Milion dobrych uczynków

Milion dobrych uczynków

Książka nominowana w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA 2023 w kategorii: tekst !!!

Pewnego całkiem zwyczajnego wieczoru Frank i Mama wygrywają w totolotka…

Tak właśnie – całkiem zwyczajnie zaczyna się ta historia, która początkowo skojarzyła mi się ze starym żydowskim dowcipem o Icku, który prosił Boga o wygraną w loterii. Prosił i prosił, modlił się i skarżył na to, że Bóg nie chce jego próśb wysłuchać. Wreszcie Bóg wychylił się z Nieba i powiedział do niego: Icek, ty mi daj szansę ! Kup w końcu los !

Mama Franka dawała Bogu szansę długo i uporczywie, stawiając cały czas na te same liczby i można powiedzieć, że Bóg w końcu tę szansę wykorzystał 😉

Oto zwycięskie liczby Franka i Mamy:

2- bo Frank i Mama są we dwoje,

4- jak liczba liter w imieniu Mamy,

5- jak liczba liter w imieniu Franka,

7- bo tyle dni w tygodniu spędzają razem,

8- bo cyfra przypomina bałwana, którego Frank ulepił tego samego dnia, gdy wymyślił z Mamą liczby do totolotka,

11- jak dwie szczoteczki do zębów w jednej szklance w łazience,

18- jak bałwan, który dostał do ręki miotłę.

Wszystkie liczby z początku. „Nigdy nie padną”, powiedziała Mama, gdy je wymyślali. A teraz padły. Teraz jest nigdy.

„Milion dobrych uczynków” to książka, która opowiada o tym, co się wydarzyło potem. Frank i Mama wygrali 24 miliony – w norweskich koronach to jest jakieś 2,5 raza mniej niż w polskich złotych, ale nadal dużo. Szczególnie dla samodzielnej matki, która mieszka z synem w niewielkiej miejscowości i zarabia na życie sprzątaniem cudzych domów. Wydawać by się mogło, że grając z takim uporem Mama powinna mieć znakomicie przemyślane to, co zrobi z wygraną, ale okazało się, że nie. Pragnie jedynie zabezpieczyć przyszłość syna, ale nie chce, żeby stał się rozpuszczonym dzieckiem.

Jednak kiedy wiadomość o ich wygranej staje publiczna, okazuje się, że jest bardzo wiele osób, które lepiej od Mamy wiedzą, co powinna zrobić z tymi pieniędzmi…

Ludzie znani jej i kompletnie obcy – tacy, którzy naprawdę mają problemy wymagające pieniędzy oraz ci, którzy żadnych problemów nie mają, ale uważają, że to nie jest powód, dla którego Mama miałaby się z nimi swoją wygraną nie podzielić.

Skoro już ma te 24 miliony, to dlaczego nie ???

Gdy ma się dużo – tłumaczyła Frankowi – w dobrym tonie jest dzielić się z innymi. Na przykład kiedy dostaniesz na urodziny wielką torbę cukierków, dajesz część gościom. Przesypujesz wszystko do miski, z której każdy po kolei może się częstować. Nie siadasz w kącie, żeby wszystko wszamać samemu, prawda ?

A skąd te dobre uczynki w tytule ? Otóż Mama wymyśliła w końcu, że odda jeden ze swoich milionów temu z mieszkańców ich wioski, który zrobi coś wyjątkowo miłego. Miała nadzieję, że gdy ludzie przez jakiś czas będą mili, wejdzie im to w nawyk i później też będą mili.

Jak można przeczytać na okładce, „Milion dobrych uczynków” to powieść o pieniądzach – bez bałwochwalstwa i bez hipokryzji.

Wygrana wiele zmieniła w życiu Franka. Nic już nie mogło być jak przedtem – ani w miejscowości, w której mieszkał całe życie, a nagle stał się tam kimś szczególnym, ani kiedy (poniekąd uciekając przed tym, co się działo) wyjechali z Mamą nad Morze Śródziemne. Tam chłopiec wychowywany w raczej mało zróżnicowanym pod względem materialnym środowisku styka się z ludźmi bardzo bogatymi i bardzo biednymi.

Nagle dowiedział się co robią z ludźmi pieniądze – także jeśli ich nie mają.

Oraz co ludzie są w stanie zrobić, aby je zdobyć.

Lub do czego mogą doprowadzić innych, gdy je mają.

A także tego, że niezależnie od tego, ile pieniędzy mają, mogą chcieć mieć ich więcej.

A co stało się z Miłylionem ? Kto go zdobył i czy był to wybór sprawiedliwy ? Czy w ogóle możliwe było tu rozwiązanie sprawiedliwe ? Odpowiedzi na te pytania musicie poszukać w książce. Ja powiem tylko tyle, że jest to historia tyleż gorzka, ale ile dająca nadzieję…

P.S. Bardzo podobają mi się towarzyszące tej historii ilustracje Marty Ruszkowskiej. Po pierwsze dlatego, że nie są infantylne i nie upupiają czytelników, a po drugie – dlatego, że są takie nienachalne 😉 Istnieją trochę obok tego, co się dzieje w tekście, ale tworzą jego atmosferę.

Arnfinn Kolerud „Milion dobrych uczynków”, przekł.: Katarzyna Tunkiel, ilustr.: Marta Ruszkowska, wyd.: Agora dla dzieci, Warszawa 2023

Free lunch. Darmowy obiad

Free lunch. Darmowy obiad

Ostrzeżenie – recenzja niestety zawiera spoilery, ale nie potrafiłam napisać o tym, co moim zdaniem jest w tej historii ważne, nie odnosząc się do jej zakończenia.

Właśnie skończyłem pisać historię, którą wy właśnie skończyliście czytać. Jestem wykończony, smutny i jest mi trochę niedobrze. (Nie bójcie się, nie puszczę na was pawia). Czuję się tak, bo wszystko, co opisałem w tej książce, zdarzyło się naprawdę. Tak wyglądało moje dzieciństwo. Każdy śmiech, każdy obiad w szkole, każde uderzenie, o których czytaliście, jest efektem głębokiego nurkowania w moją prywatną przeszłość.

Podobnie jak większość szóstoklasistów, interesowali mnie głównie kumple, oceny i kombinacje do szafek. Ale martwiłem się też o inne rzeczy – kiedy znowu coś zjem, w jakim nastroju będzie moja mama czy ojczym, kiedy wrócę ze szkoły, i kiedy inne dzieciaki odkryją mój najmroczniejszy sekret – że jestem biedny jak mysz kościelna – napisał Autor tej książki w posłowiu.

„Free lunch. Darmowy obiad” to nie jest lektura przyjemna. Towarzysząc bohaterowi w jego niełatwym i niesprawiedliwym życiu, odczuwałam przede wszystkim bezradność i bezsilną złość. Adresatami tej ostatniej byli dorośli – przede wszystkim matka i ojczym Rexa, ale także jego nieobecny, choć płacący alimenty ojciec oraz wszyscy ci, którzy go codziennie spotykali, na przykład nauczyciele ze szkoły. W najmniejszym stopniu obwiniałam Abuelę – babcię chłopca, bo ona jednak usiłowała coś dla niego zrobić.

Im dłużej myślę o tej książce, tym większe mam poczucie, że największym problemem Rexa wcale nie była bieda. Ta historia opowiedziana jest z punktu widzenia jej jedenastoletniego bohatera i mimo że pisał ją już jako człowiek dorosły, mam wrażenie, że nadal w głębi duszy jest tym skrzywdzonym przez życie chłopcem. Brakuje mi tam refleksji dorosłego, patrzącego na to wszystko z dystansu.

Dlatego w tej opowieści na pierwszym planie jest bieda – brak jedzenia w domu i tytułowy darmowy obiad w szkole, którego ceną jest wstyd przed kolegami, używane ciuchy, dziurawy plecak czy niemożność zapisania się na zajęcia dodatkowe – bo to są te kwestie, w których Rex porównywał się z rówieśnikami. Są tam też problemy dla polskiego czytelnika niezrozumiałe, na przykład to, jak jest postrzegany bohater z racji swojego meksykańskiego pochodzenia i jak go to sytuuje w strukturze społecznej.

W tle i właściwie bez żadnego odautorskiego komentarza pozostaje to, co działo się w jego domu, a co chłopiec uważał za normę.

Czyli przemoc.

Przemoc słowna i fizyczna, zarówno między dorosłymi, jak też w stosunku do niego, czego skutkiem był z jednej strony brak poczucia bezpieczeństwa, a z drugiej – typowe dla takich sytuacji wchodzenie przez dziecko w rolę osoby dorosłej i branie na siebie odpowiedzialności za brata i mamę.

Mam w związku z tym problem z zakończeniem tej książki, bo (tu następuje zapowiadany spoiler) kończy się ona happyendem. Mama znajduje pracę, rodzice wykupują z lombardu zastawione tam wcześniej rzeczy i wreszcie są normalne święta (czyli z prezentami). Od tego momentu zaczyna się nowe lepsze życie. Ok, być może naprawdę tak było w tej rodzinie, ale we mnie po tej lekturze pozostała obawa. Czy naprawdę tylko brak pieniędzy był w tej rodzinie problemem ? A co jeśli Mama Rexa straci pracę i znowu zaczną się problemy finansowe ? Tyle czasu była bezrobotna, może był jakiś tego inny powód ? A jeśli restauracja splajtuje ? Czy związek mamy z ojczymem przetrwa i co, jeśli nie ? Obawiam się, że ten strach pozostał z Rexem do dziś.

Dlatego napisał tę książkę – dla dzieci, które są w jego sytuacji, ale też dla tych, które takich problemów nie mają. Żeby zrozumiały, że ich biedniejsi koledzy nie są temu winni. A także, że oni sami wcale nie są lepsi dlatego, że ich rodzice (i rodziny) są życiowo zaradniejsi.

Żadne dziecko nie powinno czuć się osamotnione, zawstydzone czy bezwartościowe. Dzieci muszą wiedzieć, że to w jakich warunkach żyją, nie jest ich winą. (…) Napisałem „Darmowy obiad”, bo naprawdę wierzę, że mam coś wartościowego do przekazania. I nie chodzi tylko o wyjawienie prawdy na temat moich najbardziej intymnych doświadczeń, by dać innym do zrozumienia, że nie są sami. Chciałbym również wyrazić solidarność z tymi młodymi czytelnikami, którzy desperacko jej potrzebują.

Tak, życie potrafi być naprawdę, naprawdę ciężkie. Dla niektórych kończy się nawet tragicznie. Ale świat potrafi być też piękny, cudowny i pełny radości. Zazwyczaj jest tak gdzieś pośrodku.

Rex Ogle „Free lunch. Darmowy obiad”, przekł.: Alicja Laskowska, wyd.: Mamania, Warszawa 2020

Madika z Czerwcowego Wzgórza

Madika z Czerwcowego Wzgórza

Wpis z 18 lutego 2008 roku:

Mała Madika – chluba panien z Czerwcowego Wzgórza o złotym sercu, jak ją nazywał wujek Nilsson. Taka sympatyczna, choć uparta dziewczynka – trochę jak  Lotta (tylko starsza) albo jak  Emil, bo podobnie jak on ma masę pomysłów i łatwo przechodzi od słów do czynów. Dlaczego tak trudno było nam się z nią zaprzyjaźnić ???

Chyba dlatego, że w porównaniu ze znanymi nam wcześniej książkami Astrid Lindgren z jej nurtu realistycznego (do których zaliczam „Dzieci z Bullerbyn”, cykl o  dzieciach z ulicy Awanturników,  ”Emila ze Smalandii” czy ”My na wyspie Saltkrakan”) – te madikowe są zdecydowanie mniej sielankowe. Tamte rozgrywają się w beztroskim, dziecięcym świecie swoich bohaterów, a dorośli, którzy się w nich pojawiają są (z małymi wyjątkami) dobrzy i życzliwi.

Madika i jej siostra Lisabet też mają spokojny i dostatni dom (nawet bardziej dostatni niż w innych książkach), ale świat wokół nich nie jest już tak pastelowy. Tuż za płotem, po sąsiedzku mieszka Abbe – najserdeczniejszy przyjaciel Madiki, który w swoim domu jest jedyną osobą dorosłą, mimo że ma kilkanaście lat. Ojciec alkoholik i bezradna wobec jego nałogu Mama nie poradziliby sobie w życiu, gdyby ich syn się nimi nie opiekował. Poza tym są jeszcze: psychicznie chory Lindkvist, który porywa małą Lisabet; pijak Andersson, który zostawia ją w lesie, kiedy wskoczyła na jego sanie; Mia, koleżanka z klasy Madiki, która jest biedna, ma wszy i tak rozpaczliwie walczy o akceptację rówieśników, ze posuwa się aż do kradzieży; samotna i uboga Lindus Ida… W takim otoczeniu trudno o beztroskę.

Dzięki zakamarkowym  ”Przygodom Astrid – zanim została Astrid Lindgren”  wiemy, że pisarka zawarła w tym cyklu wiele swoich wspomnień z dzieciństwa – tych zdecydowanie smutniejszych. Pierwowzorem tytułowej bohaterki była jej serdeczna i dozgonna przyjaciółka Anne-Marie Ingerstom, którą w domu nazywano Madiką. Jej dom rodzinny czyli willa dyrektora miejscowego banku został tam opisany jako Czerwcowe Wzgórze. Za to w postaci Lisabet Astrid sportretowała własną młodszą siostrę – Stinę.

Te książki nie są jednak tylko smutne i zaangażowane społecznie 😉 Jest w nich wiele zdarzeń wesołych i jest też pięknie opisana więź między siostrami. Choć czasem się kłócą i robią sobie na złość, to wieczorem Lisabet przychodzi do łóżka starszej siostry, żeby się do niej przytulić. Scena kończąca „Patrz Madika pada śnieg”, kiedy rodzice wracają do domu po bezowocnych poszukiwaniach swojej zaginionej córeczki i odnajdują ją w łóżku starszej siostry, wzrusza mnie za każdym razem, gdy ją czytam.

Z tych książek pochodzi też określenie fąflu jeden, które z radością przyjęłam do naszego domowego języka – lubię obdarzać tym epitetem moje córki, kiedy mi podpadną (w zastępstwie zdecydowanie mniej cenzuralnych określeń, które mi się wtedy cisną na usta 😉 )

P.S. Nasza Księgarnia wydała niedawno obie zasadnicze części „Madiki” w jednym tomie w ramach tzw. Serii luksusowej. Edit: a jeszcze potem razem jako „Przygody Madiki z Czerwcowego Wzgórza”

Astrid Lindgen „Madika z Czerwcowego Wzgórza”, przekł: Anna Węgleńska, ilustr.: Ilon Wikland, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 1994

Astrid Lindgen „Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza”, przekł: Anna Węgleńska, ilustr.: Ilon Wikland, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 1994

Astrid Lindgen „Madika z Czerwcowego Wzgórza” (Seria Luksusowa), przekł: Anna Węgleńska, ilustr.: Ilon Wikland, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2007

Astrid Lindgen „Przygody Madiki z Czerwcowego Wzgórza” , przekł: Anna Węgleńska, ilustr.: Ilon Wikland, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2015

Astrid Lindgen „Patrz Madika, pada śnieg !”, przekł: Anna Węgleńska, ilustr.: Ilon Wikland, wyd.: Zakamarki, Poznań 2007