Rodzina Pederwicków.

Rodzina Pederwicków.

Książka z podtytułem: Wakacyjna opowieść o czterech siostrach, dwóch królikach i pewnym interesującym chłopcu. Pisałam o niej 17 września 2007 roku.

Kiedy wybiera się miejsce na wakacje na ostatnią chwilę i w dodatku na niewidzianego, można się potem bardzo zdziwić. Zdarzyło nam się już kiedyś w podobnej sytuacji, trafić do pensjonatu położonego tuż obok torów kolejowych i z podjazdem tak stromym, że w zimie nie udawało tam się dotrzeć bez łańcuchów na koła (oczywiście nie było o tym mowy w ogłoszeniu 😉 ). Bywa też inaczej i, jeśli komuś szczęście sprzyja,może trafić… na przykład do pięknej posiadłości z ogromnym parkiem. To właśnie przydarzyło się pewnemu tacie i jego czterem córkom. 

Tytuł tej książki nieprzypadkowo brzmi tak, jak brzmi, choć na podstawie pobieżnego streszczenia spodziewać by się można innego. O – na przykład takiego: „Niezwykle wakacje w Arundel”. Chociaż opowiada ona o wakacjach, a były one naprawdę niezwykłe, to jednak tym, co jest w niej najważniejsze jest właśnie rodzina, a nawet dwie rodziny, krańcowo różniące się od siebie.

Tytułowa rodzina Pederwicków składa się z Taty i czterech córek: dwunastoletniej Rosalindy, jedenastoletniej Sky (o oczach niebieskich jak niebo), dziesięcioletniej Jane i czteroletniej Batty. Jest jeszcze Psisko (jak mogłabym pominąć ?) – równorzędny członek rodziny. Mama dziewczynek umarła wkrótce po urodzeniu Batty, ale, mimo że jej zabrakło, Penderwickowie nie są rodziną w rozsypce, jak w  ”Świecie do góry nogami”. Są zwartym i dobrze zorganizowanym organizmem, w którym każdy dobrze zna swoje miejsce i zasady w niej panujące. Na przykład – pilnowanie Batty jest zawsze obowiązkiem NOSP czyli Najstarszej Obecnej Siostry Penderwick i dzięki temu nigdy nie ma wątpliwości, na kim spoczywa odpowiedzialność za najmłodszą. Nie jest to może do końca sprawiedliwe wobec najstarszej z sióstr, ale w końcu nie od dziś wiadomo, że nie ma sprawiedliwości na tym najpiękniejszym ze światów 😉 Wszystkie decyzje Penderwickówny podejmują demokratycznie, zwołując SSP – czyli Spotkania Sióstr Penderwick, choć czasem są to SSSP, gdzie drugie S oznacza Starsze (czyli z wyłączeniem najmłodszej). Rytuał tych spotkań wymaga, aby rozpoczynać je od złożenia przysięgi na Honor Rodziny Penderwick. Dla nas może to brzmieć nieco górnolotnie, nawet śmiesznie, ale one traktują to ze śmiertelną powagą.

Honor… to pojęcie odchodzące już w zapomnienie, kojarzące się raczej z Rycerzami Okrągłego Stołu czy pojedynkami na pistolety niż ze współczesnymi dziewczynkami. Honor Rodziny… czy ktoś używa jeszcze tego sformułowania ? Ostatni raz w tym kontekście słyszałam chyba o Honorze Prizzich, ale jest to skojarzenie ze wszech miar nieprawidłowe 😉 Honor Rodziny Penderwick… jest czymś, co dotyczy wszystkich jej członków i za co wszyscy są w jednakowym stopniu odpowiedzialni. Jeśli jednej z sióstr zdarzy się coś, co rzuca cień na jej honor (i na Honor Rodziny także) – to cala rodzina działa na rzecz zmazania tej plamy.

Wszyscy razem, wspólnie – to słowa, które tworzą styl rodzinny Penderwicków. Zupełnie inaczej jest w rodzinie owego pewnego interesującego chłopca, o którym jest mowa w tytule. Jego rodzina też jest niepełna – składa się tylko z Jeffreya i jego Mamy, właścicielki Arundel. Jest ich tylko dwoje, a żyją zupełnie oddzielnie i niewiele o sobie wiedzą. Trzeba było dopiero pojawienia sie Penderwicków, żeby Mama dowiedziała się, czego naprawdę pragnie jej syn. Wcześniej brakowało mu odwagi, żeby przeciwstawić się planom, jakie miała wobec niego.

„Rodzina Pederwicków” bywa porównywana z „Tajemniczym ogrodem”. Tu także mamy wielki, pusty pałac oraz samotnego chłopca, cierpiącego z powodu braku zrozumienia u jedynego z rodziców, jakiego ma i… na tym właściwie podobieństwa się kończą. Zamiast jednej nieznośnej Mary mamy aż cztery wesołe dziewczynki i psa, a chłopiec jest zupełnie zdrowy. Atmosfera tej książki jest zupełnie inna – pogodniejsza, pełna słońca. Wszystko dobrze się kończy i to jest jeszcze jedno podobieństwo.

Ta książka jest uroczo staroświecka – nie tylko z powodu niedzisiejszego podejścia do pojęcia honoru. Akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przeszłości, co możemy poznać wyłącznie po tym, że bohaterowie nie używają telefonów komórkowych i piszą zwykłe papierowe listy, choć jakieś wzmianki o komputerach chyba też tam są. Poza tym nie znajdziemy tam żadnych odniesień do czasu zewnętrznego – tak jakby Arundel znajdowało się poza nim. Dzięki temu „Rodzina Penderwicków” jest książką ponadczasową i myślę, ze nie zestarzeje się szybko. Świat się może zmieniać, ale rodzina będzie zawsze – przynajmniej taką mam nadzieję.

P.S.   Pierwotnie ten wpis, kończył się pełną zdziwienia konkluzją: jak to się mogło stać, że w tym samym wydawnictwie, w tym samym czasie ukazały się  książki o Ammerlo, tak odmiennie traktujące sprawy honoru i uczciwości ? Zwrócono mi jednak uwagę, że tamte akurat wydało wydawnictwo Egmont (co można przeczytać także i tutaj, tylko trochę niżej). Mogę się tylko zarumienić ze wstydu za własne gapiostwo, a całą puentę niestety diabli mi wzieli 😦

Jeanne Birdsall „Rodzina Pederwicków. Wakacyjna opowieść o czterech siostrach, dwóch królikach i pewnym interesującym chłopcu”, przekł.: Hanna Baltyn, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2007

Jeanne Birdsall napisała do dziś pięć części cyklu o Penderwickach – w Polsce ukazał się jeszcze tylko tom drugi:

Jeanne Birdsall „Rodzina Penderwicków na Gardam Street”, przekł.: Hanna Baltyn, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2008

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s