W krainie snów

W krainie snów

Książka nagrodzona w konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY oraz nominowana przeze mnie w Małej Edycji Plebiscytu Blogerów LOKOMOTYWA 2024 !!!

„W krainie snów” to druga (po „Stanie splątania”) powieść Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel adresowana do młodzieży. Pierwsza zrobiła na mnie duże wrażenie, więc teraz przystępowałam do lektury z pewnymi obawami – czy sprosta oczekiwaniom rozbudzonym przez poprzednią ?

Sprostała !!!

Jest zupełnie inna (bo o czym innym), ale równie dobra. Czyta się znakomicie. Co jest w niej moim zdaniem najważniejsze – Roksana Jędrzejewska-Wróbel znowu pokazuje dorastanie jako niełatwy proces, w którym chodzi o coś więcej niż tylko o kwestie związane z seksualnością. Ten temat, mam wrażenie, zdominował w ostatnich latach literaturę dla starszej młodzieży, a tutaj nie jest najważniejszy. Życie składa się także z innych rzeczy.

Budzą mnie wrzaski. Otwieram oczy u w pierwszej chwili zupełnie nie wiem, gdzie się znajduję. W pokoju jest ciemno, ale przez pionowe rolety przenika światło. Siadam na łóżku. Jest wysokie i moje stopy nie dosięgają do ziemi, dyndają nad kremową wykładziną, jakbym miała sześć lat. Odsłaniam roletę i ostry błękit bije mnie po oczach, miesza się z turkusem pościeli. Na niebie ani jednej chmurki, tylko ten oślepiający blask. (…)

W końcu widzę, kto tak się wydziera. To zielone papugi. Wyleciały właśnie całą bandą spomiędzy liści palmy, która sterczy jak gigantyczna miotła po drugiej stronie ulicy. Jej pióropusz odcina się ostrym konturem od tego wszechogarniającego błękitu, który zalewa wszystko, jakby był wymieszany ze słońcem. Na podjeździe naprzeciwko, przed niskim żółtym domem stoi duży samochód.(…)

Po drutach wysokiego napięcia biegnie szara wiewiórka. Dopiero wtedy do mnie dociera, że naprawdę jestem w Kalifornii.

Wydawać by się mogło, że perspektywa spędzenia całych wakacji w Kalifornii to dla szesnastolatki z Polski coś fantastycznego. Mimo to Matylda nie była zachwycona, kiedy dowiedziała się, że zamiast pobytu z przyjaciółką w domku nad kaszubskim jeziorem czeka ją lot samolotem do Los Angeles i dwa miesiące w towarzystwie nigdy wcześniej niespotkanych przyjaciół mamy. Taka już jest, że nie lubi niespodzianek i woli sobie wszystko wcześniej zaplanować – odwrotnie niż jej mama. Jednak jak się ma szesnaście lat, to jest się skazanym na pomysły rodziców, nawet te najgłupsze. Poza tym jednak – Kalifornia to Kalifornia. Kto by nie chciał tam pojechać, zobaczyć wszystkich tych miejsc znanych z filmów i zdjęć?

Roksana Jędrzejewska-Wróbel pomału, ale konsekwentnie dekonstruuje mit beztroskiego życia w tytułowej krainie snów. Matylda, a wraz z nią czytelnicy tej książki, przekonują się, że z bliska ten świat wygląda zupełnie inaczej – trawa na zielonych trawnikach jest sztuczna, piękne rośliny bywają trujące, a jak się skręci w niewłaściwą ulicę, można niechcący trafić na kamping dla kloszardów. Słonce świeci cały dzień, upał jest nie od wytrzymania, trzeba zakrywać głowę i smarować się kremami przeciwsłonecznymi, ale za to zdjęcia wychodzą piękne i zbierają masę lajków na Instagramie.

Podobnie jest z ludźmi, z którymi Matylda ma spędzić te wakacje. Mieszkający w pięknym otoczeniu przyjaciele mamy chyba nie są tam szczęśliwi, a jej własna mama… też jest osobą, z którą najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Jest drobną, atrakcyjną blondynką, podobną do Marylin Monroe, więc pokazanie się z nią na instagramowym profilu to nie obciach. Za to codzienność z nią to zupełnie inna bajka.

Instagram i media społecznościowe zajmują w tej historii bardzo dużo miejsca. Każdy rozdział poprzedzony jest stroną, na której co prawda nie ma zdjęcia, ale jest jego opis – coś jak audiodeskrypcja dla osób niewidzących. Te zdjęcia to sceny opisane potem, a my możemy sami zorientować się, na ile prawdziwy obraz pokazują. Jednak nie tylko samo to zdjęcie jest ważne – z każdym kolejnym widzimy, jak przybywa pod nimi lajków, a Matylda zauważa ze zdziwieniem: Jestem zaskoczona liczbą serduszek, które znalazły się pod moimi ostatnimi zdjęciami. To bardzo przyjemne. Do tej pory nie byłam fanką mediów społecznościowych. Teraz myślę, że to dlatego, że nie za bardzo miałam co tam wrzucać.

Matylda jest zadowolona, że wreszcie może się czymś pochwalić przed znajomymi, którzy wciąż wstawiają zdjęcia z zagranicznych wakacji. Latałam tylko, jak byłam całkiem mała, i w podstawówce, ale wtedy nie miałam jeszcze Instagrama, więc bez sensu. Skoro nikt tego nie wiedział, to jakby się nie wydarzyło. Prawie wszyscy ludzie z mojego liceum ciągle jeżdżą z rodzicami za granicę. (…) Zawsze jak oglądałam ich zdjęcia, to mnie to wkurzało, a teraz ich rozumiem. Jeśli człowiek jest w jakimś fajnym miejscu, to chce się tym podzielić z innymi. Bez tego nie wiadomo, czy to się dzieje naprawdę, czy tylko się śni.

Na tych stronach poprzedzających kolejne rozdziały ważne są także piosenki, które stanowią tło dźwiękowe zdjęć Matyldy. Ich wybór nie jest przypadkowy, a tytuły tych piosenek stanowią tytuły rozdziałów. Na końcu książki znajduje się kod QR, który przenosi nas do playlisty na Spotifay’u. Można ją także tam znaleźć pod tytułem książki.

Każde wakacje jednak kiedyś się kończą i trzeba wrócić do codzienności. Już w Kalifornii do Matyldy zaczyna docierać, że jej mama jest nie tylko niedojrzałą życiowo i wciąż niepozbieraną po rozwodzie Śpiącą Królewną wiecznie marzącą o królewiczu, ale że ma ona także pewien poważny problem. Problem, który przerasta siły nastolatki, a z którym nie ma się do kogo zwrócić. Czy naprawdę obowiązkiem córki jest opiekowanie się nią? Jakim psychicznym kosztem? Czy ma prawo jednak zawalczyć o siebie i swoją przyszłość?

Z tymi znakami zapytania muszę Was zostawić, bo nie chcę zdradzać tego, o co w tej historii chodzi. Jeśli jednak ktoś chce się dowiedzieć i nie boi się spoilerów – zapraszam pod zdjęcie.

Roksana Jędrzejewska-Wróbel „W krainie snów”, wyd.: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2024

Dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za egzemplarz recenzencki tej książki !

Mama każdy dzień kończy dwiema butelkami wina, a zaczyna pić już przy obiedzie. Sama nie wiem, co o tym sądzić. Trochę się martwię, ale może niepotrzebnie. To przecież tylko wino, a nie wódka. Mnóstwo osób pije wino do posiłku.

Te dwie butelki wina to już czas po ich powrocie z Kalifornii, kiedy mama musi pogodzić się z rozczarowaniem tym, że nic nie wyszło z planów ułożenia sobie tam życia z poznanym przez internet (i dzięki kalifornijskim przyjaciołom) mężczyzną. Już wcześniej można było zauważyć rozmaite sygnały, świadczące o jej postępującym uzależnieniu, jednak Matylda traktowała je jak coś normalnego, do czego była od zawsze przyzwyczajona. Roksana Jędrzejewska-Wróbel subtelnie, ale precyzyjnie opisuje te wszystkie momenty, które powinny zaniepokoić, ale są ignorowane, bo przecież każdy ma się prawo czasem napić. Opisuje życie z alkoholikiem, który nie chce przyjąć do wiadomości, że nim jest, wypiera to i ukrywa. Podobnie otoczenie – choć w tym przypadku trudno jest o nim mówić. Matylda jest z tym wszystkim sama, ojciec z nimi nie mieszka, babcia nie żyje, a jedyni znajomi, z którymi mama utrzymuje kontakt, mieszkają za oceanem.

Właśnie ta jej samotność boli mnie tutaj najbardziej. Ojciec, który po rozwodzie ogranicza się do opłacania byłej żonie i córce mieszkania na luksusowym osiedlu, ale równocześnie pozostawia ją samą ze wszystkim problemami, z których sobie zdawał sprawę. W chwili rozwodu Matylda miała dwanaście lat!

W telefonie zaufania, do którego zadzwoniła już po tym, jak znalazła mamę nieprzytomną na podłodze, poradzono jej, żeby znalazła sobie wspierającego dorosłego, ale ojciec nie chce albo nie potrafi udźwignąć tej roli. Na szczęście dla jego córki, chce jej w tym pomóc jego nowa partnerka.

Oddałabym wszystkie wakacyjne widoki, łącznie z Wielkim Kanionem, żeby tylko mama była taka jak dawniej, ale to niemożliwe, bo ona nigdy nie była inna i to właśnie jest najgorsze. Czuję się, jakbym nie mogła się wybudzić z jakiegoś koszmaru. Nie chcę, tak bardzo nie chcę myśleć o tym, że mama piła wcześniej? Czy dlatego tata odszedł? I dlaczego mnie nie zabrał? Bałam się go o to zapytać, bałam się usłyszeć, że nie byłam dla niego tak ważna, żeby mnie ochronić.

Chciałoby się dla nich wszystkich happy endu, ale rozsądek podpowiada, że nie bardzo można na niego liczyć.

Chociaż kto wie… ?

Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy

Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy

Kilka lat temu nakładem Wydawnictwa Bajka ukazały się dwie książki: „Orzeł Biały. Znak państwa i narodu” Alfreda Znamierowskiego i „Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy” Małgorzaty Strzałkowskiej. Pierwsza z nich od dawna stoi na półkach Małego Pokoju z Książkami ( —>>> tutaj ), a o drugiej zdecydowałam się napisać teraz, bo właśnie ukazało się jej wznowienie.

Od wydania pierwszego odróżniają ją dwie rzeczy – brak płóciennego grzbietu oraz kody QR, które pojawiły się w tekście. Dzięki nim można wysłuchać kilku wersji naszego hymnu – w wykonaniu orkiestrowym oraz chóru.

Wydawać by się mogło, że co jak co, ale hymn Polski to pieśń, której znajomość wszyscy powinniśmy wynieść ze szkoły… Niestety, wystarczy posłuchać, jak bywa on śpiewany spontanicznie i nie przez profesjonalistów, żeby przekonać się, że wcale tak nie jest. Kuleje nie tylko warstwa melodyczna, ale także tekst. Póki my żyjemy czy może kiedy ? Czarnecki czy Czarniecki rzucał się przez morze czy może jednak wracał ?

W przedmowie to tej książki Małgorzata Strzałkowska napisała:

Ze znajomością słów hymnu bywa różnie. (…) Ale w naszej świadomości pokutują też i inne błędy. Dotyczą one interpretacji tekstu „Mazurka Dąbrowskiego”. I to były główne powody, dla których podjęłam się napisania tej książki.

Fakt, że pisałam ją ponad rok, budzi zdziwienie. Tak długo ? Przecież hymn znamy wszyscy ! I wszystko o nim wiemy ! A jeśli nawet nie, wystarczy zajrzeć tu i tam. Jednak tak nie jest. Przekonałam się, że wokół „Mazurka Dąbrowskiego” narosło wiele zagadek, mitów i tajemnic…

Książka podzielona jest na dwie części: „Co każdy Polak o hymnie wiedzieć powinien” oraz „Dla wnikliwych”. W tej drugiej znajdziemy także dwie nieużywane obecnie zwrotki, kalendarium oraz rozdział poświęcony innym utworom, które w historii pełniły rolę polskiego hymnu narodowego. Towarzyszą im (oprócz zdjęć i reprodukcji artefaktów z epoki) ilustracje Adama Pękalskiego – jak zawsze doskonale wpisane w realia czasów, które przedstawiają.

Obie te książki – i ta o hymnie, i ta o godle i fladze należą do tych, które nie tylko warto przeczytać, ale także mieć na półce. Nie znamy dnia ani godziny, kiedy może się okazać, że mamy jakieś wątpliwości związane z tym, o czym jest mowa w którejś ze zwrotek (na przykład – z tym Czarnieckim), albo jeśli mielibyśmy problem z wywieszeniem flagi – a wtedy… wystarczy tylko po nie sięgnąć 🙂

Dziękuję Wydawnictwu Bajka za egzemplarz recenzencki tej książki 🙂

Małgorzata Strzałkowska „Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy”, ilustr.: Adam Pękalski, wyd.: Bajka, Warszawa 2023

Alfred Znamierowski „Orzeł Biały. Znak państwa i narodu”, wyd.: Bajka, Warszawa 2016

Wyścig po koronę

Wyścig po koronę

czyli trzecia część cyklu, który w wersji oryginalnej nosi tytuł „The Lost Arts Mysteries”. O poprzednich dwóch możecie przeczytać —>>> tutaj

Art i Camille tym razem wybierają się do Londynu, aby spotkać się z ojcem dziewczynki, który po latach nawiązał kontakt z porzuconą przed urodzeniem córką. Jednak kiedy tam dolatują, okazuje się, że profesor Broderick Tinsley zniknął…

Czytelnicy poprzednich tomów wiedzą doskonale, że Camille nie jest osobą, która w takiej sytuacji będzie po prostu siedziała w hotelowym pokoju i martwiła się – chociaż obiecała mamie, że będzie tam na nią czekać. A skoro ona zaczęła działać, to Art oczywiście nie może zostawić jej samej… Więcej nie powiem. Żeby dowiedzieć się, co się stało z ojcem dziewczynki i o czyją koronę chodzi w tytule, musicie sięgnąć po książkę. Nie pożałujecie !!!

Podobnie jak w poprzednich tomach, tutaj także znajdują się kody QR, dzięki którym można zobaczyć dzieła sztuki, o których jest mowa w tekście i zapoznać się z ich opisami przygotowanymi przez Karolinę Ciszecką. Deron R. Hicks napisał w posłowiu do tej części: Wielu ludzi uważa, że sztuka to obrazy wiszące w muzeum. Ale ona nie ogranicza się wcale do malarstwa. W tej książce jest mowa również o obrazach, lecz opowieść dotyczy przede wszystkim czterech bardzo różnych dziedzin sztuki nieczęsto prezentowanych w muzeach, gdyż zawsze są one związane z konkretnym czasem i miejscem. Te dziedziny sztuki to: architektura, witraże, malowidła ścienne oraz arte comatesca czyli sztuka tworzenia dekoracyjnych mozaik geometrycznych. To właśnie w nich ukryte zostało rozwiązanie zagadki, przed którą stanęli nasi bohaterowie Londynie i okolicach.

Po tym wszystkim, co tam nawywijali, trudno dziwić się decyzji mamy Camille o tym, że dziewczynka ma szlaban do końca wakacji. Ale ponieważ zarządziła to 15 sierpnia, więc kara nie będzie długa 😉 Na razie nie znalazłam informacji o kolejnym tomie z tego cyklu, ale nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że Art i Camille znowu się w coś wplątali, a Deron R. Hicks to opisał.

P.S. Lektura tego tomu stała się dla mnie przyczynkiem do zastanowienie się nad granicami przekładania lub pozostawiania w wersji oryginalnej nazw własnych. Szczególnie zakłuło mnie w oko przetłumaczenie na polski Trafalgar Square (jako Placu Trafalgarskiego) przy równoczesnym pozostawianiu w oryginale położonej tuż obok Parliament Street (oraz innych miejsc w Londynie). Także spolszczenie nazw University College London i National Portret Gallery budzi moje wątpliwości, bo potem dla czytelników nieczytelne mogą być skróty UCL i NPG (który w tekście zmienił się na NGP).

Deron R. Hicks „Wyścig po koronę”, przekł: Anna Klingofer – Szostakowska, Sara Monasterska, wyd.: Widnokrąg, Piaseczno 2022

Przekręt na Van Gogha; Skok na Rembranta

Przekręt na Van Gogha; Skok na Rembranta

Chłopak pojawił się znikąd.

Widział jego odbicie w szybie ochronnej osłaniającej niewielką rzeźbę. Dzieciak miał blond włosy w lekkim nieładzie, ale poza tym wyglądał zupełnie zwyczajnie. Był w niebieskiej bluzie, dżinsach i trampkach…

Dwunastolatek siedzący samotnie kilka godzin w muzeum (przez które przewijają się tłumy ludzi, bo to przecież Narodowa Galeria Portretów w Waszyngtonie) nie budzi na ogół niczyjego zainteresowania. To nie kilkulatek, żebyśmy zaraz zaczęli się rozglądać, gdzie się podziali jego rodzice. Na chłopca w sali 83 obsługa zwróciła uwagę dopiero wtedy, kiedy zbliżała się pora zamknięcia muzeum…

i wtedy okazało się, że nie wie, ani jak się nazywa, ani gdzie mieszka, ani co robił, zanim usiadł na ławce przed rzeźbą Czternastoletniej tancerki Degasa.

Kim jest ? Skąd się wziął w tym muzeum i dlaczego nie pamiętając swojego imienia, wie tak wiele o wiszących tam obrazach ? Co spowodowało jego amnezję ? I wreszcie – najważniejsze: dlaczego ścigają go przestępcy i czego od niego chcą ???

Kryminały młodzieżowe, które czytywałam, będąc w odpowiednim dla nich wieku, były takie nie do końca poważne. Z zagadką do rozwiązania przez bystrego siódmoklasistę, z przestępcami niezbyt rozgarniętymi i nie bardzo groźnymi, a jeżeli sprawa była z tych poważniejszych, to rozwikływał ją dorosły, który jeździł niepozornym samochodem z silnikiem Ferrari pod maską.

Historie, które opowiada Deron R. Hicks, są inne. Mamy w nich do czynienia z prawdziwym, poważnym przestępstwem dokonywanym przez prawdziwych (można powiedzieć – profesjonalnych) przestępców, którzy po prostu nie docenili dwójki nastolatków. Art i Camille są w takim wieku, że z jednej strony ich samotna obecność w miejscach publicznych nikogo nie dziwi, ale z drugiej – mogą wydawać się bezbronni w konfrontacji z dorosłym, uzbrojonym mężczyzną. Nic bardziej mylnego, choć przecież nie są uzbrojeni i nie dysponują żadnymi nadprzyrodzonymi mocami !

Jeśli początek tej książki przypomniał komuś „Tożsamość Bourne’a”, to jest to skojarzenie bardzo uprawnione. Jej akcja toczy się jak dobry film sensacyjny, nie zdziwiłabym się, gdyby niedługo została zekranizowana, bo potencjał jest 😉

„Przekręt na Van Gogha” był wydany po polsku po raz pierwszy w 2019 roku, a teraz został wznowiony, bo ukazała się kolejna część przygód Arta i Camille. Znów mamy próbę przestępstwa w Narodowej Galerii Portretów, znów chodzi o dzieła sztuki z najwyższej półki, znowu ktoś nie docenił dwójki dzieciaków i w dodatku w sprawę wplątana zostaje także królowa Elżbieta. Tak, ta sama, którą znamy z serialu „The Crown”.

Książki z tej serii nie mają ilustracji, a jednak stanowią coś w rodzaju albumu ze sztuką, ale takiego z XXI wieku 😉 W tekście znajdują się kody QR, które można skopiować telefonem albo tabletem i już ma się dostęp do obrazów i innych dzieł sztuki, o których jest tam mowa. Kiedy ja, będąc w wieku czytelników tej serii, czytałam wykłady Pana Samochodzika z historii sztuki, musiałam sięgnąć po encyklopedię albo jakiś album stojący na półce Rodziców, żeby wiedzieć, o czym opowiadał. Ale przecież nie wszyscy czytelnicy mieli pod ręku księgozbiór mojego Taty ! Teraz jest im łatwiej, a w dodatku jest to kolejna okazja do tego, żeby dzisiejsi nastolatkowie nauczyli się korzystać z internetu nie tylko do wstawiania memów na media społecznościowe.

Sprawdziłam – w tej serii, która ma wspólny tytuł „The Lost Arts Mysteries”, ukazał się jeszcze jeden tom. Tym razem Art i Camille tropią przestępców w Londynie i liczę na to, że niedługo będziemy mogli o tym poczytać po polsku. Edit: już można, zapraszam —>>> tutaj

Deron R. Hicks „Przekręt na Van Gogha”, przekł: Maria Kabat, wyd.: Widnokrąg, Piaseczno 2021

Deron R. Hicks „Skok na Rembranta”, przekł: Anna Klingofer – Szostakowska, Sara Monasterska, wyd.: Widnokrąg, Piaseczno 2021