Wszystko, tylko nie mięta; Diupa

Wszystko, tylko nie mięta; Diupa

czyli pierwsze dwa tomy cyklu książek Ewy Nowak, o których pisałam 16 maja 2007 roku. Od tego czasu cykl rozrósł się do 17 części (nie jestem pewna czy dobrze liczę ?), a obecnie wydawany jest przez wydawnictwo „Prószyński i spółka”. Zyskał też wspólną nazwę „serii miętowej” 🙂 Jedna z jego części – „Bardzo biała wrona” została Książką Roku IBBY w 2009 roku.

Po lekturze tych dwóch książek (a czytałam je, kiedy ukazały się po raz pierwszy nakładem wydawnictwa o uroczej nazwie „Pracownia Słów”) wpadłam w zachwyt. Miałam ogromną nadzieję, że staną się one niejako następcami „Jeżycjady” Małgorzaty Musierowicz (która zresztą pojawia się tam często jako ulubiona lektura bohaterek) w kategorii: współczesne, dobrze obsadzone w realiach i dowcipne książki dla nastolatków. Niestety następne tomy już takiego jednoznacznego zachwytu nie wzbudzały 😦 ale zdania o nich są wśród osób, które o to pytałam , podzielone i każda znajduje u kogoś uznanie. Książki należące do tego cyklu łączy to, że ich bohaterami są warszawscy licealiści (najczęściej zamieszkali po prawej stronie Wisły), a kolejne tomy opisują problemy osób, które w poprzednich pojawiały się gdzieś w tle (natomiast bohaterowie poprzednich przemykają się mniej lub bardziej dyskretnie gdzieś w następnych częściach).

Swoją drogą – przydałaby się jakaś wspólna dla tych książek nazwa. Coś jak „Jeżycjada”. Coś – co w świadomości społecznej łączyłoby je w całość (oprócz szaty graficznej). Przydałoby się to tym bardziej, że Ewa Nowak pisuje również książki adresowane do nieco młodszych czytelników, nie związane z tym cyklem.

Zbiorowym bohaterem „Wszystko, tylko nie mięta” i „Diupy” są rodziny Gwidoszów (w pierwszej) i Rybackich (w drugiej z tych książek). Rodziny fantastyczne, z gatunku takich, jakie każdy chciałby mieć na własność, albo przynajmniej przyjaźnić się z nimi. Rodziców z obu tych domów łączy przyjaźń jeszcze z lat studenckich, poza tym mieszkają po sąsiedzku na Bródnie. Obie rodziny mają po dwoje dzieci w liceum, po jednej arcysympatycznej Babci i po jednym fantastycznym kilkulatku (choć u Rybackich jest to siostrzeniec). Jest w tych domach mnóstwo miłości – zarówno między rodzicami (mimo blisko dwudziestoletniego stażu małżeńskiego), jak i rodziców do dzieci (i wzajemnie), a także (o co najtrudniej) między dziećmi.

W tych domach rozmowy nie ograniczają się do zdawkowych pytań o szkołę i oceny. Tematów nie brakuje, rodzice na ogół wyczuwają, kiedy dzieci mają jakieś problemy i potrafią znaleźć sposób, żeby o nich pogadać. Gwidoszowie lubują się w humorze absurdalnym, ale nie przeszkadza im to w przekazywaniu rzeczy naprawdę ważnych. Jest tam mój ukochany dialog ojca z synem o miłości: – Wal synu, co ci leży na wątrobie, zanim nam zamkną sklepy.  Czy ty kochasz mamę ? – Jezu przenajświętszy, a jakże inaczej bym z nią wytrzymał ? – wzniósł ręce do nieba ojciec. Czy można prościej wytłumaczyć, na czym polega miłość ?

Niedawno zdarzyło mi się obejrzeć w telewizji wywiad z Małgorzatą Niezabitowską. Na pytanie, czy kocha się za coś, czy pomimo czegoś, odpowiedziała, że ona kocha po prostu – ani za, ani pomimo. Rodziny w tych książkach też kochają się po prostu. W następnych tomach już takich fajnych rodzin nie spotykamy, a w ostatnim (edit: który wówczas czytałam) – „Kiedyś na pewno” mamy do czynienia z sytuacją odwrotną czyli rodziną w rozsypce, w której rodzice, zajęci międzynarodową karierą, w ogóle nie interesują się swoimi córkami. Czyżby autorka uznała, że tamte domy były zbyt idealne, a przez to nierealne ?

Jest jeszcze coś, co łączy wszystkie książki tego cyklu – we wszystkich znajdujemy nawiązania do poezji Jacka Kaczmarskiego, z którym (jak mogę przypuszczać) łączyła autorkę bliska znajomość, może przyjaźń.„Wszystko, tylko nie mięta” jest mu nawet dedykowana – z podziękowaniami. Ja osobistą znajomością pochwalić się nie mogę, ale piosenki Jacka Kaczmarskiego towarzyszyły mi i moim przyjaciołom od czasów licealnych, kształtowały nasze widzenie świata, uczyły historii.

Kaczmarski wielkim poetą był 😉 Coraz częściej przekonuję się, że nie ma takiej sytuacji, zjawiska czy wydarzenia, których nie dałoby się skomentować Kaczmarskim. Największą krzywdą, jaką można by wyrządzić jego poezji, byłoby wstawienie go do kanonu lektur i przerabianie w szkole. Ewa Nowak przemyca fragmenty jego piosenek do swoich książek, co sympatyczniejsi z ich bohaterów (zarówno z pokolenia rodziców, jak i obecnych nastolatków) okazują się być jego wielbicielami, a Jacek Kaczmarski pojawia się osobiście w „Krzywym 10” – bohaterowie tej książki udają się na jego koncert.

„A ty siej, a nuż coś wyrośnie”  – śpiewał. Ewa Nowak sieje i mam nadzieję, że na jej książkach wyrośnie kolejne pokolenie wsłuchane w jego piosenki i odnajdujące w nich coraz aktualniejsze treści.

Ewa Nowak „Wszystko, tylko nie mięta”, wyd. Egmont, Warszawa 2005 (I wyd.: Pracownia Słów, Warszawa 2002)

Ewa Nowak „Diupa”, wyd. Egmont, Warszawa 2005 (I wyd.: Pracownia Słów, Warszawa 2002)

Ewa Nowak „Kiedyś na pewno”, wyd. Egmont, Warszawa 2007