Wpis z 7 czerwca 2006 roku. Książka już chyba nieco zapomniana, ale bardzo wakacyjna, więc warto ją przypomnieć 🙂

W zielonej dolinie u podnóża zielonych gór leży mała wioska. W tej wiosce razem z rodzicami i rodzeństwem mieszka Malwinka. Właśnie skończyła pierwszą klasę. Nie wyjeżdża na wakacje, ale wcale tego nie żałuje – wakacje w Górkach są wspaniałe. Jej rodzice prowadzą gospodarstwo agroturystyczne i latem gromadka dzieci z Górek (oprócz Malwinki, Asi i Kajtka mieszkają tam jeszcze: Dorotka, Celina, Kuba i Antek) powiększa się o „miastowych” gości. Wszyscy razem – miejscowi i przyjezdni świetnie się bawią: chodzą na wycieczki, zbierają jagody, podglądają sarny i bociany. W tym roku chłopcy pomagają też harcerzom z pobliskiego obozu w uporządkowaniu zapomnianego cmentarzyka wojennego.
Zaletą tej książki jest to, że w sposób naturalny, niejako mimochodem, porusza tematy rzadko występujące w literaturze dziecięcej. Mama Malwinki pochodzi z rodziny łemkowskiej od pokoleń zamieszkałej w Górkach. Poznajemy specjały kuchni łemkowskiej – kisełycię i hałuszky, mamy też próbkę ich języka w piosence o tarninie.
Na wakacje przyjeżdża do Górek Zosia – dziewczynka z porażeniem mózgowym. Malwinka podziwia ją, bo świetnie pływa i mistrzowsko porusza się na wózku. Oprócz tego, że na nim jeździ, nie różni się niczym od pełnosprawnych rówieśników i jest świetnym kompanem.
„W zielonej dolinie” ma w sobie coś z klimatu Bullerbyn. Mieszkańcy Górek (i duzi, i mali) dobrze się czuja tam, gdzie mieszkają – nie ciągnie ich w wielki świat, nie mają kompleksów wobec przyjezdnych z miasta. Na tym jednak kończą się podobieństwa. Bullerbyn to biedna wieś, której mieszkańcy ciężko pracują i dzieci też muszą w tej pracy pomagać. Górki są wsią nowoczesną, ich mieszkańcy żyją właściwie tak samo jak w mieście, z tą tylko różnicą, że… na wsi. Dzieci nie muszą pasać krów czy pielić grządek, mają całe wakacje dla siebie. Zakładają nawet stronę internetową Górek, dzięki której wszyscy mogą się dowiedzieć jak jest u nich pięknie i ciekawie. Zwierzęta są w gospodarstwie po to, żeby turyści mieli co głaskać 😉 , a kury hoduje tylko babcia Malwinki bo ma małe wnuki. Gdyby nie to, jajka kupowałoby się w sklepie.
Jeśli szukacie lektury, z której wasze dzieci dowiedziałyby sie czegoś o letnich pracach na wsi (sianokosy, żniwa itp), to pomyliliście adres. Gdybyście natomiast chcieli przeczytać fajną książkę o beztroskich wakacjach sympatycznych dzieci, wtedy „W zielonej dolinie” jest tym, czego szukacie 🙂
Barbara Gawryluk „W zielonej dolinie”, ilustr.: Joanna Zanger – Kolat, wyd.: Literatura, Łódź 2005
Jedna myśl w temacie “W zielonej dolinie”