
Mam na imię Rut. Bez h na końcu. I bez a. Po prostu RUT. Mówią na mnie Rutka lub Rucia. Czasem Rucisława. Zdarza się, że mama mówi do mnie Ryszard. Zupełnie nie wiem, skąd jej się to wzięło. W domu nas, dzieci, jest pięcioro. Mieszka z nami jeszcze pies – Hamsa. No i rodzice – mama i ojczym. Przydają się, kiedy jestem głodna lub nie mam czystych ubrań. Albo kiedy jest mi smutno i chcę się do kogoś przytulić.

Rut ma jakieś dwanaście, może trzynaście lat. Chodzi do szkoły, ma bliską sercu przyjaciółkę, mniej i bardziej lubiane koleżanki oraz jednego kolegę, z którym szczególnie dobrze jej się rozmawia. Bierze udział w zajęciach kółka teatralnego, czasem ma problemy z ocenami, ale ogólnie radzi sobie z nauką. Normalnie, jak inne dziewczynki w jej wieku.
Żyje w patchworkowej rodzinie, jest środkowa z piątki rodzeństwa. Czasem się kłócą z siostrami i braćmi, a czasem fajnie dogadują. Jej tata mieszka w innym mieście, więc rozmawiają na skypie. Mama i ojczym starają się ogarniać wszystko, ale przy tylu dzieciach w domu, różnie z tym bywa. Zwyczajnie, jak w każdej rodzinie.

Jedynym, co odróżnia Rut od jej rówieśników, jest to, że jest Żydówką (a dokładniej: Polką i Żydówką) i jej rodzina żyje według reguł religii żydowskiej. Jedzą zgodnie z zasadami koszerności. W piątek po zachodzie słońca zasiadają do wieczerzy szabatowej i do sobotniego wieczora nie używają telefonów, ani komputerów. Obchodzą tradycyjne święta żydowskie: Rosz ha-Szana, Jom Kippur, Sukot (że wymienię tylko te które wypadają na początku polskiego roku szkolnego 😉 ) i inne. Nie dotyczą ich natomiast najbardziej u nas uroczyste: Boże Narodzenie i Wielkanoc – chyba że przypadkiem Chanuka i Pesach wypadną w tym samym terminie.
Co z tego wynika ? Na przykład to, że nie pójdzie ze znajomymi do McDonald’sa, bo to, co mogłaby tam zjeść, jest niekoszerne. Że czasem nie ma jej w szkole z powodu świąt i potem musi nadrabiać zaległości, natomiast wtedy, kiedy wszyscy siadają do wieczerzy wigilijnej, u niej w domu jest to normalny wieczór. Za to zna alfabet hebrajski i umie czytać książki, w których wszystko jest z innej strony, niż w tych wydanych po polsku.

Miriam (Maria) Synger, która prowadzi na Instagramie profil @jestem_zydowka , pisząc tę książkę wzorowała się na własnej rodzinie. Swoje wpisy na IG adresuje do dorosłych – opowiada tam o swoim codziennym życiu i o tym, jak w nim łączy bycie religijną Żydówką, wielodzietną (i patchworkową) Matką Polką, feministką i patriotką. Opisuje zwyczaje, tradycje i pojęcia związane z judaizmem, wyjaśnia wątpliwości, odpowiada na pytania. Wydała też książkę pod tytułem „Jestem Żydówką”, która podobnie jak „Dziennik Rut” jest zapisem jednego roku szkolnego – bo w takim rytmie żyje większość rodzin w Polsce, niezależnie od tego, czy posługują się kalendarzem gregoriańskim czy żydowskim.
Miriam Synger pochodzi z rodziny, która na drogę asymilacji weszła pięć pokoleń wcześniej i ponad sto lat temu. Jej historię opisała babcia Miriam – Joanna Olczak-Ronikier w swoich książkach „W ogrodzie pamięci” i „Wtedy”, a zasług dla kultury polskiej kolejnych jej przedstawicieli nie sposób przecenić. Prapradziadkami Miriam byli Janina i Jakub Mortkowiczowie, twórcy księgarni i wydawnictwa, które publikowało największych polskich pisarzy, m.in. Żeromskiego. Janina Mortkowiczowa była także tłumaczką – polscy czytelnicy zawdzięczają jej na przykład „Chłopców z Placu Broni”. Sto lat później ich praprawnuczka i prapraprawnuki (nie wyrzekając się polskości przecież !) żyją zgodnie z zasadami religii, od której oni odeszli. Życie pisze naprawdę niespodziewane scenariusze…
Z dużym zainteresowaniem śledzę profil Miriam Synger na Instagramie, przeczytałam także jej pierwszą książkę dla dorosłych. Obserwuję życie jej i jej rodziny, w tak wielu aspektach regulowane przez religijne nakazy i zakazy. Zastanawiam się czasem, jak to będzie wyglądało w następnych pokoleniach ? Dla niej samej była to decyzja, którą podjęła już jako osoba dorosła. Co wybiorą jej dzieci ?
Rozumiem, że obie te książki oraz profil na IG mają przede wszystkim zapoznawać ich otoczenie z zasadami, którymi się kierują i bardzo dobrze tę rolę spełniają. Obraz ich życia rodzinnego nie jest cukierkowy, bo przy tylu dzieciach z nawet najpoważniejsze tradycje mogą się skończyć… różnie 😉 Brakuje mi tam jednak niekiedy odrobiny… nie wiem… może wątpliwości ? Buntu dzieci, które czasem chcą czegoś, co ich rówieśnicy mogą, a one nie ? Lub choćby odrobiny żalu, że ich te cheesburgery czy wypad z kolegami do kina w sobotę omijają… Bo mimo wszystko trudno mi uwierzyć, że to się nie zdarza.

„Dziennik Rut” to książka, którą mogę określić jako przełomową, ponieważ po raz pierwszy od zakończenia wojny mamy w polskiej literaturze dla niedorosłych bohaterów żydowskich – kompletnie poza kontekstem Zagłady. Ten temat w ogóle tam się nie pojawia. Minęło 80 lat, dzieci Miriam Synger są w jej rodzinie trzecim pokoleniem urodzonym po wojnie. Ich prababcia była wtedy dzieckiem. Dla nich są to wydarzenia niemal tak odległe, jak niewola egipska czy inne zdarzenia z odległej przeszłości, które upamiętniają kolejne obchodzone przez nich święta. Są i Żydami, i Polakami. I są tu u siebie.
A jak się dobrze rozejrzeć, to może się okazać, że osób o takich korzeniach jest dookoła więcej, mimo że one same uważają, że to nieprawda i że to jest głupie… 😉
Miriam (Maria) Synger „Dziennik Rut” ilustr.: Tadeusz Marek, wyd.: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2024
Miriam (Maria) Synger „Jestem Żydówką. Pamiętnik religijnej feministki patriotki wielodzietnej matki Polki” , wyd.: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2023
P.S. A jak już przeczytacie, to koniecznie zajrzyjcie jeszcze do stopki redakcyjnej, z której dowiecie się, ile osób było zaangażowanych w wydanie tej książki i co konkretnie każda z tych osób robiła. Bardzo ciekawa i pouczająca lektura 🙂

