Wpis z 11 października 2006 roku. To już jedna z ostatnich książek, które pozostały mi do wstawienia na półki nowego Małego Pokoju.

Kiedyś była to taka elegancka dzielnica – mówiła panna Amelia Ellicott smutno.
Kiedyś…
Kiedyś dom, w którym mieszkała jej rodzina, otoczony był ogromnym ogrodem. Teraz zbudowano tam nowe domy, a tuż obok nawet (o zgrozo ! 😉 ) wyrósł blok. Panna Amelia mieszka w swoim wielkim domu sama – jedynym jej towarzystwem są kot Mustafa i kury (nie jakieś tam zwyczajne, tylko rasowe bantamki pekińskie koloru słońca i nagietków). Mimo, że bardzo doskwiera jej samotność, żyje tak, jakby wokół nie było innych ludzi, jakby blok obok nie istniał.
Dopiero kiedy silna wichura zniszczy kurnik i porwie kury, okaże się, że za płotem nie tylko żyją normalni ludzie, ale nawet można się z nimi zaprzyjaźnić…
Autorami „Ogrodu panny Amelii” są Australijczycy i dlatego jest tam smaczek niewyczuwalny być może dla polskich czytelników. Blok w tej książce zamieszkany jest przez imigrantów. Mamy tam Włocha (tęskniącego do pozostawionego w Starym Kraju gospodarstwa), Chinkę oraz dzieci o słowiańskim nazwisku, a wszyscy oni przeciwstawieni są damie, której rodzina jest w tamtym miejscu zasiedziała od pokoleń. U nas jest inaczej, ale mury uprzedzeń, oddzielające tych, którzy mieszkają otoczeni płotem (w willi czy na strzeżonym osiedlu) od tych ze zwykłych bloków są coraz wyższe.
„Ogród panny Amelii” wpisuje się w nurt, który nazwałabym: o blokach sympatycznie, do którego należą także ”Wierzbowa 13” i ”Trzynastka na karku” dla coraz starszych czytelników. Nie ma w tej książce zbyt wiele tekstu – po kilka linijek na stronie, za to są duże obrazki, które dają wiele tematów do rozmowy z kilkulatkiem. Szukając kota, licząc kury czy rozpoznając mieszkańców bloku, mimochodem uczymy dziecko, że nie można sądzić ludzi po pozorach – na przykład po tym, gdzie mieszkają.
Liliana Stafford „Ogród panny Amelii”, ilustr.: Stephen Michael King, przekł.: Zuzanna Naczyńska, wyd.: „Egmont” Warszawa 2006