Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów

Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów

… czyli portrety 11 ilustratorek i 13 ilustratorów, których twórczość składała się na Polską Szkołę Ilustracji.

Barbara Gawryluk rozmawiała z tymi z nich, którzy jeszcze żyją, oraz z najbliższymi tych, których już nie ma. Ich opowieściom towarzyszą okładki i ilustracje – i takie, które wszyscy pamiętamy i te czasem już zapomniane, wydobyte z zakamarków pracowni, czeluści szuflad, skrzyń, czasem tapczanów, a także z przepastnych magazynów Muzeum Książki Dziecięcej, BWA w Zamościu oraz paru innych niespodziewanych miejsc 🙂

W przedmowie autorka napisała: O pamięć chodzi w tej książce przede wszystkim. Chciałabym, żeby moja opowieść, czasem dziurawa, często niekompletna, bywa, że amatorska, miejscami bardzo osobista, wywołała u Czytelników dobre powroty do dzieciństwa spędzanego z książką. Kiedy byliśmy dziećmi, my, dzisiejsi czterdziesto-, pięćdziesięcio-, sześćdziesięciolatkowie, nie zauważaliśmy przecież nazwisk wypisanych na okładkach czy stronach tytułowych. Ale obrazy tych okładek mamy wdrukowane w pamięć, zatrzymujemy się, widząc je za szybą w witrynie antykwariatu, odnajdując na jakimś blogu poświęconym literaturze dla dzieci, uśmiechamy się, odkrywając wznowienia wierne dawnym wydaniom.

Bardzo trudno jest powiedzieć o „Ilustratorkach, ilustratorach” coś więcej niż to, że jest to książka wspaniała i wciągająca, bo od razu chce się napisać tyle, że znacznie przekroczyłoby to ramy zwykłej blogowej recenzji. Pierwszy raz przeczytałam ją od razu po premierze, niemal całą w jeden wieczór. Potem już na spokojnie przeglądałam ilustracje, odnajdując w nich całą masę rzeczy, o których dawno zapomniałam. Do kolejnej lektury przystąpiłam niedawno i wtedy zaznaczałam sobie w tekście wszystkie przypomnienia, zaskoczenia i odkrycia. Oto moja lista, ale zapewne każdy z czytelników tej książki ma własną 😉

Pierwsze przypomnienie – zaskoczenie dotyczyło tego, co znajdowało się na tylnej okładce (obwolucie) „Cukierni pod Pierożkiem z Wiśniami”. Ta ukochana książka mojego dzieciństwa obwolutę straciła dość szybko i o ile domek z tytułową cukiernią, który był z przodu, pamiętałam bardzo dobrze, to kompletnie zapomniałam londyńskie widoczki z tyłu. Zapewne dlatego, że wtedy jeszcze te miejsca z niczym mi się nie kojarzyły.

Drugie, tym razem odkrycie związane było z „Emilem ze Smalandii”, bo tak mi się jakoś wydawało, że w książce, którą czytałam dawno temu, były ilustracje podobne do tych, które pamiętałam z „Dzieci z Bullerbyn”. Okazało się, że miałam rację i pierwsze polskie wydanie „Emila” było ilustrowane przez Hannę Czajkowską.

Kolejne odkrycie to Leonia Janecka – jedyne nazwisko w tej książce, które początkowo z niczym mi się nie kojarzyło, aż odkryłam, że to właśnie ona ilustrowała jedną z moich ukochanych książek – „Jadwigę i Jagienkę” Czesławy Niemyskiej – Rączaszkowej.

Następne dotyczyło „Fizi Pończoszanki”, bo pod takim imieniem poznałam Pippi mniej więcej w tym samym czasie co Emila. Książkę pod tym tytułem pożyczałam z biblioteki, a potem już nigdy nie miałam jej w ręku. Ilustracje pamiętałam jak przez mgłę, ale zdecydowanie nie były one podobne do tych kanonicznych Ingrid Van Nyman, z którymi teraz Pippi jest wydawana. Z rozdziału poświęconego Janinie Krzemińskiej dowiedziałam się wreszcie, że ich autorem był jej długoletni partner Zbigniew Piotrowski.

W tym samym rozdziale przypomniałam sobie okładkę i ilustracje Janiny Krzemińskiej do „Naszej mamy czarodziejki” Joanny Papuzińskiej – tę mamę płynącą nad miasteczkiem na poduszce jak księżniczka na latającym dywanie, naprawdę czarodziejską.

Potem zobaczyłam zdjęcie Jerzego Srokowskiego i zrozumiałam, skąd jego postaci brały te charakterystyczne migdałowe, rozmarzone oczy…

Jeszcze potem odkryłam z zaskoczeniem, że autorem pamiętnej drzeworytowej okładki (oraz ilustracji) do „Klechd domowych” był Zbigniew Rychlicki, którego kojarzyłam przede wszystkim z Misiem Uszatkiem .

Ostatni rozdział poświęcony Bohdanowi Butence, który niestety (podobnie jak Zdzisław Witwicki) nie dożył premiery tej książki, czytałam kilka dni po wiadomości o jego śmierci. Co prawda jako dziecko nie lubiłam jego ilustracji, ale były one częścią mojego dzieciństwa, a z czasem doceniłam ich oryginalność i absolutną niepodrabialność. Kiedy byłam już dorosła, razem z moimi córkami odkryłam „Donga, co ma świecący nos” i zachwyciłam się tą książką, tak odmienną, której wygląd doskonale korespondował z absurdalnością treści – przede wszystkim dzięki czarnym kartkom z białymi literami.

Lektura „Ilustratorek, ilustratorów” uświadomiła mi, jak wiele zawdzięczam WSZYSTKIM bohaterom tej książki (a także tym, dla których w niej miejsca nie starczyło, a których twórczość także współtworzyła Polską Szkołę Ilustracji), bo dzięki różnorodności ich kresek szara rzeczywistość PRLu nabierała barw, a ja nauczyłam się, jak różnie można widzieć świat.

Wiedzieliśmy, że dla dziecka wszystko musi być najlepsze. To jest jego pierwsza galeria sztuki – powiedziała pani Krystyna Michałowska. W tej galerii sztuki i ja się wychowałam – dziękuję za nią bardzo !!!

Barbara Gawryluk „Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów”, projekt książki: Anna Pol, wyd.: Marginesy, Warszawa 2019

Ilustratorki: Maria Orłowska – Gabryś, Hanna Czajkowska, Ewa Salamon, Olga Siemaszko, Leonia Janecka, Elżbieta Gaudasińska, Danuta Konwicka, Janina Krzemińska, Krystyna Michałowska, Bożena Truchanowska, Teresa Wilbik

Ilustratorzy: Jan Marcin Szancer, Jerzy Srokowski, Kazimierz Mikulski, Adam Kilian, Janusz Grabiański, Zdzisław Witwicki, Zbigniew Rychlicki, Mirosław Pokora, Janusz Stanny, Antoni Boratyński, Józef Wilkoń, Mieczysław Piotrowski, Bohdan Butenko

2 myśli w temacie “Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s