Wpis z 15 marca 2007 roku:

Nie tak dawno pisałam tutaj o książeczce, której bohaterem był pewien kret z kupą na głowie. Radziłam wtedy, aby przed zakupem uważnie przeglądać książki, które wybieramy dla naszych dzieci, bo mogą się w nich kryć nieoczekiwane kwiatki 😉 „Mama zniosła jajko” była chyba ostatnią, którą kupiłam na niewidzianego, kierując się tylko jej opisem na stronie wydawnictwa. Leży już jakiś czas w moim tajnym schowku, a ja, zupełnie jak Kubuś Puchatek, im bardziej do niej zaglądam, tym więcej mam wątpliwości z nią związanych 😉
Dorosłym na ogół trudno jest o tym rozmawiać z dziećmi o tym, skąd się wzięły na świecie. Trochę dlatego, że ich rodzice nie potrafili rozmawiać o tym z nimi, trochę też z powodów językowych – w języku polskim brakuje neutralnego słownictwa dotyczącego tych spraw. Mamy do wyboru język medyczny albo określenia wulgarne – jedne i drugie nie bardzo pasują do rozmów z dziećmi. Problemem jest też wyczucie odpowiedniego momentu na taką rozmowę. Najlepiej jeśli dziecko samo o to zapyta, a dorosły odpowie w sposób zrozumiały dla niego, ale przekazując tylko taką część tej wiedzy, jak jest dziecku potrzebna.
W książce Babette Cole wszystko jest na odwrót. Tu rodzice przychodzą do dzieci z własnej inicjatywy, żeby im opowiedzieć, skąd się biorą dzieci. Właściwie nie wiadomo, dlaczego wybrali właśnie ten moment. Następnie zaczynają wciskać im głodne kawałki o lepieniu dzieci z gliny, znajdywaniu w kapuście czy wykluwaniu się z jajka zniesionego przez mamę. Zdegustowane dzieci przejmują pałeczkę w tej rozmowie i uświadamiają rodziców. Tu mam pierwszy problem – skoro rodzice SAMI przychodzą do dzieci, to czemu nie mówią prawdy ? Może sytuacja wyglądałaby bardziej prawdopodobnie, gdyby tę rozmowę zaczęły dzieci… Ale po co, skoro wszystko już wiedzą ?
Ani ta nieprawdopodobna sytuacja wyjściowa, robiąca z rodziców kłamców albo debili, ani bałaganiarska kreska Babette Cole (uzasadniona, bo udająca przecież rysunki dzieci), ani nawet słynna kontrowersyjna strona z kamasutrą dla przedszkolaków 😉 nie są powodem, dla którego ta książka nadal spoczywa w naszej pralni. Od strony „technicznej” nie można nic jej zarzucić, a największym problemem nie jest to, co w niej jest, ale to, czego w niej nie ma. A nie ma w niej ani słowa o MIŁOŚCI – jest wyłącznie świetna zabawa seksem.
Rozmawiając o tym z moimi córkami zawsze mówiłam przede wszystkim o tym, jak poznaliśmy się, zakochaliśmy w sobie i z tej naszej miłości wynikła potrzeba bliskości, czułości i pieszczot, a w końcu seks. Jestem przekonana, że dla każdego dziecka (niezależnie od tego, czy jego rodzice nadal są razem) bardzo ważna jest świadomość, że powstało z miłości.
O seksie dla przyjemności mogę rozmawiać z nastolatkami, choć (mimo że to może staroświeckie) nadal nie potrafię oddzielić go od miłości. Dlatego dużo lepsza do tego celu, choć mniej wyposażona w szczegóły techniczne wydaje mi się książka Marcina Brykczyńskiego z sympatycznymi ilustracjami Pawła Pawlaka „Skąd się biorą dzieci”. Tam się wszystko zaczyna tak, jak być powinno czyli od miłości.

„Mama zniosła jajko” to książka, która na pierwszy rzut oka wygląda na przeznaczoną dla małych dzieci – sugeruje to choćby stosunek ilościowy tekstu i obrazków. Równocześnie jej zawartość zupełnie mi do maluchów nie pasuje. Spotkałam się ostatnio ze zdaniem, że jest to znakomity żartobliwy prezent na osiemnastkę… Wtedy to już chyba dla odmiany trochę za późno, ale może byłby to niezły wstęp do rozmowy z nastolatkiem ? Rozmowy, która odwrotnie niż w przypadku malucha, nie ma służyć uświadomieniu, że prokreacja wiąże się z seksem, ale przypomnieć, że seks może być brzemienny w skutki 😉
Babette Cole „Mama zniosła jajko !”, przekł.: Hanna Baltyn, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2004
Marcin Brykczyński „Skąd się biorą dzieci ?”, ilustr.: Paweł Pawlak, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2004
Jedna myśl w temacie “Mama zniosła jajko”