Betlejem

Betlejem

Ernest Bryll zmarł w marcu tego roku. Wtedy też, jak zawsze przy takich okazjach, zaczęto częściej niż zwykle cytować jego twórczość, a ja stwierdziłam ze smutkiem, że znam ją bardzo słabo. Zaczęłam więc szukać jakiegoś zbioru wierszy i przy tej okazji odkryłam tę niedużą, ale piękną książkę zilustrowaną przez córkę poety.

Zawiera wiersze i teksty prozą, a wszystko związane jest z tym, co w Bożym Narodzeniu najważniejsze. Początkowo nie byłam pewna, do kogo jest ona adresowana, jednak wszystko wyjaśnił mi tekst na jej ostatniej okładce:

Zbliżało się Boże Narodzenie. Ciekawe, kilkuletnie dziecko – Magda, nacierało, więc nie miałem wyboru i napisałem tę książkę. Pisałem po prawdzie z miłości, ale i po to, żeby odczepić się od uporczywych i niemożliwych pytań córki. Pytania były w rodzaju: A co byśmy zrobili, gdyby teraz pokazał się anioł i zawołał nas do Betlejem ? Kiedy twierdziłem, że nic (no bo co byśmy zrobili ?), dziecko nie chciało wierzyć.

I powstała książka dla córki, która dziwi się, że nikt w calutkim wielkim mieście nie zaprasza do domu kobiety, która jest w ciąży, że malutki Jezus marznie, i jeszcze z powodu miliona innych „zdziwień i dlaczego” dziecka.

W mojej opowieści jest więc Jezus, Józef i Maryja, Trzej Królowie i Gwiazda. Ale są i anioły, co stoją przy śmietnikach, bo wszystko dzieje się w nas, wśród naszych blokowisk i domów.

Bardzo się namęczyłem, opowiadając tak, żeby zrozumiała.

Ale nikt przecież pytać o Boże Narodzenie nie przestaje, więc teraz moja córka, całkiem już dorosła, po dwudziestu latach, pyta samą siebie, ilustrując opowieść „W Betlejem”. Może teraz, po dwudziestu latach, pomożemy innym tatusiom i mamom udręczonym pytaniami „dlaczego”.

W ten sposób Autor właściwie mnie wyręczył, bo niewiele już mogłabym do tego opisu dodać. Może jedynie to, że ta książka może być znakomitą pomocą i wstępem do rozmowy z dziećmi w tych domach, w których w obchodzeniu Świąt najważniejszy jest ich kontekst religijny.

Bardzo cieszę się, że ją znalazłam. Mimo że od jej ukazania się minęło już 15 lat (ale cóż to jest wobec czasu, który upłynął od narodzin Jezusa !), na szczęście nadal można ją kupić. I przeczytać. Naprawdę warto to zrobić, bo chyba zbyt rzadko zadajemy sobie te pytania, a one nic nie tracą na aktualności…

Ernest Bryll „Betlejem”, ilustr.: Magdalena Bryll, wyd.: Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2009

Cacko. Opowieść bożonarodzeniowa

Cacko. Opowieść bożonarodzeniowa

„Cacko. Opowieść bożonarodzeniowa” to książka z rodzaju tych, które bardzo lubię, bo znakomicie wpisują się w moje skrzywienie historyczne pokazując przeszłość poprzez życie zwykłych ludzi. Jej bohaterowie nie są postaciami z pierwszych stron gazet, nie uczestniczą w przełomowych wydarzeniach, a jednak w ich losach jak w lustrze odbijają się meandry ostatniego stulecia.

Rodzinę Jacynów poznajemy w 24 grudnia 1911 roku, kiedy mały Ambroży z mamą przyjeżdżają do Poznania, gdzie czekał na nich ojciec. Towarzyszymy im w ich pierwszej poznańskiej Wigilii, a potem odwiedzamy ich w kolejne Wigilie – w roku 1918, 1944, 1981 i wreszcie w 2014. Za każdym razem na ich choince wisi tytułowe cacko czyli bombka, która trafiła do nich przypadkiem (a może to nie był przypadek ?) zaraz po przyjeździe.

Sękate palce pana Ambrożego zacisnęły się na kartoniku. Ukryta w nim srebrna kula naprawdę towarzyszyła mu przez całe życie. Wisiała na każdej jego choince, nawet jeśli on nie mógł przy niej być. Odbijała w sobie wszystkich jego najbliższych, od dziadków, przez rodziców, po dzieci i wnuki. Pomyślał, że szklana bombka, niczym szczególna soczewka, skupiła w sobie wszystkie ich najszczęśliwsze chwile; była jakby naocznym świadkiem tego, co w jego życiu było najlepsze. Taka krucha, szklana bańka, tak, zdawałoby się, nietrwała i delikatna – a jednak przeżyła jedną i drugą wojnę, przeżyła rodziców, Hanię, a kto wie, może przeżyje i jego ? Była, przez niemal cały już wiek – ciągle była.

Jest w tej historii rodzinnej nie tylko odbicie wielkiej historii przetaczającej się przez Polskę – jest w niej także mała ojczyzna bohaterów czyli Poznań. Kiedy przybywają tam w 1911 roku na dworcu wita ich napis POSEN – BAHNSTIEG II, a dzielnica, w której czeka zamieszkają i która obecnie nazywa się Łazarz, wtedy nosiła nazwę Sankt Lazarus. Poznań to także mała ojczyzna Emilii Kiereś. Ostatnie dwie opisane tu Wigilie przeżyła osobiście, choć tę z 1981 roku zapewne zna wyłącznie z opowiadań, bo nie miała wtedy jeszcze roku. Ale to był taki czas i taka Wigilia, że na pewno nie raz ją wspominano.

Poprzez historię tej niezwykłej bombki poznajemy też zmieniające się świąteczne zwyczaje. W początkach XX wieku to, co dla nas obecnie jest oczywistym i istniejącym od zawsze zwyczajem świątecznym, czyli ubieranie choinki, było nowością, przyjmowaną z pewnymi oporami jako zwyczaj niemiecki. Także szklane bombki były za takie uważane i lansowano polską modę na ubieranie drzewka czyli papierowe ozdoby robione własnoręcznie.

Kiedy o tym czytałam, przypomniałam sobie rozmaite rzeczy, które na moich choinkach wisiały, ale niestety już ich nie mam. Łańcuchy, które moja Mama robiła ze słomy i cieniutkiej bibułki, a słomę, która była nam do tego potrzebna wyskubywałyśmy kiedyś razem z chochoła osłaniającego przed mrozem uliczną pompę. Zabawki z wydmuszek – pajaca i kucharza, którym Tata narysował oczy i usta. Gwiazdki, które nasz sąsiad matematyk robił z różowej dziurkowanej taśmy używanej do programowania maszyn cyfrowych ponad 50 lat temu…

Tych zabawek już nie ma, ale są ze mną bombki, które Rodzice kupili na moją pierwszą w życiu choinkę. Możecie je zobaczyć na zdjęciach.

Jest taki dzień, tylko jeden, raz do roku. // Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku… – nie wiem, w którym roku powstała ta piosenka Czerwonych Gitar, ale mam wrażenie, że znam ją od zawsze 😉

Wigilia to taki szczególny dzień, w którym wszystko musi być jak zwykle, jak co roku, jak zawsze, jak tradycja każe, bo tylko wtedy będzie to dzień niezwykły i niezapomniany.

Emilia Kiereś „Cacko. Opowieść bożonarodzeniowa” ilustr.: Edyta Danieluk, wyd.: Wydawnictwo BIS, Warszawa 2024

Opowieść wigilijna (przekł. Jacek Dehnel)

Opowieść wigilijna (przekł. Jacek Dehnel)

Książka nominowana i NAGRODZONA w Plebiscycie Blogerów LOKOMOTYWA w kategorii: przekład !!

oraz wpisana na Listę Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej za rok 2023

To już drugi przekład „Opowieści wigilijnej”, który staje na półce Małego Pokoju z Książkami. Poprzedni – Andrzeja Polkowskiego opisywałam ( tutaj —>>> ) dawno temu, kiedy Najstarsza z moich córek czytała go jako lekturę w szkole podstawowej. Nie wiem, czy potem ukazały się jeszcze jakieś następne godne uwagi, bo kolejne moje córki na potrzeby szkolne także czytały tamten.

Na to wydanie czyli przekład Jacka Dehnela zwróciłam uwagę przede wszystkim ze względu na ilustracje Lisy Aisato. Nie jestem szczególną fanką jej kreski i moim zdaniem nie zawsze jest ona odpowiednia do tekstów, którym towarzyszy, ale tutaj (podobnie jak w przypadku „Śnieżnej siostry”) jest bardzo na miejscu, pasuje do atmosfery tej historii i wiktoriańskich realiów, w których się toczy.

Do samego tekstu zajrzałam już po tym, jak Jacek Dehnel został nominowany w Plebiscycie LOKOMOTYWA i stwierdziłam wtedy, że czyta się naprawdę dobrze. Tłumaczowi udało się zachować balans między współczesnością języka, która powoduje, że nawet młodzi czytelnicy nie powinni mieć z nim problemów a duchem czasów, z których ten utwór pochodzi.

Kiedy głosami internautów właśnie ten przekład wygrał rywalizację w naszym plebiscycie, o ogłoszenie werdyktu i wygłoszenie laudacji poprosiliśmy Anną Bańkowską, której „Anne z Zielonych Szczytów” triumfowała w poprzedniej edycji Lokomotywy. Określiła ona dzieło Jacka Dehnela mianem mistrzostwa świata. Powiedziała: przeczytałam ją w nocy za jednym zamachem i nie mogłam się oderwać. Doceniła nie tylko piękny styl i piękny język, ale także liczne i bardzo obszerne przypisy, które jej zdaniem stawiają tę edycję „A Christmas Carol” na poziomie wydania krytycznego.

Podzielam tę opinię, bo sama bardzo lubię przypisy. Ich obecność w książce podnosi moją przyjemność lektury na wyższy poziom 😉 Jacek Dehnel wyjaśnia w nich rozmaite konteksty kulturowe, do których się Dickens odnosił, a które są obecnie, jak sądzę, w większości słabo zrozumiałe także dla przeciętnego czytelnika brytyjskiego. Czasem udało mu się znaleźć polskie odpowiedniki dla odniesień autora, ale wtedy też w przypisie wyjaśnia, o co chodziło w oryginale.

Wolę, kiedy przypisy znajdują się na dole strony – tak jest wygodniej czytać. Tutaj, zapewne także ze względu na całostronicowe ilustracje, umieszczono je na końcu książki. To trochę utrudnia, przydałaby się więc zakładka – wstążka (albo nawet dwie 😉 ), żeby ułatwić wędrówki między tekstem właściwym a przypisami.

Czuje się, że praca nad tym tekstem, była dla tłumacza przyjemnością. Z tym większym żalem uświadamiam sobie, że tak staranne (a przez to nie tanie !) wydanie zapewne nie trafi do tych, którym najbardziej by się przydało. „Opowieść wigilijna” jest aktualnie lekturą obowiązkową w klasach 7-8 szkoły podstawowej, ale obawiam się, że większość uczniów sięgnie na tę okoliczność po typowe wydanie lekturowe czyli byle jaki przekład wydany byle jak, byleby tylko kosztował niewiele. A potem będziemy narzekać, że nastolatki nie chcą czytać lektur szkolnych…

Charles Dickens „Opowieść wigilijna czyli kolęda prozą albo bożonarodzeniowa opowieść o duchach”, przekł.: Jacek Dehnel, ilustr.: Lisa Aisato, wyd.: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023

Wielki Bieg Gwiazdkowy

Wielki Bieg Gwiazdkowy

Niech Was nie zwiedzie tytuł tej książki i ilustracja, którą widzicie na okładce ! Sugerują, że możemy spodziewać się typowej publikacji świątecznej, podobnej do filmów, których masę można obejrzeć na platformach streamingowych. Nic bardziej mylnego, ale ja bardzo lubię takie niespodziewane zaskoczenia (no i co z tego, że to tautologia ? 😉 ).

Zaczyna się jesienią, a kończy w Wigilię, ale Święta, przygotowania do nich oraz prezenty w ogóle nie są tematem, któremu bohaterowie poświęcają uwagę.

Tadzio ma tylko Tatę, mama umarła kiedy był malutki. Do niedawna mieszkali z dziewczyną Taty, ale wyprowadzili się od niej. Ich nowy dom mieści się w okolicy, w które nikogo nie znają i nie jest łatwo kogoś tam poznać, bo na ulicach nie ma zbyt wielu przechodniów. Najbardziej intryguje chłopca sąsiednia posesja, bo w murze jest otwór (ze złotą ramą !!!) i widać przez niego dziwne… jakby inscenizacje… ???

Jednak jeszcze bardziej zaskakująca jest osoba, która tam mieszka…

Z opisu na okładce możemy się dowiedzieć, że „Wielki Bieg Gwiazdkowy” to nieoczywista i wzruszająca opowieść w świątecznym klimacie – o relacjach, nie zawsze łatwych wyborach, byciu sobą i marzeniach. Taka właśnie jest – i w ogóle mnie to nie dziwi, bo znając poprzednie książki Katarzyny Wasilkowskiej wiem, że potrafi tworzyć fabuły absolutnie nieschematyczne. Zobaczcie sami, jeśli jeszcze nie znacie —>>> Świat Mundka , Już, już ! oraz Kilka niedużych historii .

A kto w końcu wygrał ten tytułowy Wielki Bieg Gwiazdkowy, do którego Tadzio tak bardzo się przygotowywał ? Tego już musicie dowiedzieć się sami, a przy okazji znajdziecie tam odpowiedź na parę innych, ważnych pytań.

Na przykład – czy warto przejmować się tym, co ludzie o nas mówią ? Albo – czy ogórki z miodem są smaczne ?

Katarzyna Wasilkowska „Wielki Bieg Gwiazdkowy”, ilustr.: Agnieszka Sozańska, wyd.: Dwukropek Juka91, Warszawa 2024