Wpis z 20 stycznia 2012 roku. To była pierwsza książka Tulleta, którą miałam w ręku. Potem były kolejne, ale żadna już nie spodobała mi się tak bardzo. Nie wiem, czy to kwestia tego, że ta była pierwsza, czy jest ona najbardziej uniwersalna ?

… czyli książka, która nie służy do czytania ! 😉
Co więcej – nie służy ona również li i jedynie do oglądania. A do czego ?
Do naciskania, przekręcania potrząsania, klaskania…
A z resztą – co będę mówić ? Zobaczcie sami:
„Naciśnij mnie” to książka, którą można określić jako aplikację z iPada przeniesioną na papier. Tak właśnie napisał o niej w Merlinie niejaki MarcoPolo, dodając jeszcze: to jest genialne w swojej prostocie! Dziecko bawi się z książką, która – prawie jak tablet/komputer – odpowiada na jego klaskanie, wciskanie, chuchanie..
I nie tylko dziecko 😉 Fajnie jest patrzeć na dorosłych, którzy mając ją w ręku po raz pierwszy nie mogą się powstrzymać i także potrząsają nią i klaszczą. Dlatego bardzo zaskoczyła mnie reakcja moich nastoletnich córek. Obejrzały, pokiwały głową, powiedziały Fajne !, ale na moje zachęty do bardziej zaangażowanych działań popatrzyły z politowaniem i odpowiedziały: przecież to jest narysowane.
Wygląda na to, że one są w takim okresie życia, w którym już wyrasta się z bycia dzieckiem, a jeszcze nie dorosło do szukania go w głębi swojego jestestwa… Ale myślę, że wszystko przed nimi 😉
Herve Tullet „Naciśnij mnie”, wyd.: Babaryba, Warszawa 2011