Wpis z 1 października 2007 roku z aktualizacją 😉

Książka – widmo. Gdyby nie to, że leży przede mną, mogłabym zwątpić w to, że w ogóle istnieje 😉
Kupiłyśmy ją zimą w Zachęcie, kiedy zwiedzałyśmy wystawę „Arki” Józefa Wilkonia. Ach, co to była za wystawa !!! Na zewnątrz stała wspaniała szopka, którą normalnie można podziwiać przed bielańskim kościołem pokamedulskim. W środku – arka, zwierzaki i mnóstwo przepięknych ilustracji książkowych. Dziewczyny do dziś ją wspominają, podobnie jak wcześniejszą wystawę „Zachęta dzieciom”, z której zapamiętały niesamowity labirynt i przechodzenie przez szafę. Szkoda, że takie wystawy adresowane do dzieci trafiają się tylko raz na kilka lat 😦
Niedługo potem Najmłodsza z córek została zaproszona na przyjęcie urodzinowe i chciałam kupić tę książkę dla solenizanta. Poprosiłam o pomoc moją niezawodną księgarnię osiedlową. Okazało się jednak, że nie tylko nie ma jej w hurtowniach, ale też nikt tam nie słyszał o wydawnictwie, które ją wydało. Google ujawniły, że jest do dostania w kilku miejscach w internecie, a w realu – w jednej takiej księgarni specjalizującej się w książkach dla dzieci, od której dzieli mnie całe miasto (nie pierwszy raz tego żałuję !). Nie starczyło mi już czasu i solenizant musiał zadowolić się innym książkowym prezentem. A szkoda…
… bo „Baśń o rumaku zaklętym” to książka – marzenie, łącząca w sobie wszystko, co książka mieć powinna – piękny tekst, fantastyczne ilustracje i staranność wydania.
Ta książka to spotkanie dwóch mistrzów – mistrza języka i mistrza obrazu. „Klechdy sezamowe” (do których należy „Baśń o rumaku zaklętym”) powstały niemal sto lat temu, a czyta się je zupełnie współcześnie. Wcześniej czytałyśmy leśmianowskie „Przygody Sindbada Żeglarza” i już wtedy byłam zdziwiona, że wytrzymały próbę czasu i czyta się je nadal nie tylko bez przykrości, ale często z zachwytem. W prozie Leśmiana jest poezja, która uwodzi i czaruje – bogactwem języka i melodią, która sprawia, że głośne czytanie nie nuży, a wręcz sprawia przyjemność.

Uwodzą i czarują również wilkoniowe ilustracje – nie tylko w tej książce. Jeszcze zanim wybrałyśmy się do Zachęty, znalazł sie w naszym domu gazetowy album „Bóg się rodzi”. To druga z trzech książek z Jego ilustracjami, które ukazały się u nas po wieloletniej przerwie. Z podziwem patrzyłam na te szalenie wyraziste obrazki – mimo że namalowane pozornie niedbale, bez cyzelowania szczegółów. Taki zając na przykład – zaledwie kilka pociągnięć pędzla, a wyraźnie widać jaki ma wyraz twarzy 😉 W „Baśni” zachwycił mnie nie tylko cały bliskowschodni sztafaż – te minarety, kopuły, pałace i stroje (wszystko pozłacane), ale przede wszystkim tytułowy rumak. Każdy kto choć trochę próbował rysować wie, że koń to wyższa szkoła jazdy i niewielu jest malarzy, którzy to naprawdę potrafili. Ci nieliczni potrafiący przeszli do historii jak Juliusz i Wojciech Kossakowie. Koń na ilustracjach Wilkonia naprawdę jest rumakiem – nie szkapą czy chabetą tylko wspaniałym wierzchowcem. Czystej krwi arabskiej 😉
Czytałyśmy „Baśń o rumaku zaklętym” kilka razy zaraz po tym, jak została kupiona. Ostatnio wyciągnęłam ją z półki, żeby opisać tutaj i Najmłodsza natychmiast kazała ją sobie przeczytać. Na okładce tej książki znalazłam zapowiedź wydania dalszych. Niestety mimo, że minął już prawie rok – nic o nich nie słychać. Szkoda by było, gdyby na tym się skończyło 😦
Bolesław Leśmian „Baśń o rumaku zaklętym”, ilustr.: Józef Wikoń, wyd.: Oficyna Olszynka, Warszawa 2006
Warto wspomnieć, że ta baśń ukazała się także we wznowionym przez Wydawnictwo Dwie Siostry zbiorze „Klechdy sezamowe” z ilustracjami Jana Lenicy. Tam ilustracji (w przeliczeniu na jedną baśń) jest mniej i są one zupełnie inne niż wilkoniowe, ale też zdecydowanie warto po tę książkę sięgnąć. A najlepiej – porównać jak różnie dwaj Twórcy podeszli do tej samej baśni 🙂

Bolesław Leśmian „Klechdy sezamowe”, ilustr.: Jan Lenica, wyd.: Dwie Siostry, Warszawa 2017