jak i którędy ??? Myślę, że każdy się kiedyś nad tym zastanawiał 😉 A jak on to robi ? Czy w tej książce jest odpowiedź na to ? Musicie sami sprawdzić…

„Tajemnica Świętego Mikołaja” to na mojej półce z książkami świątecznymi kolejna z nurtu, który nazwałam świętomikołajowym, bo chodzi w niej tylko o prezenty, a raczej o sposób, w jaki się one pod choinką znajdują. Jest to także kolejny tytuł, który może być dobrym wstępem do rozmowy o tym, jak to z tym Mikołajem naprawdę jest.

Niezwykły nastój tej książki tworzą ilustracje Jona Klassena. Odnalazł się on znakomicie zarówno w absurdalnym duchu tekstu Maca Barnetta, jak i w świątecznej atmosferze tego jednego w roku dnia, w który rozgrywa się akcja. Zrobił to w stylu bardzo odległym od tego, w jakim są najczęściej tworzone świętomikołajowe tytuły, a który ja określiłabym jako oczowalisty i nachalny. Te ilustracje zdecydowanie takie nie są !

Mnie najbardziej ujęła ta strona, na której rozważana jest kwestia relacji między Świętym Mikołajem a psami w domach, do których przychodzi. Jakbym mojego psa widziała ! 😉

Mac Barnett „Tajemnica Świętego Mikołaja”, ilustr.: Jon Klassen, przekł.: Karolina Iwaszkiewicz, wyd.: Dwie Siostry, Warszawa 2023

Jak Grinch skradł Święta !

Jak Grinch skradł Święta !

Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2023 w kategorii: przekład !!!

Każdy mieszkaniec Ktosiowa // bardzo lubił czas Świąt.

A Grinch, co żył za Ktosiowem ? // Ależ SKĄD !

Twórczość Dr. Seussa to klasyka i kamień milowy amerykańskiej literatury dziecięcej. „Jak Grinch skradł Święta !” ukazało się w tym roku po polsku po raz pierwszy, ale jego bohater znany jest polskiej publiczności bardzo dobrze. Ta historia była ekranizowana aż trzy razy ! Ja również kojarzyłam go z filmów, choć żadnego chyba nie widziałam w całości. Kiedy niedawno przeczytałam tę książkę, zdziwiłam się podwójnie.

Po pierwsze tym, jak krótki jest to wiersz, biorąc po uwagę fakt, że na jego podstawie stworzono filmy pełnometrażowe. Po drugie i najważniejsze – tym, o co chodzi w tej historii. Na podstawie zwiastunów i fragmentów filmów, które widziałam, odniosłam wrażenie, że sprowadzają one sens (i istnienie) Świąt do prezentów, bez których nie mogą się one obejść. Tymczasem nic bardziej mylnego !!!

Grinch kradnie prezenty z wszystkich domów Ktosiowa i liczy na to, że w ten sposób nie dopuści do Świąt. Stało się jednak inaczej: Choć Ktosie z Ktosiowa // i duzi, i mali, // prezentów nie mieli, // to wszyscy – śpiewali ! // Albowiem nie zdołał // powstrzymać Grinch Świąt. // Nadeszły i tak. // Ale jak ? Ale skąd ?

Bardzo podoba mi się konkluzja tej całej historii: Być może nieważne, czy prezent masz w ręce, // bo w Świętach, cóż, chodzi o coś… o coś więcej. Podoba mi się, bo zostawia kwestię tego, czym jest to coś więcej, otwartą i każdy czytający może sobie dopowiedzieć to, co dla niego jest w nich ważne. Zmieści się tam zarówno interpretacja religijna, jak i świecka – z wyjątkiem tej, że chodzi w nich WYŁĄCZNIE o prezenty, oczywiście !

Ja i moje córki zetknęłyśmy się pierwszy raz twórczością Dr. Seussa ponad 20 lat temu w warszawskim teatrze „Lalka” na przedstawieniu „Słonia, który wysiedział jajko” w przekładzie Stanisława Barańczaka. Spektakl ten (podobnie jak książka) stawiał widzom pytanie o to, który rodzic jest prawdziwszy – biologiczny, który począł, a potem zostawił, czy ten, który jajko wysiedział (czytaj: wychował). Dzieci obecne w teatrze musiały wydać wyrok niemal salomonowy – komu należy się tytułowe jajko ? Ptakowi czy słoniowi ? Swoją drogą – zawsze mnie intrygowało, jak aktorzy wybrnęliby z sytuacji, w której dzieci (inaczej niż autor) opowiedziałyby się za więzami krwi ?

Potem kupiłyśmy „Kota Prota” i była to jedyna z książek Dr. Seussa, którą czytałam moim córkom na głos. Po kilku latach zaczęły się ukazywać następne – już z wersją audio. Kiedy pierwszy raz usłyszałam jak wspaniale interpretuje je na płytach dołączonych do książek Zbigniew Grochal, wymiękłam i uznałam, że wobec takiej konkurencji kapituluję 😉 Te wiersze w oryginale są dość proste. „Kot Prot” czyli „The Cat in the Hat” składa się z 223 słów podstawowych i nadaje się do czytania już przez dzieci początkujące w tej sztuce. W przekładzie Stanisława Barańczaka natomiast… No cóż – podobno z przekładami jest jak z kobietami: albo są wierne, albo piękne 😉 Barańczak postawił na urodę. Do absurdalnego humoru oryginału dołożył jeszcze popisy elokwencji i giętkości języka. Mamy tam więc na przykład stentorowy pisk rybki, która woli raczej zaśniedzieć w stęchłej wodzie słoika, niż być składnikiem listy ofiar ekwilibrysty czy innego szkodnika... (uff !!!) Zbigniew Grochal radził sobie z tymi słownymi hołubcami po mistrzowsku, ani na moment nie wypadając z rytmu 😉 Chapeau bas !!! (Ja dostawałam zadyszki po trzech stronach przeczytanych ciurkiem 😉 )

Na płytkach dołączonych do książek znajdowała się zawsze również wersja oryginalna tekstu – czytana przez samego pana Roberta Gamble’a, założyciela wydawnictwa „Media Rodzina”. Jeśli moje córki nie zasnęły wcześniej, to jego spokojny, głęboki głos usypiał je niezawodnie.

Myślę, że Michał Rusinek, zabierając się za przekład „Jak Grinch skradł Święta !”, miał zadanie podwójnie trudne, bo musiał sprostać nie tylko wielkości jej Autora, ale także porównaniu z tym, jak wcześniej z jego wierszami radził sobie Stanisław Barańczak. Udało mu się to znakomicie i mam nadzieję, że na tym nie poprzestanie ani on, ani Wydawnictwo Kropka 🙂

Dr. Seuss (tekst & ilustr.) „Jak Grinch skradł Święta !”, przekł.: Michał Rusinek, wyd.: Kropka, Warszawa 2023

oraz:

Dr. Seuss (tekst & ilustr.) „Słoń, który wysiedział jajko”, przekł.: Stanisław Barańczak, wyd.: Media Rodzina, Poznań 2003

Dr. Seuss (tekst & ilustr.)„Kot Prot”, przekł.: Stanisław Barańczak, wyd.: Media Rodzina, Poznań 2003

P.S. grudzień 2024

Nakładem Wydawnictwa Kropka ukazała się kolejna książka z Grinchem w roli głównej. Wygląda nieźle, ale bliższe oględziny wykazały, że, wbrew temu, co sugerowała okładka, jej autorem wcale nie jest zmarły w 1991 roku Theodor Seuss Geisel (który ukrywał się pod pseudonimem Dr.Seuss) tylko Alaistar Heim. Ilustracje wzorowane na oryginalnych wykonał Aristides Ruiz.

Efekt tej współpracy jest, mówiąc najoględniej, taki sobie. Doceniam to, że Michał Rusinek starał się bardzo przekładając to na polski, ale no cóż… jak nie ma za bardzo co przekładać, to nic się nie poradzi 😦

Najlepsze jasełka wszech czasów

Najlepsze jasełka wszech czasów

Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2022 w kategorii: tekst !!!

Kiedy w zeszłym roku pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, podeszłam do niej z dużą nieufnością. Był listopad, zbliżały się Święta, a wtedy zawsze jest wysyp nowości, szykowałyśmy się do kolejnej edycji Lokomotywy i miałam masę innych rzeczy do czytania (i zrobienia). Dopiero kiedy została nominowana w kategorii: tekst, poczułam się zobligowana do tego, żeby jednak ją przeczytać.

Powiedzieć, że bardzo mnie zaskoczyła, to nic nie powiedzieć 😉 Zaskoczyła, wciągnęła, zachwyciła i w końcu wzruszyła tak, że się popłakałam. Było już po Świętach, więc obiecałam sobie, że napiszę o niej, jak będą się zbliżały kolejne. Teraz do niej wróciłam, przeczytałam jeszcze raz i wiecie co ? Znowu się nad nią popłakałam..

Myślę, że moje obawy spowodowane były w dużym stopniu przez ilustracje Anke Kuhl, a szczególnie tę, która jest na okładce. Bardziej niż wzruszenia spodziewałam się tam humoru, który śmieszy dorastającą młodzież, ale niekoniecznie mnie – szczególnie w zestawieniu z tematem Bożego Narodzenia. Tymczasem właśnie dzięki tym ilustracjom cała ta historia wybrzmiewa jeszcze mocniej.

Moja mama nie przypuszczała, że będzie miała coś wspólnego z jasełkami poza tym, że zmusi mnie i mojego młodszego brata Charliego, żebyśmy wzięli w nich udział (nie chcieliśmy) i żeby mój ojciec poszedł je obejrzeć (nie chciał). (…) Lecz potem wdepnęła w to wszystko, kiedy pani Armstrong upadła i złamała nogę.

Gdyby nie ta noga pani Armstrong, wszystko byłoby tak, jak co roku. Role w jasełkach dostaliby ci, co zawsze i w ogóle cały spektakl przebiegałby tak samo, jak zwykle. Tymczasem jakoś tak wyszło, że na próbie pojawili się Herdmanowie i wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.

Herdmanowie byli absolutnie najgorszymi dziećmi w historii świata. Kłamali, kradli i palili cygara (nawet dziewczynki), przeklinali, bili mniejsze dzieci, wrzeszczeli na nauczycieli i wzywali imię Boga nadaremno, no i puścili z dymem starą szopę Freda Shoemakera…

… i w dodatku nie wiedzieli nic o Bożym Narodzeniu. Wiedzieli, że to urodziny Jezusa, ale wszystko inne było dla nich nowością – pasterze, mędrcy, gwiazda, stajnia, zatłoczona gospoda.

Choć udział takiej ekipy w jasełkach może się wydawać murowanym przepisem na klapę, to właśnie dzięki nim ta historia świąteczna, co roku ta sama, ze szwędającymi się ludźmi w szlafrokach, prześcieradłach i z ostrymi skrzydłami nabrała szczególnego wymiaru. Dzięki Imogenie, Ralphowi, Gladys i pozostałym Herdmanom wszyscy uczestnicy i widzowie tego spektaklu przypomnieli sobie i zrozumieli, o co w tym wszystkim chodzi i co jest prawdziwym sensem tych świąt.

Kiedy tej nocy wyszliśmy z kościoła, było zimno i pogodnie, pod stopami chrzęścił śnieg, a nad głową świeciły jasne gwiazdy. I pomyślałam o aniele – Gladys, z chudymi nogami, w brudnych tenisówkach wystających spod szaty, która wrzeszczy do nas wszystkich:

– Ej ! Dziecię nam się narodziło !

Już niebawem Adwent i kolejne Boże Narodzenie przed nami. Zanim wpadniemy w doroczne koleiny zakupów, sprzątania i wymyślania prezentów, warto sięgnąć po tę opowieść o absolutnie nietypowych jasełkach i także przypomnieć sobie, czemu w ogóle obchodzimy te święta.

Barbara Robinson „Najlepsze jasełka wszech czasów”, przekł.: Adam Pluszka, ilustr.: Anke Kuhl, wyd.: Dwie Siostry, Warszawa 2022