Rodzina Monet. Skarb

Rodzina Monet. Skarb

To jest wpis, którego miało nie być 😉

Widziałam, co prawda kolejne tomy „Rodziny Monet” w księgarniach, ale zupełnie mnie do tego cyklu nie ciągnęło. Uważałam, że jest wystarczająco popularny i moje zainteresowanie nie jest mu do niczego potrzebne.

Potem zobaczyłam zdjęcia kolejki nastolatek, które na targach książki stoją godzinami, żeby dostać autograf, zamienić kilka słów i zrobić sobie selfie z autorką. Dowiedziałam się też, jak zmieniły się ostatnio wskaźniki czytelnictwa wśród tej grupy wiekowej i uznałam, że jeśli chcę uchodzić za eksperta od książek dla niedorosłych, to jednak muszę się z tym fenomenem zapoznać.

Przeczytałam pierwszy tom i włos mi się na głowie zjeżył…

Dalej będą spioilery jak stąd do księżyca, więc zastanówcie się, czy na pewno chcecie to czytać. Jeśli tak – zapraszam pod zdjęcia.

Zdjęcia przedstawiają kolejkę czytelniczek, które ustawiły się w oczekiwaniu na Weronikę Annę Marczak. Na tegorocznych targach książki na warszawskim Stadionie Narodowym zrobił je Michał Zając, któremu bardzo dziękuję za ich użyczenie !!!

Nie czytałam następnych tomów cyklu, ale to dla tego wpisu nie ma znaczenia, bo właśnie na podstawie tego, co jest w pierwszym, czytelniczki podejmują decyzję o tym, czy chcą sięgnąć po kolejne.

Kiedy czytałam tę książkę, wiedząc, że powstawała ona na platformie Wattpad, uznałam, że autorką jest nastolatka trochę starsza od bohaterki. Dlatego byłam w stanie przymknąć oko na pewną nieporadność językową czy brak wiedzy o realiach życia w USA, szczególnie w bogatszych warstwach społeczeństwa, bo widać, że głównym jej źródłem były seriale 😉

Cała historia jest jak z baśni o dziewczynie wychowywanej w dość prostych warunkach, która nagle dowiaduje się, że jest zaginioną dziedziczką odległego królestwa. Tak właśnie jest z Hailie, brytyjską czternastolatką, która na pierwszej stronie tej książki traci w wypadku samochodowym wszystkie bliskie sobie osoby (czyli mamę i babcię), aby następnie dowiedzieć się, że ma w Pensylwanii pięciu przyrodnich braci i najstarszy z nich zostanie jej prawnym opiekunem. Cała rodzinna historia bohaterki pozostaje w tym tomie niewyjaśniona – jak to się stało, że w ogóle przyszła na świat ? Czy ojciec się nią interesował i czy łożył na jej utrzymanie ? A jeśli nie, co sugerowałaby rażąca różnica w poziomach życia między nią a braćmi, to dlaczego ? Tego Autorka nie była łaskawa nam wytłumaczyć – nie wiem, czy w ogóle nie zaprzątała sobie tym głowy, czy wyjaśnienie pozostawiła na dalszy ciąg tej historii.

Opis rezydencji Monetów, w której Hailie zamieszkała po przyjeździe do Stanów oraz opisy ich życia też są niespecjalnie wymyślne. Autorka wie, że bogaci ludzie mają wszystko duuuuże i tak jest tutaj – duży dom z dużym salonem, w którym jest duży telewizor i konsola do gier. Duży garaż, a w nim dużo dużych samochodów. A ! I jeszcze duża siłownia. I basen na zewnątrz, ale już opróżniony na zimę (widać, że basen w domu jest już poza wyobraźnią Autorki).

Również poza jej wyobraźnią jest to, że taki duży dom wymaga ludzi do obsługi – dlatego bardzo rozśmieszyło mnie to, że bohaterka uznaje za niebywały luksus fakt, że w tej rezydencji, w której mieszka pięć (a potem sześć) osób, jest dochodząca gosposia. Sztuk jeden. I daje radę ze wszystkim – sprzątaniem, praniem i gotowaniem dla pięciu obdarzonych solidnymi apetytami facetów, którzy zdecydowanie nie mają żadnych obowiązków domowych !!! Chętnie bym ją podkupiła Monetom, ale obawiam się, że mnie na nią nie stać 😉

Potem dowiedziałam się, że Weronika Anna Marczak zaczęła to pisać po licencjacie, więc moja życzliwa wyrozumiałość trochę się skurczyła. Nadal jednak od tej strony patrząc, ta książka nie odstaje specjalnie od niższej półki tego nurtu w literaturze, który określany jest mianem kobiecej. Problemem, jaki z nią mam, nie jest jednak niewyszukany język i toporna konstrukcja akcji – jest nim natomiast obraz absolutnie porypanych relacji rodzinnych oraz dominujący w niej wzór męskich bohaterów.

No i przemoc.

Zawsze twierdziłam, że lepiej jest, kiedy ktoś czyta cokolwiek, byleby czytał – nawet jeśli to nie jest literatura najwyższych lotów. Wtedy ma chociaż szansę na to, że (nawet przypadkiem) sięgnie po coś wartościowszego. Osoba nie czytająca NIC, takiej szansy nie ma. Lektura „Rodziny Monet” spowodowała, że zmieniłam zdanie.

Ten cykl czytają nastolatki – w wieku bohaterki i młodsze, a więc osoby, które wcześniej czytały Astrid Lindgren czy serię o Harrym Potterze, a z naszego podwórka – na przykład książki o Majce i Ciabci Marcina Szczygielskiego. W tamtych historiach nie było ambiwalencji – dobro to dobro, a zło to zło. Nastolatki nie mają jeszcze wiedzy o życiu, która spowoduje, że w pewnych sytuacjach opisanych przez Weronikę Annę Marczak zapali im się lampka ostrzegawcza. One czytają wprost i przyjmują wszystko, tak jak Autorka napisała i tak jak to przyjmuje bohaterka, choć na początku trochę się buntuje.

Wbrew wrażeniu, jakie można z tej książki wynieść – kochająca się rodzina nie wygląda jak Monetowie. Zdecydowanie NIE !!! W kochającej się rodzinie zasady są jednakowe dla wszystkich, a tutaj zupełnie inne standardy obowiązują Hailie, która zaraz po przyjeździe obchodzi piętnaste urodziny, a inne jej starszych raptem o dwa lata braci bliźniaków. Tony i Shane także są nieletni (świadomie używam tego określenia, mimo że jest on zastrzeżone dla sprawców przestępstw), a jednak ich nie dotyczy zasada: żadnych używek. Wręcz przeciwnie – palą jawnie nie tylko w domu, ale także w szkole. Piją też alkohol podczas rodzinnego wyjścia do restauracji, a przypomnijmy, że w USA mogą to robić osoby, które skończyły 21 lat.

Kiedy Tony w obecności wielu uczniów bije (żeby nie powiedzieć – katuje) kolegę, reprymendę w domu dostaje tylko Hailie, która próbowała go powstrzymać, podczas gdy powinna była się oddalić bez słowa. Nie jest to jedyna sytuacja, kiedy słyszy on tylko, że powinien zacząć bardziej panować nad swoją agresją.

Wbrew wrażeniu, jakie można z tej książki wynieść – troska o młodszą siostrę i o jej bezpieczeństwo nie usprawiedliwia inwigilacji, kontrolowania tego, co robi w internecie, śledzenia jej oraz terroryzowania wszystkich chłopców w szkole, którzy po prostu wiedzą, że jakakolwiek interakcja z siostrą Monetów grozi śmiercią lub kalectwem. I nie wystarczy, że się ją nazywa Maleńką i Siostrzyczką oraz mówi Jesteś naszym skarbem, który się odnalazł, bo to wszystko razem wyczerpuje znamiona przemocy psychicznej, a nie miłości.

Cała historia z Jasonem spowodowała, że przed ciśnięciem tą książką o ścianę powstrzymała mnie tylko niechęć to zniszczenia Kindle’a 😉 Wszystko zaczyna się od tego, że Hailie, która przecież absolutnie nie może sama wrócić ze szkoły do położonej na odludziu Rezydencji Monetów, spędza czas oczekiwania na to, że brat skończy zajęcia, w szkolnej bibliotece. Tam zagaduje do niej kolega, z którym chodzi na francuski i namawia ją, żeby pomagała mu w lekcjach, a ona się zgadza. Powtórzę – całe ich przestępstwo polega na tym, że razem odrabiają lekcje w szkolnej bibliotece i na tym przyłapuje ich jeden z jej braci. Potem, mimo zakazu – spotykają się dalej (w rzadko odwiedzanej damskiej toalecie), a następnie idą razem do kina (wersja dla jej rodziny: idą tam z nią dwie koleżanki). Wtedy bracia Monet przechodzą od ustnych pogróżek do czynów i Jason spada ze schodów. Odnosi to należyty skutek, bo od tej chwili przestaje nawet spoglądać na Hailie i zaczyna prowadzać się z inną dziewczyną. Hailie cierpi, ale po jakim czasie:

po pierwsze – uświadamia sobie, że Jason to dupek (przepraszam !), więc w sumie jej bracia mieli rację i w ogóle należało mu się;

a po drugie – kiedy dowiaduje się, że tę kolejną dziewczynę rzucił po pierwszym seksie, co robi ? W porywie wściekłości biegnie do niego i publicznie uderza go w twarz. Czyli nauczyła się już, że przemoc to znakomita metoda na rozwiązywanie takich problemów.

Wbrew wrażeniu, jakie można z tej książki wynieść – przemoc nie jest oznaką męskości. Poza Hailie występują tam zaledwie trzy postaci kobiece na drugim planie – gosposia i dwie jej szkolne koleżanki. Poza tym – sami faceci, którzy dzielą się na tchórzy, rozglądających się ze strachem, czy gdzieś w pobliżu nie ma braci Monet oraz na samych Monetów, których różni wyłącznie stopień, w jakim są w stanie zapanować nad swoją agresją. Im starsi – tym bardziej opanowani, ale dochodzę do wniosku, że bardziej obawiałabym się tych starszych. I jeszcze jedno – facet, który deklaruje, że na siostrę nigdy by ręki nie podniósł, natomiast kogoś, kto chciałby ją skrzywdzić, osobiście zabije – nie wyraża w ten sposób miłości.

Już podczas pierwszej rozmowy po przyjeździe, kiedy Vincent przedstawiał jej zasady, których przestrzegania oczekuje od niej, Hailie dowiedziała się, że jest zdecydowanie za młoda na randki. I znów – ta zasada nie dotyczy jej starszych o dwa lata braci – oni mogą nie tylko spotykać się z dziewczynami, ale także za absolutnie normalne uchodzi to, że traktują je wyłącznie jako obiekt seksualny i określają mianem suk (tak – zasada o używaniu należytego słownictwa też obowiązuje tylko ich siostrę). Kiedy się jeden z braci (tak, ten nieletni 😉 ) czepnął się jej o za krótką sukienkę, Hailie odpaliła mu, że u jego dziewczyny mu to jakoś nie przeszkadza. Odpowiedział coś w tym stylu: Maleńka, to jest dziewczyna, z którą być może jeszcze dziś pójdę do łóżka. Nie chciałbym, żeby o tobie ktokolwiek myślał tak, jak ja o niej myślę. Tego to nawet nie podejmuję się skomentować 😦

Mogłabym tak jeszcze długo, ale chyba wystarczy. Jeśli chcecie więcej – obejrzyjcie film, który jest poniżej. Jego autorka dokładnie streszcza pierwszy tom i pokazuje jeszcze więcej miejsc, od których włos się jeży na głowie. Z tego, co udało mi się znaleźć w sieci na temat kolejnych tomów, wnioskuję, że później Hailie nauczyła się żyć w tej rodzinie tak, aby w jak największym stopniu korzystać z tego, co daje jej ich bogactwo, wpływy i pokrętnie rozumiana miłość.

Wiem, że „Rodzina Monet” jest bardzo popularna wśród nastolatek, a z takimi modami trudno walczyć. Nie namawiam więc rodziców do tego, żeby zabraniali swoim córkom czytania tego cyklu, bo to plus moda może wywołać jedynie zwiększone zainteresowanie owocem zakazanym. Jesli jednak Wasze córki czytają te książki, proszę – porozmawiajcie z nimi o nich !!! Dowiedzcie się, co im się tam tak bardzo podoba i spróbujcie wyjaśnić, że oswojony brutal to nie jest dobry kandydat na chłopaka marzeń…

Weronika Anna Marczak „Rodzina Monet. Skarb”, wyd.: You&YA, Warszawa 2022

I jeszcze obiecany film, tam są dopiero spoilery !!! 😉

Jedna myśl w temacie “Rodzina Monet. Skarb

Dodaj komentarz